– To wszystko kłamstwo. Nawet jeśli nie chcesz uwierzyć w to, że jest takim potworem, rozważ to, proszę. Czytałaś gazety, oglądałaś wiadomości telewizyjne. Wszyscy go poszukują. Wszyscy wiedzą, że wielu pacjentów w sanatorium doktora Beadermeyera było więźniami, tak jak ja.
– Ojej, dziecinko, nie mów tak. Wcale nie chcę wsadzać ci knebla w usta, ale zrobię to. Nie pozwolę ci mówić o nim w ten sposób.
– Dobrze, lecz czy nie zastanawiałaś się, czy jestem szalona, kiedy Amory pojawił się tutaj, uderzył mnie w głowę i oszołomił narkotykami? Kiedy omal nie zabił Jamesa?
Amory St. John oderwał się od Amabel. Podszedł do łóżka i stanął nad nim, patrząc w dół na Sally.
– W tym przyćmionym świetle nie umiem powiedzieć, czy będziesz miała siniaki, czy nie.
– Naprawdę tak mocno ją uderzyłeś, Amory?
– Nie gryź się tym, Ammie. Zasłużyła na to. Opluła mnie. W czasie tych wszystkich lat nauczyłem się dokładnie dopasowywać siłę uderzenia tak, żeby uzyskać na Noelle konkretny kształt i kolor siniaka. Ale każda skóra jest inna. Musimy po prostu poczekać, to zobaczymy, prawda?
– Jesteście szaleni – powiedziała Sally. – Jesteście pieprznięci.
– Zlałbym cię pasem, gdybyś to powiedziała, mieszkając pod moim dachem.
– To nieważne, Amory. Dziewczyna jest przerażona. Nie wie, co z nią będzie.
– Doskonale wiem, co się ze mną stanie. Nie ma już doktora Beadermeyera, żeby mnie więzić. Nie, teraz zamierza mnie zabić, Amabel. Ty też zdajesz sobie z tego sprawę, w przeciwnym wypadku nie opowiadałabyś mi tego wszystkiego. Nie, nie zaprzeczaj. Już się z tym pogodziłaś. Ale nie liczę na nic. Jedyne, co was naprawdę powstrzyma, to zrobienie krzywdy agentom FBI. Jeśli spróbujecie zabić Jamesa, otworzą się dla was bramy piekła. Znam jego szefa, więc możecie być tego pewni.
– Oni wszyscy są głupi – rzekł Amory. Wzruszył ramionami. – Wiem, że sytuacja stanie się jeszcze trudniejsza, ale damy sobie radę. Już teraz wprawiłem w ruch różne mechanizmy. To prawda, że nie liczyłem się z tym, iż ten drań po raz drugi wykradnie cię doktorowi Beadermeyerowi. To pokrzyżowało moje plany, Sally. Wszystko musiało być zorganizowane od nowa. Znalazłem się w niewygodnym położeniu. Przez was oboje już nie mogę udawać, że nie żyję. Teraz będę musiał na zawsze opuścić kraj.
– Spróbuj tylko. Złapią cię. Dzięki sprzedaży broni Hussajnowi ściągnąłeś sobie na kark FBI, które gotowe jest przeczesać świat, żeby cię znaieźć.
– Wiem. Jaka szkoda. Ale wszystko będzie dobrze. Prawie rok temu wyciągnąłem pieniądze z kont na Kajmanach i w Szwajcarii. Na każdym zagranicznym koncie zostawiłem tylko troszkę, żeby podrażnić się z FBI, uświadomić im, że wiem dokładnie, co robię. To ich doprowadzi do szału, ale i tak mnie nie złapią.
– James cię złapie.
– Twój James Quinłan nie złapie nawet grypy. Nie zdąży, bo zaraz znajdzie się dwa metry pod ziemią.
Opanowała ją taka wściekłość, że nie potrafiła się powstrzymać. Poderwała się do góry i związanymi rękami uderzyła go w twarz. Mocno. Zaklął, popychając ją do tyłu. Uniósł zaciśniętą pięść.
Usłyszała krzyk Amabel.
– Nie rób tego, Amory!
Ale jego pięść kontynuowała drogę w dół, kierując się nie w stronę jej twarzy, lecz żeber.
ROZDZIAŁ 31
– Do diabła! – rzucił Quinlan. – Przykro mi, moi drodzy, ale stare mamuty wykazały się przemyślnością. Mój nóż wojskowy zniknął. Zawsze mocowałem go przy kostce. Cholera.
– Cholera to właściwe słowo – skomentował Thomas. – Corey, co robisz? Czemu się rzucasz dookoła jak ryba wyjęta z wody? I czemu wydajesz z siebie to dziwne pochrząkiwanie?
Dziewczyna ciężko oddychała.
– Zobaczysz. Nie liczyłam na to, że Ouinlan znajdzie swój nóż. Poczekajcie jeszcze chwilkę, już prawie mi się udało.
– Co ci się udało? – spytał Ouinlan, rozpaczliwie usiłując dostrzec ją w ciemności.
– Byłam kiedyś gimnastyczką. Mam wątpliwy zaszczyt być najbardziej elastycznym agentem, trenowanym w Quantico. Przekładam teraz moje ręce pod pośladkami i przeciskam się cała i już za minutkę – Jezu, to trudniejsze niż w czasach, kiedy byłam młodsza i szczuplejsza… – Przerwała zasapana, łapiąc z trudem oddech. – Już.
Zipiąc, śmiała się
– Udało mi się!
– Co, Corey? Na litość boską, co zrobiłaś?
– Teraz mam ręce związane z przodu, Thomas. Na szczęście wiążąc mnie, zostawili sporo miejsca między mną a ścianą. Lina wokół pasa była przywiązana wyżej niż sznur krępujący mi ręce. Teraz się odwrócę i rozwiążę linę zawiązaną wokół talii. Kiedy będę wolna, zajmę się nogami, a potem zabiorę się za was, chłopcy.
– Corey – powiedział Quinlan – j eśli nas stąd wyciągniesz, obaj z Thomasem wystąpimy, aby mianowano cię agentem specjalnym, odpowiedzialnym za placówkę w Portland. Zgoda, Thomas?
– Jeśli nas stąd wydostanie, będę ją na kolanach błagał, żeby została moją żoną i dowodziła w naszym małżeństwie.
– Thomas, jesteś seksistą. Nigdy nie poślubię seksisty.
– Corey, jak ci idzie? – spytał Quinlan.
– Do przodu. Supeł w pasie jest całkiem prosty.
– To świetnie. Tylko pospiesz się.
Ile mogli mieć czasu, zanim pojawią się staruszkowie? Gdzie jest Sally? Quinlan niewiele się modlił w życiu, ale teraz to robił. Czy jest u Amabel?
– Udało się! Teraz jeszcze nogi.
– O kurczę, coś słyszę – odezwał się Thomas – Szybko, Corey, szybko!
– Nie bij jej, Amory!
Amabel złapała go za rękę i szarpnęła do tyłu. Ręka uderzyła o łóżko, zaledwie o parę centymetrów od żeber Sally. Ciężko sapał. Okręcił się szybko, unosząc pięść.
– Nie powinnaś była tego robić, Animie. Nie powinnaś była.
Sally poderwała się z wrzaskiem.
– Nie waż się jej uderzyć, ty pieprznięty kretynie!
Ale odważył się; jego pięść ciężko wylądowała na szczęce Amabel, odrzucając ją pod ścianę. Osunęła się na podłogę. Sally nie odzywała się. Wpatrywała się w ciotkę, modląc się, żeby nie była martwa.
– Jak mogłeś? – Spojrzała na człowieka, który musiał być szalony. – Jesteście kochankami. Zadzwoniła, żeby dać ci znać, iż tu jestem, żebyś mógł przyjechać i mnie dopaść. A ty uderzyłeś ją tak, jak biłeś Noelle.
– Prawdę mówiąc – powiedział, rozcierając pięść – dziś po raz pierwszy musiałem ją przywołać do porządku. W przyszłości nie będzie mi się już sprzeciwiać. Ciekawe, jaki będzie miała siniak.
Kiedy drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, do środka nie wpadł promień oślepiającego światła. Drzwi uchyliły się najpierw odrobinę, potem coraz szerzej, aż cała trójka mogła dostrzec gwiazdy i sierp księżyca.
– Obudziliście się już? – To był głos starego człowieka. Którego, pomyślał Quinlan. Czy przyszedł tylko jeden, żeby sprawdzić, co z więźniami, czy też przybyło ich kilku? Boże, modlił się, żeby był tylko jeden.
– Jeszcze nie świta, ale powinniście już się obudzić
– Tak – odezwał się Thomas. – Już jesteśmy przytomni. A co? Mieliście nadzieję, że nas zabiliście?
– Nie, nie wystarczyło tego świństwa od doktora, żeby was uciszyć na zawsze. Szkoda, bo tak byłoby najprościej. A tak, nie będzie żadnej przyjemności.