Thomas westchnął. Ku zaskoczeniu Guinlana, rzucił:
– Módlmy się, żebyś miał rację. Cholera, czuję, jakbym zamiast głowy miał bęben zespołu rockowego.
– Ja też – stwierdziła Corey. – Ale nadal jestem w stanie myśleć. To co, Quinlan, uważasz, że cale miasteczko bierze udział w tym spisku? Sądzisz, że w czasie ostatnich trzech, czterech lat całe przeklęte miasteczko zamordowało co najmniej trzydzieści osób? Dla pieniędzy? A potem pochowali je na swoim cmentarzu?
– Sposób okazania szacunku – powiedział Quinlan.
– Nie możesz sobie wyobrazić tych wszystkich staruszków patrzących na parę starszych ludzi, których właśnie usunęli z tego świata, pocierających swoje podbródki i mówiących: „Ha, Ralph Keaton potrafi wszystko przygotować, więc będziemy mogli pięknie ich pochować, a wielebny Vorhees powie śliczne kazanie". Tak, Corey, wszyscy w tym cholernym miasteczku. Czy jest jakaś inna możliwość?
– To obłęd – żachnął się Thomas. – Całe pieprzone miasteczko, zabijające ludzi? Nikt nigdy w to nie uwierzy, zwłaszcza że to sami staruszkowie.
– Ja w to wierzę – rzekł Quinlan. – O tak, wierzę naprawdę. Mogę się założyć, że zaczęło się od jakiegoś wypadku. Dzięki temu wypadkowi dostali pierwsze pieniądze. Dostarczyło im to pomysłu – może tylko jednemu z nich, a może dwójce – jak uratować miasto. A potem sprawy potoczyły się szybko.
Corey powiedziała wolno:
– I ta wielka reklama przy autostradzie, dzięki której zwabiają swoje ofiary.
– Słusznie – zgodził się Quinlan. – Sklep z Najwspanialszymi Lodami Świata. Nawiasem mówiąc, mają najlepsze lody, jakie zdarzyło mi się jeść w życiu.
Musiał żartować, musiał, bo inaczej chybaby oszalał. Gdzie jest Sally? Czy możliwe, że Amabel naprawdę ją osłania? Wątpił w to.
– Wejdź więc do środka i kup sobie ostatniego loda – powiedział Thomas. – Tu jest koniec kolejki.
– A co z tą kobietą, która została zamordowana? I z doktorem Spiverem? – spytała Corey.
Szaleńczo pracując nad krępującymi mu ręce sznurami, Quinlan odparł:
– Kobieta musiała usłyszeć coś, czego nie powinna była słyszeć. Więzili ją co najmniej przez trzy dni, może dłużej. Musiała jakoś oswobodzić się z knebla, bo Sally słyszała jej krzyki pierwszej nocy swojego pobytu w Cove. Dwie noce potem znów ją słyszała. Następnego ranka znaleźliśmy z Sałly jej ciało. Domyślam się, że musieli ją zabić. Nie chcieli tego, ale tak zrobili. Wiedzieli, że albo kobieta pozostanie przy życiu, albo oni. Czyli żadnego wyboru. Zabili ją. Musieli być wściekli – po prostu zrzucili ją z urwiska, nie zaprzątając sobie głowy ceremoniałem pogrzebowym i pochowaniem jej na swoim cmentarzu.
– A co z doktorem Spiverem? – rzucił Thomas. – Cholera, ależ te liny są mocne. Nie ustępują nawet o milimetr.
– Niech każdy nad nimi pracuje – polecił Quinlan. – Co do doktora Spivera, to nie wiem. Może był ich słabym punktem. Byl lekarzem i może całe to zabijanie go odstręczało. Może śmierć tamtej kobiety była ostatnią kroplą, która dopełniła miary. Po prostu nie mógł już więcej znieść. Załamał się. Strzelili mu w usta, starając się, żeby to wyglądało na samobójstwo. Tym razem też uważali, że nie mają wyboru.
– Jezu – powiedziała Corey – czy wiecie, chłopcy, że żaden agent FBI nie znalazł się nigdy w takim bagnie, jak my teraz? Niektórzy nawet nigdy nie użyli swojej broni. Cały swój czas spędzają wyłącznie na przesłuchiwaniu ludzi. Mówiono mi, że wielu agentów po przejściu na emeryturę zajmuje się psychologią – są tacy dobrzy w wyciąganiu od ludzi informacji.
Quinlan roześmiał się.
– Wydostaniemy się stąd, Corey. Musisz w to wierzyć.
– Uważasz, Quinlan, że jesteś taki cholernie sprytny. Jak, u diabła, mamy się uwolnić? Przecież na dodatek pojawi się tu zaraz cały rój staruszków. Myślisz, że uformują pluton egzekucyjny? A może zatłuką nas na śmierć swoimi laseczkami?
Corey odezwała się spokojnie.
– Przestań, Thomas. Spróbujmy się uwolnić. Musi być jakiś sposób. Nie chcę być bezradna, kiedy ktoś tu przyjdzie, a przecież obaj wiecie, że przyjdą.
– Co, do cholery! – wrzasną! Thomas. – Co, do licha możemy zrobić? Jesteśmy związani zbyt mocno. Na dodatek przywiązali nas do ściany, żebyśmy nie mogli zbliżyć się do siebie. Siedzimy tu w ciemnościach. Co więc, do jasnej cholery, mamy robić?
– Musi być jakieś wyjście – rzekła Corey.
– Może jest – mruknął Quinlan.
Sally czuła ból szczęki. Zaczęła na zmianę otwierać i zamykać usta, dopóki ból nie zelżał do tępego ćmienia. Leżała w ciemnościach, jedyne światło docierało poprzez drzwi otwarte na korytarz.
Była sama. Nadal miała związane z przodu ręce. Uniosła je do ust i zaczęła zębami szarpać supeł. Tak bardzo była pochłonięta tym zajęciem, że niemal krzyknęła ze strachu, kiedy obok odezwał się spokojny głos:
– To naprawdę nic nie da, Sally. Odpręż się, dziecinko. Nie ruszaj się. Poleź sobie.
– Nie – szepnęła Sally. – O nie.
– Nie poznajesz, gdzie jesteś, Sally? Myślałam, że natychmiast będziesz wiedziała.
– Nie. Jest za ciemno.
– Spójrz w stronę okna, kochanie. Może znów zobaczysz twarz swojego drogiego ojca.
– Jestem w sypialni w głębi korytarza.
– Tak.
– Dlaczego, Amabel? Co tu się dzieje?
– Och, Sally, dlaczego musiałaś wrócić? Oddałabym wszystko, żebyś tamtego dnia nie zjawiła się na progu mojego domu. Jezu, musiałam cię przyjąć. Naprawdę nie chciałam cię w to mieszać, ale znowu się pojawiłaś i nic nie mogę zrobić.
– Gdzie jest James i pozostała dwójka agentów?
– Nie wiem. Prawdopodobnie siedzą w tej małej szopie na narzędzia za domem doktora Spivera. To solidne więzienie. Nigdy się stamtąd nie wydostaną.
– Co macie zamiar z nimi zrobić?
– To naprawdę nie zależy ode mnie.
– A od kogo?
– Od miasta.
Przez dłuższą chwilę Sałly nie mogła złapać oddechu. A więc to prawda. Całe przeklęte miasteczko.
– Ile osób zabiliście, Amabel?
– Pierwsza para, Harve i Marge Jensenowie, ci, których poszukiwać miał Quinlan, to był nieszczęśliwy wypadek. Oboje dostali zawału serca. W ich samochodzie znaleźliśmy gotówkę. Potem był ten motocyklista. Zaczął bić biednego Hunkera, a Purn, w jego obronie, zdzielił motocyklistę w głowę krzesłem. To go zabiło. Następny wypadek. A potem dziewczyna motocyklisty zrozumiała, że jej chłopak nie żyje. Sherry Vorhees nie miała wyboru – musiała ją zabić. Roztrzaskała jej głowę maszynką do mięsa. Później poszło już łatwiej, wiesz? Ktoś wypatrzył jakąś starszą parę albo osobę sprawiającą wrażenie bogatej. A może po prostu któraś z kobiet, pracujących w Sklepie z Najwspanialszymi Lodami Świata zobaczyła całą masę pieniędzy w C2yimś portfelu. Potem już tylko załatwialiśmy sprawę. Tak, szło coraz łatwiej. To było jak gra, ale nie zrozum mnie źle, Sally. Po śmierci zawsze traktowaliśmy ich z największym szacunkiem. Powiedziałaś mi, że miasto teraz pięknie wygląda. Cóż, wcześniej była to ruina. Teraz jednak nasze inwestycje mają się świetnie, wszystkim żyje się dość wygodnie. a wielu turystów przyjeżdża tu nie tylko ze względu na nasze lody, ale żeby obejrzeć miasto, kupić pamiątki i coś zjeść w kawiarni.
– Doskonale dla was. Więcej ludzi do wyboru. Mogliście dyskutować między sobą. Czy to małżeństwo wygląda zamożniej niż tamto obok? Bawiliście się w rosyjską ruletkę ludzkim życiem. Boże, to obrzydliwe.
– Nie używałabym takich dosadnych sformułowań, ale w miarę tego, jak stawaliśmy się atrakcją turystyczną, mogliśmy sobie pozwolić na większy wybór. Jednak zabijaliśmy tylko starych ludzi, Sally. Takich, którzy mieli już życie za sobą.