Выбрать главу

Rozmowy pana Jakuba z małżonką ograniczały się najczęściej do spraw gospodarskich. Przeważnie wydawał on polecenia lub mówił, czego oczekuje, a ona, choć nie odpowiadała, starała się wypełniać te rozkazy dokładnie, nieco tylko, wedle własnej woli, je zmieniając. Musiała zmieniać, bo co mógł wiedzieć o gospodarstwie ktoś, kto większą część roku spędzał poza domem, włócząc się po obcych dworach, wojując daleko od domu albo polując całymi tygodniami, a tylko dla zabawy.

Pan Jakub wyjeżdżał bez powiadomiania żony o swoich zamiarach. Służba uśmiechała się potem złośliwie po kątach, kiedy pani Agnieszka dopytywała się, kiedy, jak i dlaczego tak pospiesznie. Takie nagłe wyjazdy miała za kolejne upokorzenie i zwykle cały dzień siedziała u siebie, płacząc i złorzecząc na przemian. Wcale nie uważała, że Jakub może robić co chce, bo choć rzadko dawał temu świadectwo, był przecież jej prawowitym mężem.

Rankiem następnego dnia rzucała się do rozmaitych prac i ci wszyscy, którzy poprzedniego pozwolili sobie na uwagi, uśmiechy czy lenistwo, mieli teraz czego żałować.

Dopiero po południu sprawy gospodarskie zetknęły panią Agnieszkę z mężowskim zarządcą dworu, Szczepanem Sową. Przez minione lata stosunki między nimi jakoś się poprawiły. Szczepan doceniał jej pracę i dbałość o dwór, czasem nawet trochę współczuł pani, widząc ją opuszczoną i samotną.

Szczepan zobaczył Agnieszkę na dziedzińcu, kiedy wychodziła z lamusa, i poszedł od razu w jej kierunku.

– Jestem na wasze rozkazy – powiedział grzecznie.

Po starciach i kłótniach pierwszego roku zaczął zachowywać się uprzejmie, a Agnieszka odpłacała mu tym samym. Przez tych kilka lat nauczyli się nie wchodzić sobie w drogę.

– Pan wyjechał tak szybko, że nie o wszystkim zdążył mi powiedzieć. Ale wy macie mi przekazać, co ważne. Jakie więc macie plany?

Szczepan uważnie popatrzył w oczy pani. Było mu żal tej młodej jeszcze, a opuszczonej i samotnej kobiety. Oboje wiedzieli, że w sprawach całego majątku pan Jakub zdawał się całkowicie na swojego rządcę, a ten nie był obowiązany opowiadać się przed kimkolwiek innym. Ale oboje po raz kolejny udali, że panuje między nimi pełna zgoda.

– Zwyczajne zajęcia, pani – głos Szczepana był spokojny i uprzejmy. – Najwięcej ludzi wysłałem do karczowania za małym potokiem. Do prac na polach wyznaczyłem już starszych i mam nadzieję, że nie będziecie chcieli ich zmieniać. Sam też dopilnuję wykonania kar, jakie pan Jakub nałożył.

– Dużo tego?

– Nie więcej niż zwyczajnie. Dwóch ma dostać po trzydzieści kijów. A jeden, którego złapano na zbrodni, czeka związany w szopie na żołnierzy pana Mikołaja z Potoka, żeby zabrali go do lochu. Za dwie niedziele przypada pora zebrania daniny z osady po lewej stronie rzeki i was prosiłbym, byście jak zawsze zechcieli dopilnować składania zapasów do spichrzów.

– Oczywiście, to przecież moje obowiązki. Co jeszcze?

– Więcej kłopotów będziemy mieli za trzy, cztery niedziele. Spodziewam się, że zechcecie część swojego czasu przeznaczyć i na inne obowiązki.

– A cóż to takiego?

– Zaczną się roboty nad rozbudową zamku. Możemy spodziewać się robotników z królewskich dziedzin, których przybędzie trzydziestu, z własnym majstrem, podobno bardzo dobrym. Pan Jakub zobowiązał mnie, abym dał z naszych ludzi tylu, ilu możemy.

– Ach, wiem, oczywiście – szybko zapewniła pani Agnieszka. – Mój mąż dokładnie opowiadał mi o tych planach. Troskał się tylko, że nie nastarczymy z robotnikami.

– Możecie się przestać niepokoić – zapewnił Szczepan. – Już się tym zająłem. Sam przypilnuję, aby stawili się wszyscy zobowiązani do pracy wedle prawa o naprawie grodów. Po zakończeniu prac polowych skierujemy tam też naszych ludzi, bo najwięcej zależy nam na murarzach i cieślach.

– To może być mało – upierała się pani Agnieszka. – Król podobno zamierza rychło oglądać zamek i byłoby dobrze, żeby widać było postęp robót.

– To może zechcecie dać do pomocy ludzi z dworskiej czeladzi? – niby niepewnie zapytał Szczepan.

– Zechcę, zechcę – prawie uśmiechnęła się Agnieszka. – Dam z pół tuzina pachołków, co to się kręcą bez roboty i tylko patrzą, gdzie głowę przyłożyć i pospać.

I dam dziewki do obsługi kuchni. Przecie dla takiej gromady trzeba będzie dużo strawy i chyba najlepiej kuchnię urządzić…

– Prawda – przyznał Szczepan z niejakim zakłopotaniem. – Nie najlepiej z żywnością o tej porze roku, trudno żeby przy ciężkiej pracy żyli samą kaszą. Myślałem, że może zezwolić na polowanie…

– Oj, Szczepanie, Szczepanie! – Agnieszka żartobliwie pogroziła palcem zarządcy. – Widać, że jednak nie o wszystkim pomyśleliście. Mają polować? To niby kiedy wezmą się do roboty? Tu trzeba inaczej.

Kuchnię urządzimy przy zamku, od wschodniej strony. Dam pachołków i dziewki, a mieszczanie z Holsztyna niech urządzą dla swoich drugą. Sami wynajdziecie odpowiedniego człowieka, żeby nad tym wszystkim czuwał. Jestem pewna, że dopiero wtedy robota ruszy. Tylko narzędzia policzcie dokładnie i zadbajcie, żeby wszystkie wróciły na swoje miejsce. A kiedy mój mąż powróci, zachwyci się postępem i z kasztelanem Mikołajem śmiało będą mogli pokazać królowi, że nie zmarnowano pieniędzy na ten cel przeznaczonych.

Szczepan Sowa znowu pochylił się w niskim ukłonie.

– Dziękuję, pani.

Agnieszka podeszła bliżej i dotknęła dłonią kaftana rządcy.

– Wiem, że nikt mnie tutaj nie lubi – powiedziała niespodziewanie poważnie. – Wiem, że choć lata płyną, stale mnie wszyscy porównują z panią Krystyną. Nie musicie zaprzeczać. Ale wszystkie te sprawy tutaj są zbyt poważne, byśmy się mieli kłócić. Czyż nie chcemy oboje, aby pan Jakub był zadowolony? Czy sprawienie mu radości, a przez to i zadowolenie króla Kazimierza, nie jest naszym obowiązkiem? Więc ułóżmy się i nie sprzeczajmy tam, gdzie to nie jest konieczne. Ja wam w drogę wchodziła nie będę, więc i wy zechciejcie zająć się sprawami, które wam powierzono, na których rozumiecie się lepiej ode mnie, a do których wyznaczył was mój mąż.

Szczepan milczał niepewnie. Spojrzenie Agnieszki było jednak pełne łagodności i nie dopatrzył się w nim zdrady czy podstępu.

– Więc jak będzie? – zapytała pani. – Ofiarowuję wam jeśli nie moją przyjaźń, to na pewno lojalność.

Co wy na to? Zechcecie dalej pracować ze mną i dobrze wykonywać wszystkie obowiązki? Ja nie będę kontrolowała was, wy nie będziecie kontrolowali mnie. Oboje zdamy sprawę przed panem tego domu. Więc zgoda?

– Zgoda, pani – powiedział Szczepan po chwili – Wybaczcie, że kiedyś źle o was myślałem. Teraz tak nie myślę, bo wiem, jak wam zależy na tym, by Lipowa była dobrym, dostatnim domem mojego pana.

A że, jak powiadają ludzie, pan Jakub czasem jakby o was zapomina™

– To nie wasza sprawa, Szczepanie – przypomniała Agnieszka z naciskiem.

– Tak właśnie chciałem powiedzieć, pani. Nie moja sprawa. Nie życzę wam źle, to pewne. I chętnie będę wam służył. Ostatnio nieźle nam szło, ale myślę, że można to jeszcze poprawić.