Выбрать главу

– Mówiła zupełnie rozsądnie – zabrał głos Quinlan. – Jeśli nie masz nic sensownego do dodania, Dillon, to siedź cicho.

Quinlan dotknął ramienia motocyklisty.

– Dzięki za pomoc. Możecie już teraz odjechać.

– Czy mogę zobaczyć wasze legitymacje?

Quinlan roześmiał się, szczerząc zęby.

– Jasne. Dillon, pokaż człowiekowi jeszcze raz nasze legitymacje. Za pierwszym razem nie obejrzał ich zbyt dokładnie.

Motocyklista uważnie przestudiował dokumenty, potem skinął głową. Spojrzał w dół na Sally, która leżała, oparta na łokciach.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że to oszustka.

– Powinieneś widzieć jej babkę. Ta stara dama jest jak bryła lodu. To ona jest głową tej bandy oszustów. Prowadzi swojego męża za ucho. Jest przerażająca, a ta dziewczyna wyrośnie na taką samą osobę.

Kiedy motocykliści odjechali, Ouinlan zwrócił się do Sally:

– A teraz zabierzemy cię do szpitala.

– Nie.

– Nie bądź idiotką. Mogłaś odnieść wewnętrzne obrażenia.

– Jeśli siłą zawieziecie mnie do szpitala, ogłoszę przed całym światem, kim jestem i kim wy jesteście.

– Nie zrobisz tego.

– Sprawdź.

Pojął, że jest szantażowany, ale nic mu nie grozi. To ona ucierpi najbardziej, jeśli zrealizuje swoją groźbę. Uwierzył jej.

– Jak się czujesz, Sally?

– Dillon? To ty byłeś tym typem prowadzącym porsche? A James siedział obok i mówił ci, co masz robić. Powinnam była wiedzieć. Właściwie w głębi duszy wiedziałam.

– No tak – mruknął Dillon, zastanawiając się, czemu nawet do głowy jej nie przyszło, żeby to jemu przypisać choć część zasług. – Pozwól, że pomogę ci wstać. W kurtce Quinlana nie wyglądasz najgorzej. Może jest odrobinę za długa, ale poza tym świetnie pasuje. Ktoś, kto jeździ na motocyklu tak jak ty, musi mieć najszersze bary w kraju.

– Jak mnie znaleźliście? O Boże, moja głowa. – Potrząsnęła głową i zamrugała. – To tylko niewielki ból głowy. I boli mnie trochę ramię, ale nic poza tym. Żaden szpital.

Quinlan nie mógł znieść widoku kręcącej się Sally, w jego kurtce, rozdartej na lewym ramieniu, w bluzce z oberwanymi dwoma guzikami.

– Nie masz stanika.

Sally zerknęła w dół na rozchylającą się bluzkę. Nie było jak jej zapiąć. Owinęła się więc kurtką Jamesa.

– Dillon przyniósł mi ze sklepu staniczek sportowy i te wszystkie ciuszki, które okazały się o trzy numery za małe. Nawet zapiąć ich nie mogłam.

– Cóż, nie znałem twojego rozmiaru. Przykro mi, że nie spełniły swojego zadania.

Kopnęła go w łydkę.

– Psiakrew, nie to miałem na myśli – powiedział, masując nogę. – Pomyślę jeszcze nad czymś i powiem ci później.

– Lepiej nie.

Quinlan wziął ją za ramię i delikatnie przyciągnął do siebie.

– Teraz już wszystko jest dobrze, Sally, wszystko dobrze. Przytulił ją do siebie. – Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby cię zbadał jakiś lekarz?

– Żaden lekarz. Nienawidzę lekarzy.

Mógł ją zrozumieć. Nie próbował dowodzić, że nie każdy lekarz oznaczał psychiatrę. Teraz wątpił zresztą nawet, czy doktor Beadermeyer w ogóle był lekarzem. Zwrócił się do Dillona:

– Kiedy będziesz miał chwilę czasu, sprawdź tego Beadermeyera. Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest bezwzględnym oszustem. – Zaś do Sally powiedział: – Zgoda. Ale musisz wypocząć. Poszukajmy miejsca, gdzie mogłabyś spędzić noc.

– Jak mnie znaleźliście?

– Spóźniliśmy się o włos u twoich dziadków, tak samo jak u twojej mamy. Pomyśleliśmy, że musisz być nie mniej zmęczona od nas, więc zaczęliśmy telefonować po okolicznych hotelach. To było łatwe. Musisz się jeszcze wiele nauczyć o uciekaniu, Sally.

I wtedy dotarło do niej, że przegrała, że przegrała naprawdę. A dla nich było to takie łatwe. Gdyby nie wyśledzili jej na autostradzie, James po prostu wkroczyłby do jej pokoju hotelowego. Łatwo, za łatwo. Czuła się jak upolowany indyk. Spojrzała w dół na rozwaloną hondę, na powyginaną ramę i sflaczałe tylne koło.

– Mój świeżo kupiony motocykl jest zniszczony. Właśnie się do niego przyzwyczajałam.

– To nieważne.

– Wydałam na niego prawie wszystkie pieniądze.

– Ponieważ były to moje pieniądze, gotów jestem odpisać je na straty.

Wszystko działo się na opak. Nic nie wyglądało tak, jak powinno. Wsunęła rękę pod kurtkę i wyciągnęła jego pistolet. Przyłożyła mu go w okolice dolnych żeber.

ROZDZIAŁ 19

– Tylko nie znów to samo, Sally – powiedział, ale nie ruszał się, zachowując ostrożność.

– Znowu ma cię na muszce twojego pistoletu, Quinlan?

– Tak, ale wszystko w porządku. Myślę, że nauczyła się czegoś od ostatniego razu. Sally, wszystko już za nami. Chodź, kochanie, odłóż ten straszak. Cokolwiek zrobisz, nie zapominaj, że spust jest bardzo czuły.

Chyba przy najbliższej wizycie w Quantico będę musiał trochę go zmodyfikować. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś mogła wsunąć pistolet do mojej kabury, kiedy znajdziemy się w samochodzie. Odkąd ukradłaś mi broń, moja kabura jest pusta i czuję się nie do końca ubrany.

– Nie chcę do ciebie strzelać, James, ale chcę się od ciebie uwolnić. Zdradziłeś moje zaufanie. Wiesz, że nie mogę ci wierzyć. Pozwól mi odejść, proszę.

– O nie, już nigdy więcej. Wiesz, że możesz mi zaufać. Twoje zastrzeżenia doprowadzają mnie do szału. Posłuchaj, Sally. Dopóki to się nie skończy, będziesz ze mną. A może wolałabyś zaufać swojej mamie albo dziadkom? O tak, z twojej drobniutkiej, milutkiej babci jest niezły numer.

– Nie, nie ufam nikomu. A właściwie mam zaufanie do Noelle, ale ona jest cała skołowana i nie wie, w co ma wierzyć, czy jestem wariatką, czy też nie. Jestem pewna, że wszyscy telefonowali już do Beadermeyera, nawet Noelle. Ale ona dzwoniła nie po to, żeby mnie wydać, ale aby uzyskać odpowiedź na parę pytań. O Boże, czy Beadermeyer może jej zrobić krzywdę?

Quinlan sądził, że Beadermeyer mógłby skrzywdzić Noelle tylko wtedy, gdyby jego skóra znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie, czyli już niedługo, ale jeszcze nie w tej chwili. Odpowiedział jednak:

– Nie wiem. Beadermeyera stać na wszystko, gdy czuje się zagrożony, a teraz, kiedy wyrwaliśmy cię z jego sanatorium, pewnie tak się czuje. Hej, czy wiesz, że rzucałem psom kawałki mięsa, żeby cię uratować?

Spojrzała na niego w ciemności.

– Jakim psom?

Wtrącił się Dillon.

– Sanatorium pilnowały psy, Sally. James rzucał im mięso, żeby nie dobrały się nam do gardeł. Jeden z psów usiłował złapać Jamesa za kostkę, kiedy przenosił cię przez ogrodzenie.

Widziała rozmyte kontury jego twarzy.

– No cóż – rzuciła w końcu, świadoma, że nie da rady dłużej trzymać pistoletu, bo ramię diabelnie ją bolało. – Co za gówno.

– Od sześciu godzin jesteśmy tego samego zdania stwierdził Dillon. – Daj już spokój, Sally. Quinlan jest zdecydowany, żeby ci pomóc. Jest zdeterminowany, żeby cię chronić. Pozwól mu na tę opiekuńczość. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. To poważna sprawa. No chodźcie już, moi drodzy. Zbierajmy się stąd, zanim motocykliści dojdą do siebie i zatrzymają się, albo, co gorsza, ktoś wezwie miejscowych gliniarzy.

Niewiele myśląc, Quinlan złapał ją na ręce i zaniósł do porsche'a.

– Nie jesteś supermanem – powiedziała najbardziej zgorzkniałym głosem, jaki kiedykolwiek słyszał. – To był tylko dwumetrowy spacerek. Nawet karzeł dałby radę.

– To ze względu na mój pistolet – rzekł, pochylając się i leciutko całując ją w ucho. – Jest bardzo ciężki. -Kiedy posadził ją sobie na kolanach na siedzeniu dla pasażera, wyciągnął rękę po broń.