Выбрать главу

Senator Bainbridge udawał się do Białego Domu co najmniej dwa razy w tygodniu. Towarzyszyła mu wielokrotnie, trzymając pieczę nad jego notatkami na temat spraw, które miały być omawiane. Było to dla niej łatwe zajęcie, gdyż sama przygotowywała większość notatek i lepiej od niego znała jego stanowisko wobec omawianych projektów. Tyle robiła, była zaangażowana w tak wiele spraw – kontakty z mediami, a kiedy sensacyjne wiadomości przedostawały się do prasy, narady ze współpracownikami i z senatorem nad przyjęciem najlepszej strategii.

Stale odbywały się też zbiórki pieniędzy, przyjęcia dla prasy, polityków, bale w ambasadach. Tak wiele, i uwielbiała to wszystko nawet wtedy, gdy bez sił padała wieczorem na łóżko.

Początkowo Scott mówił jej, że jest z niej dumny. Sprawia! wrażenie podekscytowanego zaproszeniami na wszystkie te przyjęcia, spotkaniami z ważnymi osobistościami. Na początku.

Teraz nie robiła nic. Dwa razy w tygodniu ktoś myi jej giowę. Niemal tego nie zauważała, chyba że woda zaczynaia jej ściekać po karku. Nie miała już żadnych mięśni, chociaż codziennie ktoś wyprowadzał ją na spacer, jak psa. Kiedyś chciała pobiec, po prostu biec, czując na twarzy powiew wiatru, pierzchniecie skóry, ale jej nie pozwolili. Zaczęli jej dawać więcej środków odurzających, żeby odechciało jej się biegania.

On przyjeżdżał co najmniej dwa razy w tygodniu, czasem częściej. Pielęgniarki ubóstwiały go, szepcąc do siebie, jak bardzo jest do niej przywiązany. Przez kilka minut siedział z nią w świetlicy, a potem brał za rękę i prowadził z powrotem do jej pokoju. Pokój był ciemny, o białych ścianach, pozbawiony wszelkich rzeczy mogących służyć do popełnienia samobójstwa – nic ostrego, żadnych pasków.

Raz dosłyszała, że umeblował go dla niej zgodnie ze wskazówkami doktora Beadermeyera. Łóżko było metalowe, pokryte imitacją drewna. Imitacją dlatego, żeby nie mogła odłupać jakiegoś fragmentu i wbić go sobie w serce. Nigdy nie przyszło jej nic takiego do głowy, ale opowiedział jej o tym ze śmiechem, gdy trzymał jej twarz uwięzioną w swoich rękach i zapewniał, że będzie się nią opiekował przez długi, długi czas.

Potem zdzierał z niej ubranie i kładł na plecach na łóżku. Zaczynał krążyć wokół łóżka, patrząc na nią, opowiadając, jak spędził dzień, o swojej pracy, o kobiecie, z którą właśnie sypiał. Wreszcie rozpinał spodnie i pokazywał jej się, mówiąc o tym, jakie ma szczęście mogąc go oglądać i że pewnego dnia pozwoli jej się dotknąć, ale na razie nie ma do niej zaufania.

Dotykał ją wszędzie. Zaczynał się masować. Tuż przed wytryskiem wymierzał jej co najmniej jeden cios, zwykle w żebra.

Kiedyś, gdy w chwili orgazmu odrzucił głowę do tyłu, przez mgłę zasnuwającą oczy zobaczyła dwie osoby stojące za szybą w drzwiach, przyglądające im się i rozmawiające przy tym. Próbowała go odepchnąć, ale się nie udało. Miała tak mało sił. Skończył, pochylił się nad nią, dostrzegł w jej oczach nienawiść i uderzył ją w twarz. To był jedyny raz, kiedy uderzył ją twarz.

Pamiętała, jak raz przewrócił ją na brzuch i przyciągając do siebie jej plecy powiedział, że może pewnego dnia pozwoli jej go mieć, poczuć wdzierającego się w nią głęboko i to będzie bolało, bo jest przecież taki duży, nieprawdaż? Ale nie, nie zasługuje jeszcze na niego. Zresztą co za różnica? Mają przed sobą całe wieki, wiele lat, żeby robić najróżniejsze rzeczy. I opowiedział jej o tym, co robią jego kochanki, kiedy wreszcie pozwala im się posiąść, żeby sprawić mu przyjemność.

Nic nie odpowiedziała. Uderzył ją za to pasem w pośladki. I bił przez długi czas bez przerwy. Pamięta, jak krzyczała, błagała, znów krzyczała, próbując mu się wyrwać, ale trzymał ją mocno. Nie przestał.

*

Była piąta rano, kiedy z głębokiego snu wyrwał Quinlana jej głośny, przenikliwy krzyk, tak przepełniony bólem, że James nie mógł go znieść. Znalazł się przy niej w mgnieniu oka i przyciągnął do siebie. Próbując ją uspokoić mówił, co tylko przyszło mu na myśl, po prostu mówił i mówił, żeby wyrwać ją z koszmarnego snu.

– Boże, bolało tak bardzo, ale on się nie przejmował, dalej mnie bił i bił, przygniatając do dołu, żebym nie mogła się ruszyć, nie mogła uciec. Krzyczałam bez końca, ale nikogo to nie obchodziło, nikt nie przyszedł, ale wiedziałam, że tamte twarze patrzą przez okno i są zachwycone. O Boże, nie, niech to się skończy. NIECH SIĘ SKOŃCZY!

A więc to był koszmar związany z pobytem w zakładzie leczniczym, a przynajmniej tak to wyglądało. Brzmiało bardzo sadystycznie i seksualnie. Co tam się, u diabła, działo? Głaskał jej włosy, plecy, przez cały czas mówiąc coś do niej, mówiąc, mówiąc.

Okropny, zachłystujący się oddech dziewczyny zaczął się uspokajać. Dostała czkawki. Opadła na plecy i przeciągnęła ręką po nosie. Na chwilę przymknęła oczy, a potem zaczęła się trząść.

– Nie, Sally, przestań. Jestem tutaj, wszystko dobrze. Rozluźnij się, właśnie tak. Po prostu uspokój oddech. Dobrze, dokładnie tak. – Gładził ją po plecach, czując jak drżenie powoli zamiera. Boże, co jej się śniło? Wspomnienia, zmieszane z ułudą potrafią być okropne.

– Co ci zrobił? – Mówił powoli i cicho, gdzieś koło jej skroni. – Możesz mi powiedzieć. Kiedy o tym opowiesz, koszmar szybciej minie.

Zaczęła szeptać, wtulona w jego szyję.

– Przyjeżdżał co najmniej dwa razy w tygodniu i zawsze zdejmował ze mnie ubranie, patrzył na mnie, dotykał i opowiadał o tym, co robił tego dnia i o kobietach, które posiadł. Ludzie obserwowali wszystko przez szybę w drzwiach, stale ci sami ludzie, jakby mieli abonament. To było straszne, ale większość czasu po prostu tam leżałam, bo mój mózg nie funkcjonował. Ale tamtego razu bolało tak bardzo, że moje myśli i uczucia skoncentrowały się, pozwalając mi odczuć upokorzenie, więc próbowałam uciec od niego, walczyć z nim, ale on nie przestawał mnie bić, najpierw ręką, potem pasem. Sprawiało mu przyjemność, że zaczęłam krwawić. Powiedział mi, że może kiedyś, kiedy na to zasłużę, wejdzie we mnie. Miałam się nie martwić, bo nie miał dodatniego wyniku testu na HIV, chociaż i tak bym się nie martwiła, bo jestem kompletną wariatką. Tak właśnie powiedział: „Nie będziesz nic pamiętać, prawda, Sally, bo jesteś kompletną wariatką".

Quinlan był tak napięty, że gdyby ktoś go stuknął, rozpadłby się na miliard kawałeczków, tymczasem Salły leżała na nim bezwładnie, oddychając ciszej, spokojniej. Miał rację. Opowiedzenie wszystkiego głośno sprawiło jej ulgę, ale nie jemu, na miły Bóg, nie jemu.

Czy mogła sobie to wszystko wyobrazić? Długo nie mógł nic powiedzieć. Wreszcie rzekł:

– Czy to twój mąż ci to zrobił, Sally?

Spała, czuł na piersiach jej równy, spokojny oddech. Dopiero wtedy zauważył, że ma na sobie tylko krótkie spodenki. Kogo to mogło obchodzić? Odchylił ją nieco i usiłował się od niej odsunąć. Ku jego radości i zakłopotaniu mocno zacisnęła ręce na jego karku.

– Nie, proszę, nie – powiedziała zaspana.

Ułożył się na wznak u jej boku, przytulając jej twarz do swojego ramienia. Tego nie zaplanowałem, pomyślał, patrząc w sufit. Oddychała głęboko, nogę miała opartą na jego brzuchu, jej ręka spoczywała na jego piersi. Gdyby ta dłoń albo noga leżała odrobinę niżej, byłby w sporym kłopocie.