Выбрать главу

Obrzuciła rodziców ostatnim spojrzeniem i wyszła. Wróciła dopiero siedem miesięcy później, po ukończeniu college'u. Może ojciec bił matkę nieco mniej tylko dlatego, że Sally nie przyjeżdżała do domu.

Śmieszne, że dopiero teraz przypomniała sobie to zdarzenie. Dopiero teraz… gdy przyjechała do Cove i poznała Jamesa, a jej egzystencja znowu zaczęła przypominać życie, pomimo morderstw, pomimo telefonów od ojca, pomimo wszystkiego.

Naprawdę musi być szalona. Przeklęty facet zawiódł jej zaufanie. Nie sposób byto temu zaprzeczyć. Ale też uratował ją, chociaż to się nie liczyło, na tym mniej więcej polegała jego praca. Nadal zdumiewała ją własna naiwność. Był z FBI. Wytropił ją i kłamał.

Kiedy zbliżyła się do okien biblioteki, pochyliła się jeszcze bardziej. Zajrzała do środka. Matka czytała książkę. Siedziała w ulubionym fotelu bujanym swego męża i czytała książkę. Wyglądała wyśmienicie. Cóż, powinna. Bydlak nie żyje od dobrych trzech tygodni. Koniec z siniakami. Koniec z perspektywą siniaków.

Sally czekała w bezruchu. W domu nie było nikogo innego.

*

– Jesteś pewny, że jedzie do domu, Quinlan?

– Nie do domu. Jedzie do swojej matki. Nie do domu swojego męża. Wiesz, jaką mam intuicję. Zresztą, szczerze mówiąc, trochę ją poznałem. Czuje coś do swojej matki. Tam pojedzie w pierwszej kolejności. Mogę się założyć, że ojciec i mąż wspólnie umieścili ją w tamtym zakładzie. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że jej ojciec był bardzo złym człowiekiem.

– Zakładam, że później mi powiesz, co miałeś na myśli.

– Jedź szybciej, Dillon. Dom stoi przy Lark Street, pod numerem 337. Tak, powiem ci, ale nie teraz. Jedźmy dalej.

– Cześć, Noelle.

Noelle St. John powoli opuściła czytaną książkę na kolana. Potem równie wolno spojrzała w stronę drzwi, w których stała jej córka, ubrana w męską marynarkę, sięgającą niemal do kolan.

Matka nie poruszyła się, tylko patrzyła na nią. Kiedy Sally była młodsza, Noelle zawsze ją obejmowała, przytulała, całowała. Teraz nawet się nie poruszyła. Cóż, jeśli wierzyła, że Sally jest szalona, może to miało jakiś sens. Czyżby sądziła, że córka zjawiła się tu, żeby ją zastrzelić? Odezwała się miękkim, przestraszonym głosem. – Czy to naprawdę ty, Sally?

– Tak. Znów wydostałam się z sanatorium. Uciekłam od doktora Beadermeyera.

– Ale dlaczego, kochanie? Przecież tak dobrze się tobą opiekuje, prawda? Czemu na mnie tak patrzysz, Sally? Coś jest nie tak?

Ale nic już nie było ważne, bo jej matka uśmiechała się do niej. Noelle zerwała się na nogi i podbiegła, chwytając ją w objęcia. Gdzieś przepadły wszystkie te lata. Znów była małą dziewczynką. Była bezpieczna.

Noelle ją przytulała. Sally poczuła ogromną wdzięczność. Mama byia tu dla niej, tak jak się o to modliła.

– Mamo, musisz mi pomóc. Wszyscy mnie ścigają.

Noelle cofnęła się nieco, pogładziła włosy Sally i przesunęła dłońmi po jej bladej twarzy. Znów ją przytuliła, szepcąc tuż przy policzku:

– Wszystko będzie dobrze, kochanie. Wszystkim się zajmę. Już dobrze. – Noelle była niższa od córki, ale to ona była matką, a Sally dzieckiem, które uważało ją za boginię.

Pozwoliła się obejmować, wdychając zapach matki, zapamiętany od najwcześniejszego dzieciństwa.

– Przepraszam, Noelle. Czy u ciebie wszystko w porządku?

Matka puściła ją i odsunęła się o krok.

– Było trudno, bo i policja, i nie wiedziałam, gdzie jesteś, więc stale się martwiłam. Powinnaś była do mnie zadzwonić, Sally. Tak bardzo się denerwowałam o ciebie.

– Nie mogłam. Pomyślałam, że policja ma twój telefon na podsłuchu. Mogliby mnie wytropić.

– Nie wydaje mi się, żeby było coś nie tak z telefonami. Z pewnością nie mieliby odwagi zainstalować podsłuchu w domu twojego ojca.

– On nie żyje, Noelle. Zrobiliby wszystko. A teraz posłuchaj. Musisz mi powiedzieć prawdę. Wiem, że byłam tutaj tamtej nocy, kiedy został zamordowany ojciec. Ale nic nie pamiętam. Tylko jakieś gwałtowne sceny, ale żadnych twarzy. Hałaśliwe głosy, ale nie było ludzi, którzy je wydawali.

– Nie martw się, kochanie. Nie zamordowałam twojego ojca. Wiem, że dlatego uciekłaś. Uciekłaś, żeby mnie osłonić, tak jak usiłowałaś to robić przez te wszystkie lata. Wierzysz mi? Czemu myślisz, że miałam z tym coś wspólnego? Nie byłam tu wtedy sama. Był ze mną Scott, twój mąż. On tak się martwi o ciebie. Potrafi rozmawiać tylko o tobie i o tym, że się modli, abyś wróciła do domu. Proszę, powiedz, że mi wierzysz. Nie zabiłabym twojego ojca.

– Tak, Noelle, wierzę ci. Chociaż gdybyś go zastrzeliła, złożyłabym ci gratulacje. Ale nigdy nie myślałam, że to ty zrobiłaś. Tylko nic nie pamiętam, po prostu nie mogę sobie przypomnieć, a policja i FBI są przekonani, że dokładnie wiem, co się wydarzyło owej nocy. Powiesz mi, co się wtedy wydarzyło, Noelle?

– Znów się dobrze czujesz, Sally?

Zwróciła wzrok na matkę. W słowach dźwięczała nuta obawy. Obawy przed nią? Przed własną córką? Czyżby myślała, że Sally ją zamorduje, bo jest chora umysłowo? Potrząsnęła głową. Być może Noelle była trochę wystraszona, ale wyglądała wyśmienicie w szmaragdowozielonym dresie. Włosy miała podpięte złotą spinką. Szyję zdobiły trzy cienkie złote łańcuszki. Była piękna, młoda i pełna życia. Może jednak istnieje jeszcze jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

– Posłuchaj, Noelle – powiedziała Sally, pragnąc, aby matka jej uwierzyła. – Nigdy nie byłam chora. Ojciec umieścił mnie w tamtym miejscu. To był spisek. Chciał mnie usunąć z drogi. Dlaczego? Nie wiem. Może po prostu z zemsty za te dziesięć lat, w czasie których krzyżowałam jego plany. Na pewno musiałaś się czegoś domyślać. I wątpić, kiedy ci powiedział o mojej chorobie. Nigdy nie przyjechałaś, żeby mnie odwiedzić, mamo, nigdy.

– Twój ojciec mi powiedział. I masz rację, Sally, miałam różne podejrzenia, ale potem Scott się załamał. Cały był we łzach, gdy mi opowiadał o wszystkim, co robiłaś, że już nie byłaś sobą i że nie było innego wyjścia, tylko umieścić cię w tym ośrodku. Spotkałam się z doktorem Beadermeyerem. Zapewnił mnie, że zajmą się tobą bardzo starannie. Och, Sally, doktor Beadermeyer powiedział, że lepiej będzie, jeśli na razie nie będę cię odwiedzać, że obarczasz mnie winą za tak wiele rzeczy, że mnie nienawidzisz, że nie chcesz mnie widzieć, że spotkanie ze mną pogorszy twój stan do tego stopnia, iż będziesz mogła targnąć się na swoje życie.

Lecz Sally nie słuchała. Poczuła, jak włosy jej się jeżą i wiedziała, wiedziała na pewno, że on jest blisko. Wiedziała też, że matka nie mówi jej prawdy o tamtej nocy, kiedy zginął ojciec. Dlaczego? Co naprawdę się wówczas wydarzyło? Teraz nie było na to czasu.

Tak, James był blisko. Nie słyszała niezwykłych dźwięków, żadnego realnego ostrzeżenia, a jednak wiedziała.

– Czy masz jakieś pieniądze, Noelle?

– Tylko parę dolarów, Sally, ale czemu pytasz? Dlaczego? Pozwól mi zawiadomić doktora Beadermeyera. Dzwonił już kilka razy. Musze cię chronić, Sally.

– Do widzenia, Noelle. Jeśli mnie kochasz – jeśli kiedykolwiek mnie kochałaś – proszę, przeciągaj rozmowę z agentem FBI tak długo, jak tylko się da. Nazywa się James Quinlan. I proszę, nie mów mu, że tu byłam.

– Skąd znasz nazwisko agenta FBI?

– Nieważne. Proszę, Noelle, nic mu nie mów.

– Pani St. John, widzieliśmy samochód, zaparkowany na Cooperton. Sally była tutaj. Czy nadal tu jest? Ukrywają pani?

Noelle St. John przyjrzała się legitymacji służbowej Jamesa, a potem Dillona. W końcu, a trwało to całą wieczność, oderwała wzrok od legitymacji i powiedziała: – Nie widziałam mojej córki prawie od siedmiu miesięcy, agencie Quinlan. O jakim samochodzie pan mówi?