– Ciotko? Dlaczego ciotko? – oburzyła się leżąca. – Czyś ty zgłupiała, dziewczyno? Jaka ja dla ciebie ciotka? Ciotka to ja jestem dla Agnieszki.
– Kiedy to właśnie ja, Agnieszka. Popatrzcie tylko. Stara dama podniosła nieco głowę, by przyjrzeć się dokładniej gościowi. Pan Filip podniósł kaganek i oświetlił twarz Agnieszki. Leżąca patrzyła chwilę, a potem nagle jej głos zamienił się w świszczący szept.
– Co, rabować przyszliście? – zapytała, podnosząc laskę do góry. – Rabować? To wam się nie uda, wszystko dobrze pochowałam. Nie znajdziecie ani ździebełka!
Niespodziewanie odłożyła laskę i wyciągnęła rękę po kubek.
– Daj pić.
Agnieszka powoli, bardzo ostrożnie, podeszła z kubkiem w wyciągniętej ręce. Stara chwyciła naczynie, wypiła wodę duszkiem, sapiąc głośno, a potem rzuciła kubek na podłogę.
– Wojka! – krzyknęła do służącej. – Goście przyjechali! Natychmiast chodź tutaj!
Wydawało się, że niespodziewanie powróciła jej przytomność umysłu. Spojrzała na Agnieszkę i na jej pomarszczonej twarzy zakwitł uśmiech.
– Agnieszka! Kochana Agnieszka! Jak to dobrze, że ciebie widzę. Może ty będziesz umiała pogonić te niecnoty do jakiego zajęcia. Widzisz, wszyscy mnie opuścili, a na dodatek głodem chcą zamorzyć.
Wiesz, że podają mi tylko wodę, a zjadłabym kurkę albo klusek…
– Poznajecie mnie, ciotko? – ucieszyła się Agnieszka. – Dzięki Bogu!
– A dlaczego miałabym cię nie poznać? Przecież nie jestem ślepa. Chcesz powiedzieć, dziewczyno, że jestem głupia? Od razu cię poznałam, dziecko. Czy to Jakub jest z tobą? Witaj, witaj! Oj, jak dobrze, że odwiedziliście starą.
Chwyciła laskę i zaczęła nią walić w łóżko.
– Wojka! Wojka! A, jesteś, niecnoto. Goście przyjechali. Natychmiast daj coś do jedzenia, bo pewnie głodni.
– Kiedy nic nie ma – dziewczyna zerknęła niepewnie na panią Agnieszkę. – Przecież zakazaliście robić cokolwiek i sama macie klucze do spiżarni. Dajcie, to coś przyniosę.
– Widzisz ją, jaka chytra! – pani Elżbieta ruchem głowy wskazała służącą. – Klucze jej daj, żeby ukradła wszystko!
– Niepotrzebnie tak mówicie, ciotko – sprzeciwiła się Agnieszka. – Wojka to dobra i wierna dziewczyna. Przecież została tu z wami, choć inni pouciekali.
– Została, bo jej kazali pilnować, kiedy umrę, żeby mogli tu przyjść i zabrać wszystko. Idź do kuchni, niecnoto, coś tam na pewno znajdziesz. A ty, moje dziecko, chodź tu bliżej i uściskaj ciotkę.
Agnieszka spełniła polecenie. Starsza pani była krucha i chuda jak patyk – Cieszę się, że was widzę w dobrym zdrowiu, ciotko – powiedziała Agnieszka. – A już na pewno w lepszym, niż nam powiadali.
– W dobrym zdrowiu? – oburzyła się pani Elżbieta. – Przecież ja umieram i tylko patrzeć, jak oddam ducha Bogu! Wszyscy czekają, aż to się stanie. Wszyscy. Może poza moją kochaną Agnieszką. Czy ty znasz Agnieszkę, dziecko? Gdzie ona jest? Miała przyjechać, obiecała, że na pewno przyjedzie. Może wyjrzysz na drogę?
Pani z Lipowej cofnęła się i bezradnie spojrzała na Filipa.
– Znowu mnie nie poznaje – szepnęła z bólem.
– Nie poznaję? – roześmiała się starsza pani. – Niby kogo nie poznaję? Przecież ty jesteś Agnieszka, żona Jakuba. Mam ci tyle do powiedzenia. Ho, ho, jak wiele! Wszystko sobie ułożyłam, jak trzeba postąpić, żeby nikt obcy nie dobrał się do mojego majątku. Wszystko ci powiem, kochane dziecko, tylko trochę odpocznę. Ale najpierw sprawdź dokładnie, czy nikt nie podsłuchuje. Nie masz pojęcia, ilu tu ludzi przychodzi ostatnio i stałe mnie wypytuje, gdzie schowałam klucze do skrzyni. Ale nie martw się, nic nie znajdą, zupełnie nic. Był tu nawet ten okropny Marcin z Sadowej, niby mój brat, a taki zawzięty…
– To pani Elżbieta ma innych krewnych? – zapytał szeptem Filip.
Nie chciał być słyszany, więc przysunął usta do ucha Agnieszki.
– Umarł trzydzieści lat temu – odpowiedziała szeptem i odsunęła się szybko. Bliskość Filipa była trudna do zniesienia.
– Idź, kochana, sprawdź wszystko – poleciła Elżbieta. – A potem wróć do mnie. Powiedz mężowi, żeby wybrał sobie miejsce do spania, bo prędko cię nie wypuszczę od siebie. Chyba nie chcesz od razu odjeżdżać, prawda?
– Nie martwcie się, dam sobie radę – zapewniła Agnieszka. – A pan Filip mnie tylko tutaj przyprowadził, bo bałam się, czy służba jest na miejscu i czy do jakiej burdy nie doszło.
– Filip? Dlaczego nazywasz go Filipem? Chcesz mnie wypróbować, co? Nie uda ci się mnie podejść, bardzo dobrze wszystko pamiętam! Otóż było trzech braci Toporczyków, piszących się z Lipowej.
Mikołaj, Marcin i Paweł. Najmłodszego piorun zabił w Lelowie. Mikołaj to mój mąż, kasztelan holsztyński. Jego brat, Marcin, miał zaś dwóch synów, Jakuba i Jana, zrodzonych z pani Dobiesławy.
Jan przepadł gdzieś w obcych krajach, a Jakub ożenił się z Krystyną. Ty jesteś Krystyną. A może Agnieszką, sama już nie wiem…
– Agnieszką, ale…
– No widzisz, że wszystko bardzo dobrze pamiętam! Teraz dajcie mi odpocząć. Wyśpię się, ale zaraz potem będę gotowa z tobą rozmawiać. Mamy wiele rzeczy do omówienia. I musimy się spieszyć, żeby nie przyszli i czego nie zabrali. Dawno już to wszystko przeznaczyłam dla ciebie. Najpiękniejsze suknie mam w tej skrzyni. Cieszysz się, prawda? To bardzo dobrze. Tylko na tobie mogę polegać, kochana, tylko ty mnie nie opuściłaś w potrzebie. Stało się tak, jak się i spodziewałam. Mój mąż miał ciężką rękę, a kiedy go zabrakło, wszyscy mnie opuścili. Ale ty mnie nie zostawiaj samej, moje dziecko. Czasem mam kłopoty z pamięcią, wiesz. Już niedługo pożyję. A zanim umrę, wszystko musimy dokładnie omówić. Sama się zdziwisz, jak to dobrze zaplanowałam! No idź teraz, idź. Tylko nie zapomnij wrócić, bo ja tu czekam na ciebie, a ta niecnota Wojka w niczym mi nie pomaga. Pamięć mnie zawodzi, jeśli będziesz zwlekać, zapomnę, co miałam ci powiedzieć. Tego byś chyba nie chciała, co? Oni przyjdą i wszystko zabiorą…
Agnieszka wyszła do sieni, a stamtąd przed dwór. Zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Wojka szybkim krokiem oddala się w kierunku lasu. Zawołała, ale dziewczyna nie usłyszała albo udawała, że nie słyszy.
– Zostaniemy chyba – powiedział Filip niepewnie.
– Tak – pani Agnieszka wydawała się zaprzątnięta czymś innym, niż tym, jak spędzi noc i najbliższe dni.
– Muszę z nią posiedzieć – powiedziała. – Sam zatroszcz się o siebie. W tej izbie po lewej jest chyba jakieś posłanie.
Filip zajął najbliższą izbę. Znalezionym w kuchni polanem odbił deski i otworzył drzwi. Buchnęła w niego zatęchłość długo zamkniętego pomieszczenia. Postawił kaganek na skrzyni i rozejrzał się.
Widocznie pani Elżbieta już od dość dawna obawiała się nieproszonych gości i czyniła odpowiednie zabezpieczenia, bo podobnie jak w jej komnacie ściany były gołe. Było tu biednie i pusto.
Filip przysiadł na łożu i oparłszy głowę na ramionach, zatopił się we wspomnieniach. Nie zauważył nawet, kiedy zgasł kaganek.
Musiał zasnąć, bo kiedy wróciła mu przytomność, nie od razu sobie przypomniał, gdzie jest. Otaczała go ciemność, w której usłyszał nagle kroki w sieni i w drzwiach izby stanęła pani Agnieszka ze świecą w rękach.
– Niczego nowego się nie dowiedziałam – oznajmiła, stojąc w progu. – Cały czas mówiła tylko, żeby się Strzec przed obcymi, którzy rozgrabią majątek. Znowu przestała mnie poznawać. To przykre, bo jak tylko sięgam pamięcią, była dla mnie życzliwa i tylko przy niej czułam się bezpiecznie.
– Co z nią? – zapytał. – Zasnęła?
– Umarła.
Nie podniósł się, a tylko wyciągnął ręce. Pani Agnieszka długą chwilę stała nieporuszona, a potem niepewnie postąpiła dwa kroki do przodu.