Выбрать главу

– Niech to piekło pochłonie – powtarzał Quinlan, wiedząc że w każdej chwili ktoś może jej zajechać drogę, a inny kierowca, nie dostrzegłszy jej, zmieni pas ruchu i zostanie zgnieciona pomiędzy dwoma samochodami.

– Przynajmniej wydaje jej się, że nas zgubiła – rzekł Dillon. – Ciekawe, za kogo nas uważała?

– Nie byłbym zdziwiony, gdyby myślała, że to ja.

– No nie, jak to możliwe?

– Przeczucie tak mi podpowiada. Tak, prawdopodobnie wie o nas i dlatego pędzi na złamanie karku. Jezu, popatrz, Dillon! Mój Boże! Hej, koleś, uważaj! – Quinlan opuścił szybę w oknie i jeszcze raz krzyknął do kierowcy jadącego obok. Potem odwrócił się do Dillona. – Przeklęci kierowcy z Pensylwanii. I jak będziemy ją łapać?

– Jedźmy za nią, dopóki nie nadarzy się okazja.

– Nie podoba mi się to. O kurczę, Dillon, wrócili motocykliści, cała czwórka.

Czterej motocykliści jechali ławą, zjeżdżając się, gdzie było więcej samochodów i powtórnie rozjeżdżając się, gdy robiło się luźniej.

*

Sally była w świetnym humorze. Czuła się sprytna. Przechytrzyła ich, i tego typa prowadzącego porsche, i czterech motocyklistów. Bez wahania przejechała przez dziurę w barierce, udało jej się bez żadnych problemów. Dobrze, że nie miała czasu się nad tym zastanowić, inaczej ze strachu narobiłaby w majtki. Uśmiechnęła się szeroko i poczuła powiew wiatru na zębach, które aż ją od tego rozbolały. Jedno było tylko niedobre – jechała w niewłaściwym kierunku.

Spojrzała na mijany znak na drodze. Za pół kilometra miała zjazd na Maitland Road. Nie miała pojęcia, dokąd prowadzi Maitland Road, ale sądząc po tym, że widziała ją wijącą się pod autostradą, musiała zmierzać na wschód.

Przejechała motocyklem na prawy pas. Usłyszała trąbienie samochodu i gotowa była przysiąc, że poczuła też ciepło bijące od pojazdu, który przemknął tuż obok niej. Pomyślała, że już nigdy, nigdy więcej nie wsiądzie na motor.

Ale właściwie czemu nie? Przecież była mistrzynią w jeździe na motocyklu.

Hondą 350, dokładnie taką, jak ta, jeździła przez dwa lata, od ukończenia szesnastego roku życia. Kiedy oświadczyła ojcu, że sprowadza się z powrotem do domu, ten odmówił kupienia samochodu, który wcześniej jej obiecał. Motocykl miał być czymś tymczasowym. Za zaoszczędzone pieniądze kupiła czerwoną hondę, cudowny motor. Przypomniała sobie, jaki ojciec był wściekły. Zabronił jej nawet się zbliżać do motocykla.

Zignorowała go.

Zakazał jej wychodzić z domu.

Nie obchodziło jej to. I tak nie chciała opuszczać matki. A potem przestał o tym mówić. Podejrzewała, iż nie przejąłby się, gdyby się zabiła na motorze.

Ale to nie było istotne. I tak się zemścił.

Nie chciała o tym myśleć.

Skręciła w Maitland Road. Już niedługo będzie znowu jechała w przeciwnym kierunku i tym razem nikt nie będzie jej ścigał. Droga tonęła w ciemnościach, nie było żadnych świateł. Wiał wiatr. Po obu stronach drogi rosły gęste, wysokie krzaki. Na drodze nie było nikogo. I co zrobiła najlepszego? Poczuła własny strach. Czemu skręciła, do diabła? James by nie skręcił.

Była głupią idiotką i zapłaci za to.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie miała nawet czasu, żeby krzyknąć albo poczuć przerażenie. Zobaczyła przywódcę motocyklistów po swojej lewej stronie, który machał i wołał coś do niej, ale nie mogła zrozumieć słów. Ostro szarpnęła motocykl w prawo, wjechała na żwirowe pobocze, wpadła w poślizg i straciła panowanie nad kierownicą. Przeleciała nad motocyklem i wylądowała na brzegu dwupasmowej drogi, w przydrożnych krzakach.

Miała wrażenie, że trafił w nią meteor – kręgi oślepiającego światła i szum w uszach – a potem otoczyła ją ciemność mroczniejsza niż dusza jej ojca.

Quinlan nie chciał uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył.

– Mój Boże, ona jest ranna, Dillon! Cholera, pospiesz się, no pospiesz!

Z piskiem hamulców porsche zatrzymało się niespełna dwa metry od miejsca, gdzie czterej motocykliści stali wokół Sally. Jeden z nich, wysoki, chudy, krótko ostrzyżony, nachylał się nad nią.

– Dobrze, chłopcy – powiedział Quinlan. – A teraz odsuńcie się.

Trzej motocykliści odwrócili się w jego stronę i ujrzeli wycelowane w siebie dwie lufy.

– Jesteśmy z FBI i chcemy, żeby za trzy sekundy już was tu nie było.

– Nie tak szybko – odezwał się przywódca motocyklistów, klęczący teraz na ziemi koło Sally.

– Co z nią robisz?

– Jestem lekarzem. No, może nie do końca, jestem dopiero na stażu, nazywam się Simpson. Właśnie usiłuję sprawdzić, jakie odniosła obrażenia.

– Dziwnie to brzmi, zważywszy, że to przez ciebie zjechała z drogi.

– Nie zmuszaliśmy jej do zjechania z drogi. Wpadła w poślizg. Prawdę mówiąc, pojechaliśmy za nią, bo zobaczyliśmy, że ją ścigacie. Człowieku, chcieliśmy tylko jej pomóc.

– Jak już mówiłem, jesteśmy z FBI – powtórzył Quinlan, patrząc na motocyklistę. – Zrozumcie, ona jest przestępcą. Oszustką dużego kalibru. Czy wyjdzie z tego? Możesz powiedzieć, czy czegoś sobie nie złamała? Dillon, zwróć uwagę na tych panów.

Quinlan przyklęknął.

– Czy mogę zdjąć jej kask?

– Nie, lepiej ja to zrobię. Chyba my też powinniśmy jeździć w kaskach. Gdyby nie miała hełmu na głowie, miałaby jajecznicę zamiast mózgu, i to wcale niekoniecznie w głowie. Naprawdę jesteście z FBI? I ona naprawdę jest przestępcą?

– Naturalnie. Co robisz? Aha, sprawdzasz, czy nie ma połamanych rąk. Lepiej, żeby była cała, bo inaczej rozwalę ci gębę. Śmiertelnie ją wystraszyłeś. Tak, to typowy okaz przestępcy. Dlaczego jeszcze nie odzyskała przytomności?

W tym właśnie momencie Sally jęknęła i otworzyła oczy. Otaczała ją ciemność. Słyszała męskie głosy, wiele głosów. Nagle usłyszała Jamesa.

– Nie – odezwała się. – Nie, to niemożliwe, żebyś mnie złapał. Nie sądziłam, że mnie złapiesz. Znów się pomyliłam.

Pochylił się nad nią i z odległości paru centymetrów od jej nosa powiedział:

– Faktycznie, złapałem cię. I to jest ostatni raz, kiedy to robię. A teraz bądź cicho i leż spokojnie.

– Nigdy bym nie zgadł, że jest przestępcą – rzekł Simpson. – Wygląda tak słodko i niewinnie jak moja młodsza siostrzyczka.

– No tak, nigdy nie wiadomo. Dużo czasu zajęło nam, żeby wpaść na jej trop. Nie wiedzieliśmy, że weszła w posiadanie motocykla. Zaledwie sześć godzin temu miała jeszcze samochód. I co, Sally, nic ci nie jest? Nic cię nie boli? Nic nie masz złamanego, prawda? Czy teraz możesz już zdjąć jej kask?

– Dobra, ale naprawdę bardzo ostrożnie.

Po zdjęciu kasku odetchnęła z ulgą.

– Boli mnie głowa – powiedziała – poza tym jeszcze tylko ramię. Czy jest złamane?

Motocyklista bardzo delikatnie obmacał jej rękę.

– Nie, nie jest nawet zwichnięte. Prawdopodobnie upadłaś na nie. Przez jakiś czas będzie dolegało. Myślę, że powinnaś zgłosić się do szpitala, żeby sprawdzić, czy nie masz wewnętrznych obrażeń.

– Nie – odparła. – Chcę wsiąść na mój motor i odjechać. Muszę się uwolnić od tego człowieka. On mnie zdradził.

– Co masz na myśli, mówiąc, że cię zdradził?

– Wciągnął mnie w swoją grę i spowodował, że mu zaufałam. Nawet przespałam z nim jedną noc, ale to było jeszcze w Oregonie. A potem miał czelność oświadczyć mi, że kłamał i że jest agentem FBI. Powiedział mi to tutaj, nie w Oregonie.

– Jesteś pewien, że nie ma wstrząsu mózgu? – zapytał Dillon, przysuwając się odrobinę bliżej.