Выбрать главу

– Dajcie mi pieniądze, a zniknę w okamgnieniu. Rozmawiajmy dalej, a zjawi się tu FBI i mnie stąd wywlecze.

Tym razem dziadek nie spojrzał nawet na żonę. Wyciągnął portfel. Nie przeliczył pieniędzy. Wyjął wszystkie banknoty, złożył je i wyciągnął ku niej. Nie chciał jej dotykać. Znów ją to zastanowiło. Czyżby obawiał się, że zarazi się jej szaleństwem?

– Powinnaś natychmiast pojechać z powrotem do doktora Beadermeyera – rzekł, powoli wymawiając słowa, jakby była idiotką. – On cię obroni. Zabezpieczy cię przed policją i FBI.

Wsadziła banknoty do kieszeni dżinsów. Spodnie były bardzo dopasowane.

– Do widzenia i dziękuję za pieniądze. – Z ręką na klamce przerwała na chwilę. – Co wiecie o doktorze Beadermeyerze?

– Ma świetne rekomendacje, kochanie. Wróć do niego. Zrób, jak radzi dziadek. Wróć.

– To okropny człowiek. Więził mnie. Robił mi straszliwe rzeczy. Ale to samo robił mój ojciec. Naturalnie nie wierzycie w to, prawda? Ojciec jest taki wspaniały, a raczej był taki wspaniały. Nie martwicie się, że wasz zięć został zamordowany? To raczej nie zdarza się w wyższych sferach, prawda?

Patrzyli na nią bez słowa.

– Do widzenia. – Ale zanim zdążyła wyjść z pokoju, babka zawołała za nią: – Dlaczego mówisz takie rzeczy, Susan? Nie mogę uwierzyć, że tak się zachowujesz. I nie chodzi mi tylko o nas, ale o twoją matkę. I co z twoim kochanym mężem? Chyba o nim nie opowiadasz kłamstw, prawda?

– Ani jednego – odpada Sally i wymknęła się z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przez moment na jej twarzy zagościł uśmiech.

W korytarzu stała Cecylia.

– Nie wezwałam policji. Poza tym nikogo nie ma w domu. Nie musi się pani martwić. Ale niech się pani pospieszy, panienko Susan.

– Czy my się znamy?

– Nie, ale moja mama zawsze zajmowała się panienką, kiedy co roku rodzice przywozili tu panienkę. Mówiła, że była pani najmądrzejszym, słodkim szkrabem. Opowiadała, że potrafiła pani pisać wspaniałe wierszyki na kartkach urodzinowych. Do dziś zachowałam kilka takich kart, zrobionych przez mamę, na których są pani wierszyki. Powodzenia, panienko Susan.

– Dziękuję, Cecylio.

*

– Jestem agent Quinlan, a to agent Savich. Czy zastaliśmy państwa Harrison?

– Tak, proszę pana. Proszę za mną. – Cecylia zaprowadziła ich do gabinetu, tego samego, do którego pół godziny wcześniej wprowadziła Sally Brai-nerd. Kiedy weszli do środka, przymknęła za nimi drzwi. Pomyślała, że Harrisonowie oglądają teraz kanał telezakupów. Pan Harrison lubił śledzić ceny oferowanych tam ubrań i porównywać z cenami w swoich sklepach.

Uśmiechnęła się. Nie miała zamiaru mówić im, że teraz Sally Brainerd ma pieniądze. Nie wiedziała, ile dziewczyna dostała od tego skąpego starucha. Nie więcej, niż pani Harrison pozwoliła mu dać. Cecylia życzyła Sally powodzenia.

Sally zatrzymała się pod sklepem nocnym i kupiła kanapkę z szynką i coca-colę. Posiliła się na zewnątrz, w świetle latarń przed sklepem. Odczekała, aż odjedzie ostatni samochód, po czym przeliczyła pieniądze.

Wybuchnęła śmiechem i wydawało jej się, że będzie się śmiać bez końca. Miała dokładnie trzysta dolarów. Była tak zmęczona, że zataczała się jak pijana. Śmiech nadal nią targał. Zaczynała się zachowywać jak histeryczka.

Motel. Tak, potrzebny był jej miły, tani motel. Musiała przespać solidne osiem godzin, potem będzie mogła jechać dalej. Znalazła motel pod Filadelfią „Ostatni Przystanek". Zapłaciła gotówką, czym zasłużyła sobie na uważne spojrzenie starego mężczyzny, który naprawdę nie chciał mieć jej w hotelu, ale nie potrafił powstrzymać się przed przyjęciem pieniędzy, które ściskała w dłoni.

Pomyślała, że jutro będzie musiała kupić jakieś ubranie. Zapłaci kartą kredytową i wyda nie więcej niż czterdzieści dziewięć dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów. Pięćdziesiąt dolarów musi wystarczyć, prawda? Kiedy wreszcie położyła się na cudownie miękkim łóżku, zadała sobie pytanie, gdzie też może być James.

*

– Gdzie teraz, Quinlan?

– Daj mi ochłonąć z wściekłości. Niech ich diabli wezmą. Sally była u nich. Czemu nie chcieli nam pomóc?

– Bo ją kochają i chcieli ją osłaniać?

– Guzik prawda. Kiedy znalazłem się o dwa kroki od nich, zrobiło mi się lodowato.

– Pani Harrison powiedziała interesującą rzecz -zauważył Dillon, zapalając silnik porsche'a. – O tym, że Sally jest chora i że ma nadzieję, iż wkrótce dziewczyna wróci do tego miłego doktora Beadermeyera. Gotów jestem się założyć, że zatelefonowali do poczciwego doktorka, gdy tylko Sally przekroczyła ich próg. Czy to nie dziwne, że pani Harrison usiłowała przedstawić męża jako silnego, mocnego mężczyznę? Nie chciałbym znaleźć się oko w oko z tą walkirią. Budzi postrach w całej rodzinie. Ciekaw jestem, czy dali Sally jakieś pieniądze.

– Mam nadzieję – odparł James. – Na myśl o tym, że podróżuje tym gratem bez grosza przy duszy, robi mi się niedobrze.

– Ma twoje karty kredytowe. Gdyby nie dali jej pieniędzy, musiałaby z nich skorzystać.

– Dam głowę, że Sally jest śmiertelnie zmęczona. Znajdźmy jakiś motel, a potem możemy zacząć dzwonić po wszystkich hotelach w okolicy.

Zatrzymali się w Quality Inn, miejscu właściwym dla agentów FBI. Pół godziny później Quinlan gapił się na telefon. Ze zdumienia nie mógł się poruszyć.

– Znalazłeś ją? Tak szybko?

– Jest niespełna pięć kilometrów stąd, w motelu o nazwie „Ostatni Przystanek". Nie podała swojego prawdziwego nazwiska, ale zdaniem staruszka wyglądała dziwnie, ubrana w męską kurtkę i bardzo opięte ubranie, które nadawało jej wygląd dziwki, tyle że nie jest dziwką, i dlatego pozwolił jej się zatrzymać. Powiedział, że wyglądała na przestraszoną i zagubioną.

– Hura! – rzekł Dillon. – Wcale nie jestem już taki zmęczony, Quinlan.

– Ruszajmy.

ROZDZIAŁ 18

Sally rozebrała się – prawdę powiedziawszy ściągnęła dżinsy dlatego, że były takie obcisłe – i położyła się na łóżku w bawełnianych figach, które kupił Dillon. Nie miała stanika i z tego powodu została w kurtce Jamesa. Sportowy stanik, który nabył Dillon, mogła nosić, kiedy miała jedenaście lat.

Łóżko było cudownie twarde – no, może nawet twarde jak skała – ale zawsze to lepsze niż ciągle wpadanie do dołków wygniecionych w materacu. Zamknęła oczy.

Otworzyła oczy i wbiła wzrok w sufit. Przez tanie zasłony mogła dostrzec migający przez całą noc neon z napisem: GORĄCE DZIEWCZYNY HARVEYA TOPLESS. Wybrała sobie świetną część miasta.

Znów przymknęła oczy, przekręciła się na bok i zaczęła rozmyślać, gdzie może się znajdować James. W Waszyngtonie? Ciekawa była, co powiedziała im Noelle. Czemu Noelle nie powiedziała jej prawdy o tamtej nocy? Może by powiedziała, gdyby było więcej czasu. Może. Czy Noelle mówiła prawdę, że ojciec spiskował z mężem Sally, żeby umieścić ją w ośrodku doktora Beadermeyera? Obaj razem? I Noelle w to uwierzyła?

Zaczęła się zastanawiać, czy dziadkowie zatelefonowali do doktora Beadermeyera i czy ten nazista był już w drodze do Filadelfii. Nie, on będzie czekał. Nie lubił gonić za cieniem, a właśnie tym teraz była i zamierzała pozostać. Teraz już nikt jej nie dopadnie. Za te trzysta dolarów dotrze do Maine. Pojedzie do Bar Harbor, znajdzie pracę i jakoś przeżyje. Turyści będą się przetaczać przez trzy miesiące w roku, więc przez większą część roku będzie miała lepszą kryjówkę, niż potrzebuje. Nikt jej tam nie znajdzie. Wiedziała, że patrzy na Bar Harbor oczami siedmiolatki, ale wtedy było to magiczne miejsce; na pewno teraz nie mogło za bardzo się zmienić.