Выбрать главу

Sally poczuła nieprzyjemny chłód igły i krótkie ukłucie. Prawie natychmiast jej mózg zaczął dryfować, odpływać w niebyt. Poczuła, jak jej realna część, ta pragnąca życia, przed poddaniem się toczy krótką walkę – taki słabiutki trzepot. Potem westchnęła głęboko i uległa.

Czuła na sobie ręce, zdejmujące z niej ubranie. Wiedziała, że to Holland. Prawdopodobnie doktor Beadermeyer się przyglądał.

Nie walczyła. Nie było po co.

Quinlan ocknął się z potwornym bólem głowy, który natężeniem przerastał wszelkie kace, jakie zaliczył w czasie studiów. Zaklął, złapał się za głowę i zaklął powtórnie.

– Cholernie boli cię głowa, tak?

– David – powiedział, ale nawet wypowiedzenie tego jednego słowa bolało. – Co się stało?

– Ktoś ci zdrowo przyłożył tuż nad lewym uchem. Nasz lekarz założył ci trzy szwy. Nie ruszaj się, zaraz ci podam tabletkę.

Guinlan skoncentrował się na tabletce. Musi pomóc. Jeśli nie pomoże, mózg wyskoczy mu chyba z czaszki.

– Proszę, Quinlan. To silny środek; powinieneś brać nie więcej niż jedną tabletkę co cztery godziny.

Ouinlan połknął lekarstwo, popijając całą szklanką wody. Położył się na wznak, zamknął oczy i czekał.

– Doktor Grafft mówił, że zadziała bardzo szybko.

– Mam nadzieję. Opowiadaj mi, Davidzie. Gdzie jest Sally?

– Wszystko ci powiem, tylko leż spokojnie. Znalazłem cię nieprzytomnego na wąskiej ścieżce za barem „Na Zapleczu". Thelma Nettro zgłosiła zniknięcie twoje i Sally, więc zacząłem was szukać. Piekielnie mnie przestraszyłeś. Kiedy natknąłem się na ciebie leżącego, myślałem, że nie żyjesz. Zarzuciłem cię na plecy i zaniosłem do siebie do domu. Ściągnąłem tam doktora Graffta, który cię pozszywał, Nic nie wiem o Sally. Przepadła, Quinlan. Żadnych śladów, nic, jakby nigdy jej tutaj nie było.

Gdyby tak bardzo nie cierpiał, Quinlan pewnie by zaczął wrzeszczeć. Tymczasem leżał tylko spokojnie, usiłując wyobrazić sobie przebieg wypadków, przemyśleć wszystko. Chwilowo jednak wykraczało to poza zakres jego możliwości. Sally zniknęła. Tylko to było realne. Zniknęła, nie znaleziono jej martwej. Przepadła. Ale gdzie? Usłyszał dziecięce głosy. Z pewnością coś się nie zgadzało. Dotarły do niego słowa Davida:

– Deirdre, chodź tutaj i siadaj mi na kolanach. Musisz być bardzo cicho, dobrze? Pan Quinlan nie czuje się dobrze i nie chcemy, żeby czuł się jeszcze gorzej.

Usłyszał, że dziewczynka coś szepce, ale nie rozumiał słów. Deirdre oznacza smutek. Zasnął.

Gdy się obudził, zobaczył patrzącą na niego młodą kobietę o jasnej karnacji i intensywnie ciemnorudych włosach. Miała najsłodszą twarz, jaką zdarzyło mu się widzieć w życiu.

– Kim pani jest?

– Jestem Jane, żona Davida. Proszę spokojnie leżeć, panie Quinlan. – Poczuł na czole jej chłodną dłoń. – Mam dla pana ciepły rosół z kurczaka. Doktor Grafft zalecił, żeby do jutra był pan na diecie. Nakarmię pana, proszę tylko otwierać usta. O tak.

Po zjedzeniu całego talerza zaczął się czuć jak człowiek.

– Dziękuję – powiedział i powoli, podpierany przez nią, usiadł na posłaniu.

– Bardzo pana boli głowa?

– Teraz to już tylko tępy łomot. Która godzina? A może raczej, co to za dzień?

– Został pan zraniony dzisiaj po południu. Teraz jest ósma wieczorem. Mam nadzieję, że dziewczynki panu nie przeszkadzały.

– Nie, zupełnie nie. Dziękuję za przygarnięcie.

– Zawołam Davida. Kładzie teraz dziewczynki do łóżek. Powinien już skończyć bajeczkę na dobranoc.

Quinlan siedział na wygodnej kanapie, z głową opartą na poduszkach. Ból głowy ustąpił. Będzie się mógł stąd szybko wynieść. Będzie mógł znaleźć Sally. Odkrył, że nogi ma miękkie ze strachu. Co jej się przydarzyło?

Ojciec przybył po nią, tak ja obiecywał. Nie, to nonsens. Amory St. John od dawna nie żyje.

– Dolać ci trochę brandy do herbaty?

– Nie, niepotrzebny mi nadmiar optymizmu. – Quinlan otworzył oczy i uśmiechnął się do Davida Mountebanka. – Twoja żona mnie nakarmiła. Pyszna zupa. Wdzięczny jestem, że zabrałeś mnie do siebie do domu, Davidzie.

– Jak mogłem cię zostawić na pastwę Thelmy Nettro? Nie zostawiłbym tam nawet najgorszego wroga. Robię się bardzo nerwowy przy tej staruszce. To niesamowite. Zawsze ma przy sobie swój pamiętnik, a w garści ściska wieczne pióro. Czubek języka ma wytatuowany na niebiesko od lizania koniuszka pióra.

– Opowiedz mi o Sally.

– Wszyscy, których tylko mogłem ściągnąć, rozmawiają z mieszkańcami Cove i szukają dziewczyny. Mam już list gończy…

– Tylko nie list gończy – rzekł James, prostując się. Zbladł. – Nie, Davidzie, odwołaj go. To bardzo ważne.

– Nie zamydlisz mi już więcej oczu bajeczką o sprawie wagi państwowej, Quinlan. Wyjaśnij mi, dlaczego mam odwoływać, bo inaczej tego nie zrobię.

– Nie ułatwiasz współpracy, Davidzie.

– Opowiedz mi i pozwól sobie pomóc.

– To Sally St. John Brainerd.

David wbił w niego wzrok.

– Córka Amory'ego St. Johna? Ta wariatka, która uciekła z ośrodka? I której mąż drży o jej bezpieczeństwo? Wiedziałem, że wygląda znajomo. Cholera, starzeję się. Powinienem był skojarzyć. Ach, to dlatego nosiła ciemną perukę. A potem po prostu zapomniała ją włożyć, prawda?

– Tak, ja zaś powiedziałem jej, żeby się uspokoiła, że nigdy nie skojarzysz jej z Susan Brainerd. Modliłem się, żeby tak było.

– Chciałbym uwierzyć, że na pewno w końcu bym się domyślił, ale pewnie nigdy by się tak nie stało, chyba żebym zobaczył ją, a zaraz potem zdjęcie Susan Brainerd w telewizji. Co z nią robiłeś, Quinlan?

Quinlan westchnął.

– Nie wie, że jestem z FBI. Przyjęła za dobrą monetę bajeczkę o tym, że jestem prywatnym detektywem, szukającym starszej pary, która zaginęła trzy lata temu gdzieś w tej okolicy. Przyjechałem tu, bo miałem przeczucie, że będzie uciekać do swojej ciotki. Chciałem ją zabrać z powrotem.

– Ale dlaczego FBI zaangażowało się w sprawę zabójstwa?

– Chodzi nie tylko o zabójstwo. To tylko część całej sprawy. Weszliśmy w to z innych powodów.

– Wiem. Nie zamierzasz mi ich podawać.

– Wolałbym jeszcze nie. Jak już mówiłem, chciałem ją zabrać z powrotem, ale…

– Ale co?

– Dwukrotnie zatelefonował do niej ojciec. A potem, w środku nocy, zobaczyła jego twarz w oknie.

– A ty następnego ranka znalazłeś jego ślady, odciśnięte na ziemi. Jej ojciec nie żyje, został zamordowany. Jezu, Quinlan, o co w tym chodzi?

– Nie wiem, lecz muszę ją odnaleźć. Ktoś usiłował śmiertelnie ją przestraszyć, zmusić, żeby uwierzyła w swoje szaleństwo, a ta jej ciotka nie była żadną pomocą. W kółko tylko powtarzała łagodnym, pełnym zrozumienia głosem, że też by miała omamy wzrokowe i słuchowe, gdyby przeszła przez to, co Sally. Kiedy się j eszcze doda do tego długi pobyt w tym sanatorium, to można sobie wyobrazić, że dziewczyna zacznie rozumować inaczej, prawda? Mówisz teraz o dwóch morderstwach. Muszę ją znaleźć. Wszystko jest szalone, ale nie Sally.

– Kiedy poczujesz się wystarczająco dobrze, obaj pójdziemy spotkać się z jej ciotką. Już z nią rozmawiałem, ale powiedziała jedynie, że nie widziała Sally, że dziewczyna przebywała z tobą w pensjonacie Theimy. Przeszukaliśmy twój poioj na wieży. Zniknął jej worek podróżny i wszystkie ubrania, suszarka do włosów, wszystko. Jakby nigdy jej tam nie było. Słuchaj, Quinlan, a może, gdy cię zobaczyła nieprzytomnego, naprawdę się przestraszyła i uciekła.

– Nie – rzekł Quinlan, patrząc Davidowi prosto w oczy. – Wiem, że nie zostawiłaby mnie w sytuacji, gdy leżałem nieprzytomny. Nie zachowałaby się tak.