Выбрать главу

Podała Sally kubek z herbatą. Dziewczyna wielokrotnie wyciągała i opuszczała herbacianą torebkę, a napar stawał się coraz ciemniejszy. W końcu podniosła torebkę i umieściła ją starannie na spodeczku. Machała tą torebką dokładnie tak samo, jak zawsze robiła jej matka, kiedy była młoda. Upiła łyk, przez chwilę trzymając w ustach herbatę wzmocnioną brandy, potem przełknęła. Herbata była cudowna, mocna, pełna aromatu, warta grzechu. Niemal natychmiast poczuła, jak opada z niej napięcie. Brandy to dobre lekarstwo. Na pewno będzie tu bezpieczna. Na pewno Amabel przygarnie ją na jakiś czas, dopóki nie wymyśli, co ma robić dalej.

Pomyślała, że ciotka, chociaż z pewnością chciała wszystko wiedzieć, o nic nie wypytywała. Sally była jej za to głęboko wdzięczna.

– Zawsze byłam ciekawa, na jaką kobietę wyrosłaś – odezwała się Amabel. – Mam wrażenie, że udałaś się. Całe to zamieszanie – bo to tylko zamieszanie, nic więcej – przeminie. Wszystko się ułoży, zobaczysz. – Zamilkła na chwilę, przypominając sobie ciepłe uczucia, którymi darzyła małą dziewczynkę, tę wewnętrzną potrzebę, aby mieć ją przy sobie, przytulać tak mocno, aż zacznie płakać. Zaskoczyło ją, że nadal czuje to samo. Nie podobało jej się to odkrycie, nie chciała tego.

– Ostrożnie z opieraniem się o ten koniec stołu, Sally. Purn Davies chciał to zreperowac, ale mu nie pozwoliłam. – Wiedziała, że Sally jej nie słucha, ale nie miało to znaczenia. Amabel mówiła, dopóki porcja brandy nie dotarła do żołądka Sally.

– Ta herbata to coś nadzwyczajnego, Amabel. Dziwna, ale dobra. – Upiła jeszcze jeden lyk, potem następny. Czulą ciepło rozlewające się w brzuchu. Pomyślała, że nie doświadczyła podobnego ciepła co najmniej od pięciu dni.

– Równie dobrze możesz mi teraz wszystko opowiedzieć, Sally. Przyjechałaś tu, żeby chronić twoją mamę, prawda, dziecinko?

Sally pociągnęła kolejny duży łyk herbaty. Co miała powiedzieć? Nie odzywała się.

– Czy to ona zabiła twojego tatę?

Sally odstawiła kubek i wbiła wzrok w jego środek. Gdyby znała prawdę. Ale cóż, tamta noc była równie mroczna w jej pamięci, jak herbata na dnie kubka.

– Nie wiem – powiedziała w końcu. – Po prostu nie wiem, ale oni uważają, że to ja zrobiłam. Sądzą, że albo osłaniam Noelle, albo uciekam, bo sama jestem winna. Usiłują mnie odnaleźć. Nie chciałam ryzykować, dlatego jestem tutaj.

Kłamała? Amabel nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko do swojej siostrzenicy, wyczerpanej, o bladej, skurczonej twarzy i tych pięknych niebieskich oczach, teraz wyblakłych i zużytych, jak stara sukienka. Była zbyt chuda; sweter i spodnie wisiały na niej. W tym momencie jej siostrzenica wyglądała bardzo staro, jakby zbyt dobrze poznała złą stronę życia. Cóż, szkoda, ale przecież na świecie jest więcej podłości, niż ktokolwiek miałby odwagę przyznać.

Patrząc na swój kubek, powiedziała spokojnie:

– Jeśli twoja mama zabiła swojego męża, to na pewno ten drań na to zasłużył.

ROZDZIAŁ 2

Sally omal nie upuściła kubka. Ostrożnie go odstawiła.

– Wiedziałaś?

– Naturalnie. Wszyscy wiedzieliśmy. Pierwszy raz zobaczyłam cię, kiedy przyniosła cię do domu. Właśnie wpadłam na chwilę. Tego chciała ode mnie nasza rodzina – żebym wpadała na chwilę, nie za wiele mówiła ani nie pokazywała się w obecności ich znajomych. Tak czy inaczej, zjawiła się twoja mama. Powiedziała, że uciekła od niego. Stwierdziła też, iż nigdy nie wróci. Była posiniaczona. Przez cały czas płakała. Jednak niezbyt długo wytrwała w swym postanowieniu. Zadzwonił do niej wieczorem po dwóch dniach, a następnego dnia wróciła z tobą owiniętą kocykiem. Nie miałaś wtedy nawet roku. Nie chciała o tym ze mną rozmawiać. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego kobieta miałaby się pozwalać bić mężczyźnie, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota.

– Ja również. Próbowałam, ciociu Amabel. Naprawdę próbowałam, ale mnie nie słuchała. Co powiedzieli dziadkowie?

Amabel wzruszyła ramionami, myśląc o swoim przerażonym ojcu, który patrzył na piękną Noelle i zastanawiał się, co zrobi, jeśli dziennikarze odkryją ów smakowity kąsek, że jego zięć, Amory St. John, bije żonę. Pomyślała również o swojej matce, odskakującej jak oparzona od córki, jakby ta cierpiała na jakąś paskudną chorobę. Ona też nie dbała o Noelle. Chodziło jej jedynie o to, aby sprawa nie przedostała się do prasy, bo mogłoby to wpłynąć na reputację całej rodziny.

– Nie nazwałabyś ich rodzicami zaangażowanymi emocjonalnie, Sally. Udawali, że nie wierzą, iż twój ojciec bije mamę. Patrzyli na Noelle, widzieli siniaki, ale wszystkiemu zaprzeczali. Oświadczyli jej, że nie powinna mówić takich kłamstw. Twoja mama była naprawdę w strasznym stanie, kiedy ich przekonywała, prosiła o pomoc. I wtedy nagle zadzwonił, a twoja mama zareagowała tak, jakby nic się nie wydarzyło. I wiesz, co ci powiem, Sally? Rodzice odetchnęli z ulgą, kiedy wyjechała. Gdyby opuściła twojego ojca, okazałaby się wielką przegraną, nieudacznikiem życiowym. Jako jego żona była kimś wyjątkowym, z kogo należało być dumnym. Czy widujesz swoich dziadków?

– Trzy razy w roku. O Boże, ciociu Amabel, jakże go nienawidziłam! Teraz jednak…

– A teraz boisz się, że ściga cię policja. Nie martw się, dziecino. W tym przebraniu nikt nie mógłby cię rozpoznać.

On by mnie rozpoznał, pomyślała Sally. I to natychmiast.

– Mam nadzieję, że nie – powiedziała. – Czy sądzisz, że tu nadal powinnam nosić czarną perukę?

– Nie zawracałabym sobie tym głowy. Jesteś moją siostrzenicą, nic więcej. Nikt nie ogląda tu telewizji poza Thelmą Nettro, właścicielką pensjonatu, tak starą, że nie wiem nawet, czy jest w stanie dostrzec ekran. Za to dobrze słyszy. Wiem to na pewno. Nie, nie przejmuj się peruką, szkła kontaktowe też zostaw w szufladzie. Nie ma zmartwienia. Będziemy używać twojego nazwiska po mężu. Tutaj będziesz występowała jako Sally Brainerd.

– Nie mogę używać tego nazwiska, Amabel.

– Dobrze więc. Będziemy używały twojego panieńskiego, Sally St. John. Nie, nie obawiaj się, że ktoś skojarzy cię kiedyś twoim kochanym tatuśkiem. Jak już powiedziałam, nikt tu nie zwraca uwagi na rzeczy, które dzieją się poza granicami miasteczka. Zaś jeśli chodzi o innych, to nikt tu nie przyjeżdża…

– Poza ludźmi, którzy chcą skosztować Najwspanialszych Lodów Świata. Podobała mi się reklama przy skrzyżowaniu z namalowaną ogromną porcją czekoladowych lodów w rożku. Widać ją z daleka, a kiedy się już do niej dojedzie, człowiekowi zaczyna ciec ślinka. To ty namalowałaś tę reklamę, prawda, Amabel?

– Oczywiście, że ja. I masz rację. Ludzie opowiadają nam, że ledwo ją zobaczą dojeżdżając do skrzyżowania, nawet nie wiedzą kiedy samochód sam skręca do Cove. To przepis Helen Keaton, który przekazała jej babcia. Sklep z lodami mieści się w dawnej kaplicy przed kostnicą Ralpha Keatona. Wspólnie postanowiliśmy, że skoro mamy kościół wielebnego Yorheesa, nie potrzebujemy dodatkowo kapliczki Ralpha. – Przerwała, zagłębiając się we wspomnieniach, po czym uśmiechnęła się. – Na początku przechowywaliśmy lody w trumnach, szczelnie wypełnionych lodem. Wszystkie zamrażalniki w każdej lodówce w mieście wykorzystane były do produkcji tak dużej ilości lodu.

– Nie mogę się doczekać, żeby ich spróbować. Pamiętam czasy, kiedy miasteczko było niczym – wtedy, kiedy tu przyjechałam jedyny raz. Przypominasz sobie? Byłam jeszcze dzieckiem.

– Pamiętam. Byłaś czarująca.

Sally uśmiechnęła się. Był to bardzo wątły uśmiech, ale dobry na początek. Potrząsnęła głową.