– Brr… – powiedziała Sally. – Paskudnie tu jest, James.
– Też mi się tak wydaje. – Nie powiedział nic więcej, tylko zaczął rozglądać się wokół, co pewnie kilka dni wcześniej uczynił już szeryf. Nic nie znalazł. Niewielkie pomieszczenie było puste. Nie było okien. Przy zamkniętych drzwiach panowałyby tu egipskie ciemności. I nic w środku. Odrobina nadziei, którą jeszcze miał, prysła i poczuł się bardziej niż trochę rozczarowany. – Powiedziałbym, że jeśli ktoś przetrzymywał tutaj Laurę Strather, to bardzo starannie posprzątał. Nic tu nie ma, Sally, nawet śladu. Diabli nadali.
– I nie ukrywa się tutaj – odrzekła. – Bo tak naprawdę właśnie to przyszliśmy sprawdzić, prawda?
– Szczerze mówiąc, i jedno, i drugie. Przeczucie mówi mi, że twój ojciec nie zniżyłby się do tego, żeby zamieszkać w takim miejscu. Tu nie ma nawet zapasowego szlafroka.
Tego popołudnia jedli „Na Zapleczu". Zeke rozpoczął tydzień hamburgerów i wariacji na temat kotleta mielonego.
Oboje zamówili kotlet mielony według oryginalnego przepisu Zeke'a.
– Ślinka mi cieknie od tych wszystkich woni – powiedział Quinlan, entuzjastycznie wdychając zapach.
– Zeke dodaje czosnek do puree ziemniaczanego. Potem wystarczy tylko głęboko odetchnąć, a żaden wampir się nie zbliży.
Sally bawiła się kawałkiem marchewki w swojej sałatce.
– Lubię czosnek.
– Sally, opowiedz mi o tamtej nocy.
Wzięła właśnie do ust marchewkę i zaczynała ją gryźć. Plasterek marchewki wypadł jej z ust. Znów uniosła go i wolno zaczęła jeść.
– Dobrze – powiedziała wreszcie. Uśmiechnęła się do niego. – Chyba mogę ci zaufać. Jeśli będziesz chciał mnie zdradzić, zawsze mogę się wszystkiego wyprzeć. Gliny mają rację. Byłam tam owej nocy. Ale mylą się co do całej reszty. Nic nie pamiętam, James, nic a nic.
Cholera, zaklął w myśli. Wiedział jednak, że mówi mu prawdę.
– Sądzisz, że ktoś cię uderzył?
– Nie, chyba nie. Długo nad tym myślałam i jedyne, co mi przyszło do głowy, to że po prostu nie chcę o tym wszystkim pamiętać. Nie mogę znieść tych wspomnień, więc mój mózg się od nich odizolował.
– Słyszałem o amnezji na tle histerycznym, widziałem nawet parę takich przypadków. Zwykle jednak ludzie sobie przypominają, jeśli nie następnego dnia, to za tydzień. Twój ojciec nie został zabity w jakiś koszmarny sposób. Strzelono mu prosto w serce, żadnego bałaganu, zamieszania. I dlatego właśnie wydaje mi się, że to tożsamość osób zamieszanych w jego śmierć tak bardzo tobą wstrząsnęła, powodując zablokowanie pamięci.
– Tak – odparła powoli. Odwróciła się i dostrzegła kelnerkę, która przyniosła zamówione jedzenie.
Otoczyła ich woń czosnku, masła, smażonego kabaczka i bogaty zapach kotleta.
– Nie mógłbym tu mieszkać i zachować linii – zauważył James. – Cudownie pachnie, Neldo.
– Keczup do kotleta?
– Bez tego ani rusz.
Nelda, kelnerka, roześmiała się i postawiła między nimi butelkę keczupu Heinza.
– Smacznego – powiedziała.
– Neldo, j ak często młody Ed i Martha jadają u was?
– Może ze dwa razy na tydzień – odparła lekko zaskoczona. – Martha twierdzi, że nudzi ją jej własne jedzenie. Młody Ed jest moim starszym bratem. Biedny człowiek. Za każdym razem, kiedy chce się spotkać z Martha, musi znosić żarty Thelmy. Czy możecie uwierzyć, że ta stara kobieta jest nadal przy życiu, codziennie jedząc te swoje kiełbaski i opisując w pamiętniku dzień po dniu?
– To ciekawe – mruknął James, kiedy Nelda odeszła. – Jedz, Sally. O, tak. Masz doskonałą figurę, ale martwiłbym się o ciebie w czasie silnego wiatru.
– Kiedyś biegałam codziennie – powiedziała. – Byłam silna.
– I znowu będziesz. Tylko się mnie trzymaj.
– Nie potrafię sobie wyobrazić biegania w Los Angeles. Zawsze oglądam tylko obrazki okropnej mgły i samochodów, stojących w korkach na autostradach.
– Mieszkam w kanionie. Powietrze jest tam świeże, więc chętnie biegam.
– Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że mieszkasz w południowej Kalifornii. Po prostu nie jesteś w kalifornijskim typie. Czy twoja była żona nadal tam mieszka?
– Nie, Teresa wróciła na wschód. Co ciekawe, wyszła za mąż za kombinatora. Mam nadzieję, że nie ma nim dzieci. Na myśl o ich genetycznym potencjale włosy się jeżą.
Zaczęta się śmiać, naprawdę. Uczucie było cudowne, Quinlan też był zachwycony.
– Masz pojęcie, jaka jesteś piękna, Sally?
Jej widelec zawisł nad kotletem.
– Podobają ci się wariatki?
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek powiesz coś takiego, wścieknę się. A kiedy się wściekam, robię różne dziwne rzeczy, na przykład rozbieram się i nago poluję na kaczki w parku.
Napięcie z niej opadło. Nie rozumiał, dlaczego powiedział, że jest piękna; po prostu wymknęło mu się. Prawdę mówiąc była więcej niż piękna – ciepła i czuła, nawet przeżywając ten koszmar. Chciałby wiedzieć, jak ma dalej postępować.
– Wspomniałaś, że nie pamiętasz tamtej nocy, kiedy zginął twój ojciec. Czy masz jeszcze inne luki w pamięci?
– Tak. Czasami, kiedy myślę o tamtym miejscu, docierają do mnie bardzo wyraźne wspomnienia, ale nie mogłabym przysiąc, czy nie są to dziwaczne obrazy wytworzone przez mój mózg. Wszystko, co wydarzyło się dawniej niż sześć miesięcy temu, pamiętam bardzo dokładnie.
– Co się stało pół roku temu?
– Wtedy właśnie wszystko się zamgliło.
– Co się stało pół roku temu?
– Senator Bainbridge niespodziewanie przeszedł na emeryturę i znalazłam się bez pracy. Pamiętam, że wybierałam się na rozmowę kwalifikacyjną z senatorem Irwinem, ale nigdy nie dotarłam do jego biura.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Pamiętam, że dzień był słoneczny.
Podśpiewywałam sobie. Opuściłam dach w moim mustangu. Powietrze było czyste i ciepłe. – Przerwała, marszczyła brwi, wreszcie wzruszyła ramionami.
– Przy opuszczonym dachu zawsze sobie nuciłam. Nic więcej nie pamiętam, ale wiem, że nigdy nie spotkałam się z senatorem Irwinem.
Nic więcej nie powiedziała. Zabrała się za jedzenie kotleta. Pewnie nawet się nie zorientowała, że je, ale nie chciał, żeby przerwała. Chyba bardziej pragnął, żeby jadła, niż żeby mówiła. Przynajmniej w tej chwili. Do diabła, co się wówczas wydarzyło?
Sally udała się do toalety, a James zapłacił rachunek i wyszedł na dwór. Zaczął się zastanawiać, jak uda mu się trzymać ręce z dała od niej, gdy wrócą do pokoju na wieży.
ROZDZIAŁ 12
Usłyszał cichutki dźwięk, który nie pasował do ograniczonej, wąskiej przestrzeni koło baru. Rozejrzał się, myśląc, że może to Sally niezauważenie wyszła na zewnątrz. I znów usłyszał ten odgłos. Niezwykle cichy dźwięk. Okręcił się na pięcie, z ręką w kieszeni, przytrzymując spust SIG-saugera, dziewięciomilimetrowego półautomatycznego pistoletu niemieckiej produkcji, który doskonale pasował do jego dłoni i charakteru. Czuł, że tylko z tym pistoletem, jedynym w całej swojej zawodowej karierze, tworzy jedność. Zaczął go wyciągać, szybko i sprawnie, ale i tak się spóźnił. Cios trafił go tuż nad lewym uchem. Padł na ziemię, nie wydawszy najmniejszego dźwięku.
– James! – Sally wystawiła głowę przez drzwi baru. Nikogo nie było w pobliżu. Pomachała Neldzie i odwróciła się. Gdzie się podział James? Zmarszczyła brwi i wyszła na ulicę. Usłyszała dźwięk, który kłócił się jakoś z obrazem otoczenia. Skręciła, zęby zajrzeć do zaułka za domem.
Zobaczyła Jamesa, leżącego na boku na ziemi. Strużka krwi spływała mu po policzku ku brodzie. Wykrzyknęła jego imię i opadła na kolana. Zaczęła nim potrząsać, potem cofnęła się. Wstrzymała oddech. Delikatnie przyłożyła palce do żyły na szyi Quinlana. Puls był mocny i miarowy. Dzięki Bogu, nic mu nie było. Co tu się działo? I nagle zrozumiała.