Cóż mogła na to odpowiedzieć? Opowiedzieć im całą prawdę, tak jak to zapamiętała, i obserwować, jak niewiarę na ich twarzach zastępuje wściekłość? Nieprawdopodobne.
Rok za rokiem obserwowała, jak babka robi się coraz bardziej nieugięta, a jej umysł kostnieje. Przypomniała sobie, co opowiadała jej ciotka Amabel o tym, jak Noelle pojawiła się w domu pobita przez męża, kiedy Sally była jeszcze niemowlęciem. Nie uwierzyli jej wówczas.
Naturalnie, w domu dziadków zawsze panowała sztywność, ale jako że jej wizyty tutaj były rzadkie, Sally nigdy nie odczuła, że jest wymierzona przeciwko niej. Dokładniej niż kiedykolwiek mogła teraz zrozumieć, jak babka potraktowała swoją córkę Noelle, kiedy ta przybyła błagając o pomoc. Wzdrygnęła się.
– No cóż – odezwał się dziadek, jak zawsze czerstwy i serdeczny, dobroduszny i taki słaby – miło było cię zobaczyć, kochanie. Wiem, że nie masz czasu, żeby zostać dłużej, prawda? Może odeślemy cię do Waszyngtonu? Jak powiedziała twoja babcia, ten Beadermeyer sprawiał wrażenie faceta, który bardzo ci pomagał.
Popatrzyła na oboje. Dziadek, równie wysoki jak James, a przynajmniej kiedyś taki był, człowiek, który wiódł życie zgodne z regułami, ustalanymi przez swoją żonę – a może jeszcze przez swojego ojca – człowiek, któremu nie przeszkadzało, kiedy ktoś zboczył z prostej drogi, ale który nigdy nie bronił nikogo, gdy w pobliżu była jego żona.
Zawsze uważała go za kochającego, dobrego, a tymczasem także do niej nie podszedł. Boże, co on naprawdę o niej myśli? Zaczęła się zastanawiać, dlaczego miał takie zacięte, nieprzyjemne usta.
– Byłam w Cove – powiedziała. – Zatrzymałam się na trochę u Amabel.
– Nie rozmawiamy o niej – rzuciła babka, nagle wyższa, bo zesztywniał jej kark. – Jak sobie posłała, tak się…
– Jest bardzo szczęśliwa.
– Nie może być szczęśliwa. Zniesławiła siebie i swoją rodzinę, poślubiając tego niedorzecznego człowieka, który zarabiał na życie malowaniem, malowaniem obrazów.
– Ciocia Amabel jest wspaniałą artystką.
– Twoja ciotka bawiła się wieloma rzeczami, nic poza tym. Jeśli jest dobrą malarką, to czemu o niej nie słyszeliśmy? Sama widzisz, nikt o niej nie słyszał. Mieszka w tym zabitym dechami miasteczku i wiedzie jej się nieszczególnie. Zapomnij o Amabel. Jest nam z dziadkiem przykro, że ją odwiedziłaś. Nie możemy ci dać pieniędzy, Susan. Pewna jestem, że twój dziadek się ze mną zgodzi. Z pewnością rozumiesz dlaczego.
Spojrzała babce prosto w oczy.
– Nie, nie rozumiem. Wytłumacz mi, czemu nie dacie mi pieniędzy.
– Susan, kochanie – powiedziała babka cichym, kojącym głosem – nie czujesz się dobrze. Przykro nam z tego powodu i trochę jesteśmy tym oszołomieni, gdyż nigdy do tej pory nic takiego nie przytrafiło się w naszej rodzinie, oczywiście z wyjątkiem wujka Geoffreya. Nie możemy dać ci pieniędzy, bo mogłabyś je wykorzystać ze szkodą dla siebie. Jeśli usiądziesz na chwilę, albo nawet przenocujesz, zawiadomimy doktora Beadermeyera, który przyjedzie i cię zabierze. Zaufaj nam, kochanie.
– Tak, Susan, zaufaj nam. Zawsze cię kochaliśmy, zawsze chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej.
– Tak jak dla swojej córki, a mojej matki, gdy ją odesłaliście do męża, który ją bil?
– Susan!
– Oboje wiecie, że to prawda. Tłukł ją jak cholera, kiedy tylko miał na to ochotę.
– Nie używaj takich słów w obecności babci, Susan – powiedział dziadek i zobaczyła, że zaciska wargi.
Patrzyła na niego, zastanawiając się, po co w ogóle tu przyjechała. Musiała jednak próbować. Musiała mieć pieniądze.
– Przez wiele lat usiłowałam chronić Noelle, ale nie mogłam jej uratować, bo pozwalała mu na to. Słyszycie mnie? Noelle pozwalała mu się bić. Była taka jak te wszystkie żałosne kobiety, o których tyle się słyszy.
– Nie bądź głupia, Susan – odezwała się babka głosem, którym mogłaby kruszyć skały. – Omówiliśmy tę sprawę z twoim dziadkiem i wiemy, że bite żony to słabe i głupie kobiety. Nie są niezależne. Nie mają motywacji. Nie mają chęci pracować nad sobą. Nie potrafią zmienić swojej sytuacji, bo rodzą dzieci jak króliki, a ich mężowie piją i nie mają pieniędzy.
– Twoja babcia ma całkowitą słuszność, Susan. To nie są kobiety z naszej sfery. Naturalnie należy im współczuć, ale nigdy nie zaliczaj do ich grona swojej matki.
– Amabel mówiła mi, że pewnego razu Noelle przyjechała tutaj, we wczesnym okresie jej małżeństwa, i opowiedziała wam obojgu, co wyprawia mój ojciec. Nie chcieliście tego słuchać. Nalegaliście, żeby wróciła. Odtrąciliście ją. Byliście przerażeni. Czy sądziliście choć przez chwilę, że zmyśliła to wszystko?
Sally przemknęło przez myśl, że z pewnością w ten sposób nie zdobędzie od nich pieniędzy. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy, że drzemie w niej tak ogromna niechęć do dziadków.
– Nie będziemy z tobą dyskutować o twojej matce, Susan – stwierdziła babka. Dała dziadkowi znak głową, ale Sally to zauważyła. Dziadek postąpił krok w jej stronę. Zaciekawiło ją, czy będzie próbował ją przytrzymać, związać i wezwać doktora Beadermeyera.
W tamtej chwili szczerze pragnęła, żeby tego spróbował. Chętnie przyłożyłaby mu w te zacięte usta, maskujące słabość i głoszące banały.
Zrobiła krok do tyłu, wyciągając przed siebie ręce.
– Posłuchajcie, potrzeba mi trochę pieniędzy. Jeśli macie dla mnie choć odrobinę uczucia, proszę, dajcie mi jakieś pieniądze.
– W co ty się ubrałaś, Susan? To męska kurtka. Co zrobiłaś? Nie skrzywdziłaś chyba jakiegoś niewinnego człowieka, prawda? Co zrobiłaś?
Była głupia, że w ogóle tu przyjechała. Czego się spodziewała? Tkwili tak mocno osadzeni w świecie swoich racji, że nawet spychacz by ich stamtąd nie ruszył. Oglądali świat z jednego tylko punktu widzenia -z punktu widzenia babki.
– Nie czujesz się dobrze, prawda, Sally? Gdybyś była zdrowa, nie nosiłabyś takiego nieeleganckiego stroju. Może położysz się na chwilę, a my tymczasem zadzwonimy po doktora Beadermeyera?
Dziadek znów zaczął się zbliżać w jej kierunku i wiedziała, że tym razem będzie chciał ją przytrzymać. Miała w zanadrzu kartę atutową i zagrała nią. Nawet się uśmiechnęła do tych starych ludzi, którzy kiedyś, być może, na swój sposób ją kochali.
– Ściga mnie FBI. Wkrótce tu będą. Chyba nie chcesz, dziadku, żeby złapali mnie agenci FBI?
Stanął jak wryty i spojrzał na żonę, która pobladła na twarzy. Babka spytała:
– Skąd mogliby wiedzieć, że tu przyjedziesz?
– Znam jednego z agentów. Jest sprytniejszy, niż powinien, a w dodatku ma ten szósty zmysł. Widziałam go w akcji. Możecie mi uwierzyć. Będzie tu niedługo ze swoim partnerem. Jeśli mnie znajdą, zabiorą mnie z powrotem. A wtedy wszystko wypłynie na wierzch. Powiem całemu światu, że mój ojciec – ten wspaniały, bardzo bogaty prawnik – bił moją matkę, a was to nie obchodziło. Udawaliście, że wszystko jest w porządku, pławiąc się w szczęściu z posiadania odnoszącego takie sukcesy zięcia.
– Nie najładniej się zachowujesz, Susan – powiedziała babka, a na jej bardzo białych policzkach wykwitly dwie jasnoczerwone plamy. Prawdopodobnie objaw gniewu. – To chyba z powodu twojej choroby. Nigdy taka nie byłaś.