Выбрать главу

Kiedy odebrała telefon, Quinlan powiedział:

– Cześć, tu Quinlan. Powiedz mi tylko, czy David jest w domu. Co? O nie. Cholera, przykro mi. Powiedz jego lekarzom, że został nakarmiony narkotykami. I dlatego się roztrzaskał. Nie, panujemy nad sytuacją. Nie, zadzwonię do jego biura i wezwę tu jego trzech zastępców. Tak, wkrótce się do ciebie odezwę. Sally? Nie wiem. Teraz będziemy jej szukać.

Odwiesił słuchawkę.

– David jest nieprzytomny. Przewieźli go do szpitala w Portland. Jego stan na razie jest stabilny. Nikt jeszcze nic nie wie, poza tym, że zjechał z drogi i wpadł na jedyny dąb, rosnący w okolicy. Jego żona pierwsza go znalazła. Lekarze stwierdzili, iż gdyby nie został tak szybko przywieziony do szpitala, prawdopodobnie już by nie żył.

– To jakiś koszmar – rzuciła Corey. – Całe to przeklęte miasteczko, pełne samych morderców. Chcę ich dopaść, Quinlan.

– Ja też pragnę, żeby stracili prawo do ubezpieczenia zdrowotnego – rzekł Thomas. – Koniec z badaniami kontrolnymi.

– To nie było śmieszne – stwierdziła Corey, ale roześmiała się.

– To szekspirowski styl. Rozumiesz, komedia przemieszana z tragedią.

– Nie – wtrącił Quinlan. – To samo zło. Nie zaczęło się źle, ale potem postępowali źle przez cały czas, prawda? Chodźmy poszukać mojej przyszłej żony.

To był Amory St. John i jednocześnie nie był. Mrugała, patrząc na niego. Nie, światło nadal było doskonałe.

– Doktor Beadermeyer zmienił ci twarz, tak jak tamtemu człowiekowi, którego zabiłeś.

– Tak. Nie chciałem być zupełnie niepodobny, a tylko różnić się od siebie do tego stopnia, żeby stary znajomy nie miał wątpliwości. Doktor pociął mnie, ponaciągał i pozszywał zaraz po tym, jak przywieźliśmy cię z powrotem z Cove po raz pierwszy. – Poklepał się po szyi. – Tutaj też wszystko zaczynało już obwisać, ale teraz jest w porządku. Podciągnął wszystko do góry. – Czy będąc w twoim wieku umówiłabyś się ze mną, Sally?

Nic nie odpowiedziała. Bała się, że jeśfi ją znów uderzy, straci przytomność. Nie mogła do tego dopuścić. Miała nieskrępowane nogi. Odrętwienie niemal ustąpiło. Na pewno będzie w stanie biec. Musi uciec od niego. Musi znaleźć Quintana i pozostałych. Co zrobi, jeśli już nie żyją? Nie, nie powinna tak myśleć. Na pewno żyją. Jeszcze jest czas.

Spojrzała na niego. Nienawidziła go bardziej, niż wydawało się to w ludzkiej mocy. Pragnęła go zniszczyć. Chciała, żeby cierpiał, zdał sobie sprawę, że przegrał, że nie jest taki sprytny, jak to sobie wyobrażał. -Scott powiedział FBI o wszystkim, co zrobiłeś. Współpracuje z nimi w nadziei, że uratuje swój wredny tyłek.

– Kogo obchodzi, co zrobi ten drań? Zamknij się teraz i zbierajmy się stąd.

Zmusił ją do zejścia po schodach. Jakby zgadując, że będzie chciała czegoś spróbować, złapał ją za włosy i ruszył tuż za nią. Co robić?

Od strony frontowych drzwi dobiegły jakieś odgłosy. Mocniej ją pociągnął. Nawet tego nie zauważyła. Usłyszała, jak przeklina pod nosem. Wiedziała, w którym momencie wyciągnął pistolet.

– Miejmy nadzieję, że to tylko któryś ze staruszków.

Ale to nie był staruszek. Drzwi otworzyły się powoli. Gdyby byli na górze, nikt by nic nie usłyszał. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w uchylające się drzwi.

Zobaczyła twarz Quinlana. Zareagowała bez namysłu. Podniosła ręce, chwyciła Amory'ego za włosy i rzuciła się na ziemię. Amory przeleciał ponad jej głową i stoczył się ze schodów. Wylądował na plecach, ciężko dysząc, ale nadal przytomny. W jednej chwili Ouinlan był przy nim, z pistoletem wymierzonym w jego skroń.

– Kim jesteś, u diabła?

– To Amory St. John – powiedziała Sally. – Doktor Beadermeyer zmienił mu twarz, tak jak tamtemu mężczyźnie.

Pistolet Quinlana mocniej wbił się w skroń St. Johna.

– Sally, wszystko w porządku?

– Wszystko dobrze. Moja ciotka jest na górze. Zabierał mnie stąd, prawdopodobnie chciał mnie zabić. Powiedział ciotce, że tego nie zrobi, ale to nędzny kłamca. James, on ją uderzył, a ona gotowa jest mu to wybaczyć. Co z nią jest nie tak?

– Pójdę po nią – rzekł Thomas. – Nie martw się, Sally. Nie zrobię jej krzywdy.

Sally wstała. Była obolała, piekła ją skóra na głowie, a mimo to czuła się lepiej niż kiedykolwiek.

– James -odezwała się – tak się cieszę, że cię widzę. Ciebie też, Corey. Amabel powiedziała, że cała wasza trójka jest w szopie za domem doktora Spivera.

– Tak – odparł Quinlan – ale pamiętaj, że jesteśmy agentami specjalnymi. Cóż, właściwie to Corey jest bohaterką. Wiesz, Sally, chyba mi przybyło siwych włosów. Niech Corey rozwiąże ci ręce.

Kiedy czucie powróciło jej do rąk, podeszła i stanęła nad człowiekiem, który przez tyle lat był jej ojcem, którego nienawidziła tak długo i który jej nienawidził. Leżał na podłodze u jej stóp.

Opadła na kolana. Uśmiechnęła się.

– Teraz przyszła moja kolej, żeby powiedzieć, co myślę o tobie. Jesteś żałosny. Jesteś zerem. Już nigdy, do końca swojego życia, nie będziesz miał nad nikim władzy. Nienawidzę cię. Mało tego, gardzę tobą. – Zamachnęła się i wyrżnęła go pięścią w nos.

– Boże, od tak dawna pragnęłam to zrobić. – Roztarła pięść.

Trząsł się z wściekłości. Nos zaczął krwawić. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy poczuł jeszcze silniejszy nacisk pistoletu na swoją skroń.

– Chcesz coś wiedzieć? Noeile jest wniebowzięta, że zniknąłeś. Nienawidzi cię tak samo jak ja. Uwolniła się od ciebie. Ja tez jestem wolna. Wkrótce wylądujesz w klatce, bo tam jest twoje miejsce.

Spojrzała na niego, na krew cieknącą z rłpsa, na złość w jego oczach.

– Cholerny drań! – Podniosła się i kopnęła go w żebra.

– Zamknij się, ty szalona suko. Hej, jesteście glinami. Nie pozwólcie jej mnie bić.

– Pozwoliłbym jej odstrzelić ci jaja, gdyby miała na to ochotę – odparł Guinlan. – Sally, masz chęć do niego strzelić?

– Nie, nie teraz. No, niedokładnie w tym momencie. Wiesz co, staruszku? Noelle wygląda ślicznie. Pewna jestem, że wkrótce zacznie spotykać się z ludźmi. Będzie miała każdego mężczyznę, jakiego zapragnie.

– Nie ośmieli się. Wie, że ją zabiję, jeśli choćby spojrzy na innego. Tak, zabiję ich oboje.

– Nikogo już nie zabijesz – stwierdziła Sally, przyglądając mu się złośliwie, z radością na twarzy. – Pójdziesz do więzienia na całą resztę swojego nędznego życia. – Poklepała go po twarzy. – Jesteś starym człowiekiem. Pomyśl, o ile szybciej przygarbisz się i pomarszczysz w więzieniu.

– Nie pójdę do więzienia. Boże, dopadnę cię. Bawiłem się tobą przez sześć miesięcy. Powinienem był cię udusić.

– Spróbuj tylko, ty stary draniu. – Uśmiechnęła się do niego, podniosła nogę i z całej siły opuściła ją na jego krocze.

Zawył, łapiąc się za bolące miejsce.

– Świetnie zrobione, Sally – powiedział Quinlan. – Jesteś pewna, że nie chcesz do niego strzelić?

Z góry dobiegł odgłos strzału.

ROZDZIAŁ 32

Guinlan przyłożył Amory'emu St. Johnowi z całych sił w szczękę. Jeden z głowy, pomyślał. Mieli tylko jeden pistolet, zabrany Purnowi Daviesowi, ten, który Quinlan trzymał przyłożony do skroni Amory'ego St. Johna.

Kiedy nieuzbrojony Thomas udał się na górę, Sally nie przyszło nawet do głowy, że jej ciotka może do kogoś strzelić.

Nagle Corey przemknęła jak błyskawica, zmierzając w stronę tonącej w mroku wnęki w ścianie u podnóża schodów.

Patrzyli w ciszy na schodzącego po schodach Thomasa, z którego ramienia ciurkiem płynęła krew. Amabel szła za nim, z pistoletem przyłożonym do tyłu jego głowy.