Alena zacisnęła usta. Ojciec wydawał się bardzo stanowczy.
– Ale chyba mam jeszcze czas na zastanowienie się? – zapytała, pełna obaw, że musi zgodzić się już teraz, zaraz.
– Oczywiście – rozpromienił się Jakub, przekonany, że najważniejsze już osiągnął. – Filip obiecał zaczekać jakiś czas…
– Obiecał zaczekać? – zawołała Alena. – To znaczy, że mu o tym powiedzieliście, ojcze? Zanim porozmawialiście ze mną? Jakże to tak?
– Dlaczego miałbym ukrywać swoje plany? Oczywiście, że mu powiedziałem. A wiesz, też był początkowo trochę zaskoczony. Ale szybko zrozumiał, że to plan zacny, a i dla niego honor. W końcu nasz ród nie jest pierwszy lepszy!
Pani Elżbieta
Pan Jakub z Lipowej wybierał się właśnie na zamek w Holsztynie, gdzie spodziewano się przyjazdu króla Kazimierza, kiedy przyszedł posłaniec z Potoka. Wdowa po panu Mikołaju, pani Elżbieta, była umierająca. Przyjęła już święte sakramenty i prosiła, żeby odwiedziła ją pani Agnieszka.
– Pojedziesz? – zapytał pan Jakub. – Tym razem to chyba rzeczywiście ostatnie dni mojej stryjnej.
– Pojadę. Ale wieści są mocno niepokojące, reszta służby podobno uciekła i nie wiadomo, co tam zastanę. Chciałabym wziąć kogoś ze sobą, może ze dwóch uzbrojonych ludzi.
– Ja pojadę z wami – oświadczył niespodziewanie pan Filip ze Słowika, obecny przy rozmowie.
– Nie! – sprzeciwiła się Agnieszka. – Wy nie możecie jechać ze mną.
– Ależ dlaczego? – pomysł spodobał się Jakubowi. – W towarzystwie pana Filipa będziesz bezpieczna.
Na sam jego widok ostygną gorące głowy.
Pani Agnieszka zaczęła coś mówić o trudnościach w majątku, co miało uzasadnić jej gwałtowny sprzeciw, ale Jakub podjął już decyzję.
– Dziękuję wam, panie Filipie, żeście ofiarowali się do tej drogi. We dworze brakuje męskiej ręki. Moja stryjna już dawno nie panuje nad wszystkim, czeladź podobno uciekła. Weźcie ze sobą dwóch pachołków. Upoważniam was, byście zaprowadzili tam konieczny porządek, a jeśli trzeba, nie żałujcie kija.
Jakub był bardzo zadowolony z tego, że Filip postanowił towarzyszyć Agnieszce. Rozejrzy się po Potoku i będzie miał sposobność pokazać, jak umie sobie radzić. Wiadomości o pogarszaniu się stanu majątku były coraz bardziej niepokojące, więc i okazja do uporządkowania niektórych spraw ze wszech miar stosowna. Niech Filip udowodni, że można na niego liczyć.
– Pozdrów panią Elżbietę i przeproś, że sam przybyć nie mogę – powiedział Jakub do żony. – Zejdzie mi w Holsztynie ze dwa dni, ale doprawdy nie wiem, co sobie zażyczy król, więc i nie wiem, czy uda mi się zajechać tam w powrotnej drodze.
Tak więc pan Jakub jeszcze wieczorem pojechał do Holsztyna, biorąc ze sobą odpowiednio wyekwipowany poczet, a zaraz rano pani Agnieszka ruszyła konno do Potoka. Pan ze Słowika wziął ze sobą dwóch ludzi uzbrojonych w oszczepy, ale kazał się im trzymać z daleka i nie podchodzić bliżej, póki nie poprosi.
W podróż pani Agnieszka przystroiła się w czerwoną suknię, zdjęła z głowy codzienny czepek, a włożyła świąteczny i wyjęła ze skrzyni rzadko używany pas ze srebrnymi ozdobami. Błękitny płaszcz haftowany w białe smoki miała na sobie dopiero drugi raz.
Filip był bez zbroi, pozostał w swoim świątecznym kaftanie, choć założył żelazne naramienniki.
Oprócz miecza wziął też sztylet za pas, a przy siodle zawiesił topór, bo wypytawszy wcześniej Szczepana o sytuację w Potoku, chciał być przygotowany na wszystko.
Ruszyli o świcie, nie odprowadzani przez nikogo, i początkowo pani Agnieszka znacznie wysforowała się, tak że Filip dogonił ją już daleko za dworem.
Tam dopiero zwolniła i jechali razem, choć ona trzymała konia niezbyt blisko gościa, milcząca i zapatrzona przed siebie. Filip próbował zagadywać wesoło, ale nie odpowiadała. Wreszcie, ciągle na niego nie patrząc, postanowiła rzec coś na jego zaczepki.
– Nie wiem, po co uparliście się jechać ze mną – powiedziała zła. – Czy nie obiecaliście, że będziecie trzymali się z daleka i nie będziecie do mnie mówić bez potrzeby? Sama umiem trafić do stryjnej mojego męża i raczej niewieście sprawy są tam do załatwienia. Czego wy tam mielibyście szukać?
– Może być niebezpiecznie, jak powiedział pan Jakub. Nie mogłem was przecież zostawić w takich okolicznościach.
– Ale obiecaliście!
– Obiecałem trzymać się z daleka i trzymałem się aż do tej pory – odrzekł z naciskiem. – Ale dłużej już nie mogę być w takim oddaleniu.
Agnieszka nie odpowiedziała. Nadal patrzyła przed siebie, całą siłę woli wkładając w to, żeby nie spoglądać na towarzysza drogi. On zaś wstrzymywał konia, starając się zajechać jej drogę i zmusić do rozmowy.
– Nareszcie możemy być sami – w jego głosie była radość, której Agnieszka zupełnie nie podzielała.
– Nie chcę tego słuchać! – odparła gwałtownie. – Nie chcę was słuchać i nie chcę, byśmy byli sami.
Dość, bo gotowa jestem zawrócić.
– Nie zrobicie tego – rzekł. – Odwiedzić krewną w godzinę jej śmierci to wasz obowiązek. Pojedziecie więc dalej, a ja pojadę z wami. Nawet wbrew waszej woli, ale zgodnie z życzeniem waszego męża. I moim.
Popędziła konia i znowu musiał ją gonić, aż do małego gaju, gdzie zwolniła, co pozwoliło mu wyprzedzić ją, a kiedy wyjeżdżała, czekał po drugiej stronie.
– Wysłuchajcie mnie, na Boga! – poprosił. – Wysłuchajcie. Przecież tylko dla was tu powróciłem.
– Dla mnie? Kłamiecie. Znowu kłamiecie! – Agnieszka na próżno usiłowała wyminąć rycerza na wąskiej ścieżce.
– Jak mi Bóg na niebie miły, mówię szczerą prawdę! Tylko dla was. Musicie ze mną porozmawiać.
– Nie chcę – sprzeciwiła się. – Za wami idą kłopoty. Nie chcę słuchać waszych tłumaczeń, a nawet nie chcę słuchać waszego głosu.
A jednak chciała przyjąć rękę, którą wyciągnął, aby pomóc jej zsiąść z siodła, choć dobrze wiedziała, że za chwilę znajdzie się znowu blisko niego, zbyt blisko. W ostatniej chwili nie pozwoliła sobie na to i sama zeskoczyła z konia.
– Ani się ważcie mnie dotykać! – ostrzegła, odsuwając się.
Cofnął ręce, a ona odeszła wzburzona i chodziła tak pomiędzy drzewami, a on stał w miejscu i czekał.
Kiedy wreszcie przysiadła na zwalonym pniu, podszedł wolno, bo choć wiedział już, że nie ucieknie, nie chciał jej spłoszyć.
– Po co przyjechałeś? – natarła ostro. – Żartować ze mnie? Mało ci kobiet w świecie, tam gdzie bywałeś do tej pory, gdziekolwiek to było i gdzie powinieneś wracać jak najprędzej?
Filip opuścił głowę.
– Agnieszko – powiedział łagodnym, cichym i pełnym żalu głosem. – Dlaczego tak mnie przyjmujesz?
Czym sobie zasłużyłem na taką złość?
– Źle was przyjmuję? A niby jak mam traktować te wasze żarty, te wasze opowieści o świecie? Czy nie po to je mówicie, żebym zobaczyła, jak niewiele wiem? Czy nie po to przyjechaliście, aby mnie dręczyć?
Zbliżył się i przystanął przed pniem, na którym siedziała, i patrzył na nią, założywszy ręce za siebie.
– Nie wierzę, że tak myślicie naprawdę – powiedział łagodnie. – Wierzę, wiem nawet, że dokładnie wam wiadomo, po co przyjechałem Że chciałem was widzieć, mówić z wami.
– Ale po co?! – krzyknęła znowu. – Po co, Filipie?! Twoja obecność przyczynia mi tylko cierpienia ponad ludzką miarę. Doprawdy, trzeba być człowiekiem pozbawionym serca, żeby tu wrócić. Kiedy wszystko już przepadło, skończyło się, kiedy rany się zabliźniły i prawie o wszystkim zapomniałam.