– Dziewczyna motocyklisty nie była stara.
Amabel wzruszyła ramionami.
– Nic nie dało się na to poradzić.
Sally kręciła głową na poduszce, w tę i z powrotem, już rozumiejąc, ale jeszcze nie dowierzając.
– Jezu, Amabel, zabijaliście ludzi. Nie rozumiesz tego? Mordowaliście niewinnych ludzi. Ich podeszły wiek niczego nie tłumaczy. Okradaliście ich. Potem grzebaliście ich na cmentarzu, co? Ach, pojmuję. Chowaliście ich po dwoje w każdym grobie. I zapisywaliście tylko dane mężczyzny. Czy któreś z was ma listę identyfikacyjną, kto naprawdę leży w każdym grobie?
– Nie, ale pozostawiliśmy znaki identyfikacyjne na każdym ciele. Nie bądź taka przerażona, Sally. Umieraliśmy razem z naszym miastem. Rozpaczliwie pragnęliśmy przeżyć. I przeżyliśmy. Wygraliśmy.
– Nie, bo teraz wszystko zwaliło wam się na głowę, Amabel. Macie tu trzech agentów FBI, a szeryf David Mountebank wie to samo co oni, a może nawet więcej. Jeśli zabijecie agentów, wylądujecie w komorze gazowej. Nie rozumiecie tego? W sprawę zaangażowane jest FBI!
– Och, Sally, a ty ciągle w kółko o tym, co cię naprawdę nie powinno obchodzić. A co z tobą, dziecino? Co z twoim ojcem?
– Nie jest żadnym pieprzonym ojcem, dzięki Bogu. W końcu dowiedziałam się o tym.
– Dobrze, słyszę w twoim głosie gniew. Bałam się, że nadal będziesz usiłowała wierzyć, że był tylko nawiedzającą cię zmorą senną.
– Chcesz powiedzieć, że mieszka tu z tobą, Amabel? Chcesz go tutaj? – Znała odpowiedź. Ale nie chciała jej usłyszeć.
– Naturalnie, Sally.
Wbiła wzrok w mężczyznę, stojącego w otwartych drzwiach, za ciotką. Jej ojciec. Nie, nie jej ojciec, dzięki Bogu. To drań, który ją wychowywał, drań, który straszliwie bił matkę, który uwięził ją w sanatorium doktora Beadermeyera, który ją bił dla przyjemności.
– Jak się czuje nasz bękart, Ammie? Ammie? Cóż to miało znaczyć?
– Nie jestem bękartem. Ty nim jesteś.
– Sally, nie uderzę cię w obecności twojej ciotki. To ją dręczy, chociaż wie, ile jest w tobie złości i że tylko w ten sposób mogę nad tobą zapanować.
– Amabel, czemu on tu jest? To morderca. Zdradził nasz kraj.
Amabel przysiadła koło niej. Delikatnymi, miękkimi czubkami palców zaczęła przesuwać po czole Sally, odgarniając jej włosy za uszy, leciutko gładząc brwi.
– Proszę, Amabel. Wiem, że to on dzwonił do mnie, kiedy byłam tu poprzednio. Przyznał też, że sam zaglądał przez okno sypialni.
– Tak, kochanie.
– Czemu tu był, Amabel?
– Musiał tu przyjechać, Sally. Musiał cię zabrać z powrotem do sanatorium. Miał nadzieję, że pod wpływem tego teletonu i jego twarzy w oknie zaczniesz wątpić w swoje zdrowe zmysły.
– Ale skąd mógł wiedzieć, że tu jestem?
– To ja dałam mu znać. Zatrzymał się w małym pensjonacie w Oklahoma City. Pierwszym samolotem przyleciał do Portland, skąd przyjechał samochodem. Ale przecież znałaś odpowiedź na to pytanie, jeszcze zanim je zadałaś, prawda. Sally? Tylko że ty wcale nie zwątpiłaś w swoje zdrowe zmysły. W części zawdzięczamy to temu człowiekowi, Quinlanowi. To jego obecność skomplikowała wszystko. Czy to nie dziwne? Quinlan wymyślił tę historię, że przyjechał do Cove szukać śladów tamtych staruszków. A chodziło mu tylko o ciebie. Nie obchodziło go zniknięcie żadnych staruszków. Tylko ty. Uważał, że albo sama zabiłaś ojca, albo też osłaniasz matkę. Zawsze mnie bawiły zmienne koleje iosu. Ale teraz nie czuję się rozbawiona. Teraz mamy poważny problem.
– Sądzisz więc, Ammie, że to los przywiódł tych wszystkich staruszków na Najwspanialsze Lody Świata, żebyście mogli ich zabić i ukraść ich wszystkie pieniądze?
Amabel odwróciła się w jego stronę ze zmarszczonymi brwiami.
– Tego nie wiem, ani ty nie wiesz, Amory. I nie obchodzi mnie, co się stanie z Quinlanem i pozostałymi, ale nie chcę, żeby Sally stała się jakaś krzywda.
– On się z tobą nie zgadza, ciociu Amabel – powiedziała Sally. – On mnie nienawidzi. Wiesz, że nie jest moim ojcem. Nie ma wobec mnie żadnych ukrytych ciepłych uczuć. I czy wiesz, że zmusił Noelle, żeby z nim została?
– Oczywiście że wiem, Sally.
Sally patrzyła na nią z rozdziawionymi ustami. Nie mogła nic na to poradzić. Choć właściwie, dlaczego była taka zaskoczona? W czasie ostatnich siedmiu miesięcy jej świat tyle razy wywracał się do góry nogami, że powinna była się do tego przyzwyczaić. Wyglądało na to, że nigdy nie wiedziała, kim naprawdę jest i dlaczego dzieją się te wszystkie rzecz}'. I nienawidziła matki za jej słabość. O Boże, pogardzała nią, sama miała ochotę nią potrząsnąć, bo pozwalała mężowi poniewierać sobą.
– Kto jest moim ojcem?
– Teraz chce wiedzieć – rzekł Amory St, John, z rękami w kieszeniach wkraczając do małego pokoiku.
– Kto to?
– Cóż, kochanie – odezwała się Amabel – twoim ojcem był mój mąż. Tak, był moim mężem, zanim poznał Noelle i zakochali się w sobie…
– Zaczęli się pożądać, Ammie.
– To też. Tak czy inaczej, Noelle zawsze była dość głupia, a Carl nigdy nie stąpał nogami po ziemi. Znając ich oboje, miałam trudności z wyobrażeniem sobie, kto kogo zwabił do łóżka. Ale jakoś musieli to zrobić. Zaszła w ciążę. Na szczęście spotykała się wtedy z Amorym i sprawy ułożyły się satysfakcjonująco dla wszystkich.
– Nie dla mojej mamy.
– Nieprawda, była zachwycona, że nie musi usuwać ciąży, Sally. Gdyby nie miała męża, musiałaby to zrobić. Sprowadziłam mojego Carla tutaj, do Cove, żeby mógł spędzać swoje nic niewarte życie na malowaniu olejnych krajobrazów, które sprzedawano na lotniskach po dwadzieścia dolarów, razem z wulgarnymi, pomalowanymi na złoto ramami. Carl już nigdy nie miał skoków w bok. Błagał mnie o przebaczenie i gotów był zrobić wszystko, żebym go tylko nie opuściła. Pozwoliłam mu się wykazywać, dopóki nie umarł dwadzieścia lat temu.
– Nie zabiłaś go, prawda?
– Och, nie. Amory się tym zajął, ale Carl był już bardzo chory na raka płuc. Nigdy nie potrafił przestać palić cameli bez filtra. Tak, dla Carla to było błogosławieństwo, że nie zadziałały hamulce w jego samochodzie i umarł tak szybko. Dziękuję ci, Amory.
– Bardzo proszę, Ammie.
– Od jak dawna jesteście kochankami?
Amabel zaśmiała się cichutko i odwróciła się w stronę mężczyzny, stojącego w drzwiach.
– Od bardzo dawna – powiedziała.
– A więc nie przeszkadza ci, że cię tłucze, Amabel?
– Nie, Amory, proszę! – Amabel podeszła szybko do niego i oparła dłoń na jego ramieniu. Rzuciła przez ramię: – Słuchaj, Sally, nie mów tak. Nie ma powodu, żeby denerwować twojego ojca…
– On nie jest moim ojcem.
– Tak czy inaczej, panuj nad swoim językiem. Oczywiście, że mnie nigdy nie uderzył. Tylko Noelle.
– Mnie też bił, Amabel.
– Zasłużyłaś na to – powiedział Amory.
Sally wodziła wzrokiem od jednego na drugie. W przyćmionym świetle nie widziała żadnego z nich dokładnie. Amory wziął Amabel za rękę i przyciągnął ją bliżej do siebie. Cienie zdawały się zagęszczać wokół nich, ogarniać ich i łączyć ze sobą. Sally zadrżała.
– Sądziłam, że mnie kochasz, Amabel.
– Kocham cię, dziecinko, naprawdę. Jesteś dzieckiem mojego męża i moją siostrzenicą. I zgodziłam się z Amorym, że będzie ci lepiej w tym przyjemnym sanatorium. Nie bytaś w najlepszej formie. Opowiedział mi, że stałaś się nieobliczalna, że wygadujesz bzdury o swoim mężu, że wpadłaś w nieodpowiednie towarzystwo i zaczęłaś zażywać narkotyki. Amory powiedział mi, że doktor Beadermeyer ci pomoże. Poznałam doktora Beadermeyera. Wyśmienity lekarz, który stwierdził, że twój stan się poprawia, ale potrzebujesz zupełnego odpoczynku i ciągłego doglądania przez profesjonalistów.