– Hm. To niedobrze. I tak lepiej, gdy w ogóle zostało się zaszczepionym w dzieciństwie, ale wartość takiej ochrony jest teraz bardzo wątpliwa. Proszę do tej mało przyjemnej pracy znaleźć kogoś młodszego. Tylko dyskretnie!
Rozdzielili się. Każda minuta była cenna i należało jak najszybciej prześledzić drogę obcego w Norwegii.
Komendant policji wezwał Rikarda do swego biura, ale starał się trzymać od niego w bezpiecznej odległości.
– Rozmawiałem właśnie przez telefon z doktorem Postem. Przeszukał ubranie zmarłego, ale nie znalazł portfela ani żadnych dokumentów.
– Zdumiewające!
– Miejmy nadzieję, że nie został obrabowany, aż szkoda mi złodzieja. To robota dla ciebie, Brink, jako jedyny niedawno się szczepiłeś. Później przybędą posiłki z Oslo, ale liczy się każda minuta.
– Już rozpocząłem dochodzenie. Ale jak to właściwie jest z tą szczepionką? Czy nie możemy czuć się bezpiecznie, jeśli cały kraj został zaszczepiony?
– Niezupełnie. Jasne jest, że w kraju takim jak nasz epidemia ospy nie przybierze naprawdę poważnych rozmiarów, ale zawsze znajdą się tacy, którzy nie zdołają oprzeć się chorobie. Członkowie sekt religijnych, zabraniających szczepień, matki, które bały się sprawić ból swoim dzieciom lub po prostu tego zaniedbały. No i niemowlęta, które jeszcze nie zostały zaszczepione. Zresztą szczepionka nie daje ochrony na całe życie, u niektórych owszem, ale z pewnością nie u wszystkich. Osoby starsze, osłabione mogą poddać się chorobie. Ogólnie uważa się, że człowiek jest całkiem bezpieczny przez trzy lata po szczepieniu, chociaż każda szczepionka zawsze łagodzi przebieg choroby. Dlatego poprosiliśmy o przysłanie odpowiedniego zapasu do Halden w celu przeprowadzenia masowych szczepień. Każdy kto tego zechce, będzie mógł iść do swojego lekarza i się zaszczepić, a wiele osób z pewnością zdecyduje się na to natychmiast.
– Sprawie trzeba więc nadać rozgłos? Czy nie lepiej utrzymać ją w tajemnicy, aby nie wybuchła panika?
Komendant skrzywił się.
– Problem w tym, że nie znamy tożsamości zmarłego i aby to ustalić, potrzebna nam pomoc społeczeństwa. Do wiadomości publicznej podane to zostanie jednak dopiero w popołudniowym dzienniku, jeśli więc do tej pory uda nam się ustalić, kim był zmarły i z kim się stykał, być może wcale nie będziemy musieli tego rozgłaszać. Ty przeprowadzisz dochodzenie, a ja stąd będę pociągał za odpowiednie sznurki.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Rozmawiałem już z Pettersenem, właścicielem łódki. Nie zna nikogo o opisywanym wyglądzie, podejrzewa, że ktoś po prostu pożyczył łódź, ponieważ była nie zabezpieczona. Zabrałem kilka wyretuszowanych fotografii zmarłego i przeszedłem się po Sauoya. Nikt go nie rozpoznał. Pokazywałem też zdjęcia we wszystkich statkach w porcie, bo ten człowiek mógł być marynarzem, ale nikt go nie zna. Przy Brattoya cumują jednak teraz trzy statki i za bardzo prawdopodobne uważam, iż wybierał się na któryś z nich.
– Tak, tak mi się wydaje – przyznał komendant. – Masz tu jedyny ślad, który może cię na coś naprowadzić. W kieszeni zmarłego doktor znalazł karteczkę. Zapisałem dokładnie, co na niej było. Proszę, choć, prawdę mówiąc, to bardzo niewiele.
Wyrwał kartkę z notatnika i podał ją Rikardowi.
– Numer telefonu? – zdziwił się Rikard. – W każdym razie nie w Halden. Ciekawe, czy to nie w Sarpsborg. I inicjały I. K. Sprawdzę to. Jeszcze tylko jedno pytanie: czy to już całkiem pewne, że ten człowiek miał ospę?
– Badania nie są jeszcze zakończone, ale laboratorium szpitalne stwierdziło, że wszystko na to wskazuje. Mają dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności.
– Mnie tyle wystarczy. Nie ma czasu do stracenia.
Rikard przeszedł przez rynek i skierował się do centrali telefonicznej. Poprosił urzędującą pannę o odszukanie nazwiska abonenta zapisanego numeru i oczekując na wynik, zadzwonił do kapitana portu, by dowiedzieć się, jakie statki i dlaczego stoją przy Brattoya. Okazało się, że dwa z nich to frachtowce, które tam właśnie są ładowane.
Trzeci jako jedyny przybył z zagranicy. Nazywał się „Fanny” i przypłynął bezpośrednio z Rotterdamu. Papiery statku nie były całkiem w porządku, dlatego też nikomu z załogi nie zezwolono dotychczas zejść na ląd.
– I dalej proszę im na to nie pozwolić – szybko nakazał Rikard. – I nie posyłać nikogo z pańskich ludzi, dopóki ja sam stamtąd nie wrócę.
Kapitan przyrzekł, że tego nie zrobi. Znał już sprawę i rozumiał powagę sytuacji.
Telefonistka podała Rikardowi kartkę z trzema nazwiskami z trzech różnych miast – Sarpsborg, Fredrikstad i Moss.
Jest! Rikard utkwił wzrok w nazwisku abonenta z Sarpsborg. Karlsen, to może się zgadzać z inicjałami I. K.
Zamówił rozmowę i dość szybko otrzymał połączenie, ale na drugim końcu nikt nie odpowiedział.
Wierzył, że na „Fanny”, statku z Rotterdamu, będzie miał więcej szczęścia. Postanowił wyruszyć tam natychmiast.
Olava ciężko dysząc wspinała się po niedużych schodkach prowadzących do domu. Odstawiła Agnes. Mieszkaniec jednej z wysp w archipelagu Hvaler obiecał dowieźć ją i Doffena na miejsce.
Olava nie chciała widzieć, jak zrozpaczona była Agnes, kiedy wsiadała do wielkiej motorówki.
Wspaniale być samej w domu! I nie myśleć o uciążliwych spacerach z Doffenem. Olava postanowiła spokojnie wypić zasłużoną filiżankę kawy, a potem zadzwonić do ludzi, którzy chcieli kupić zagrodę na wyspie. Powiedz im, że za parę dni mogą przyjechać, a ona wybierze się z nimi. Wiedziała, że zastaną dom porządnie wysprzątany, bez śladu kurzu, na tyle znała Agnes.
Ruszyła do telefonu, ale zatrzymała się w pół drogi. A może by tak pozwolić sobie na szklaneczkę wina agrestowego?
Nie, wino stało w piwnicy, lepiej więc z niego zrezygnować. Olava nigdy nie schodziła do piwnicy, przy jej tuszy było to niezwykle ryzykowne, miała wszak kłopoty z sercem. Zawsze zajmowała się tym Agnes, drobna, ruchliwa i uczynna.
Ale przyjemnie byłoby wypić szklaneczkę…
Dlaczego by nie…?
Otworzyła drzwi do piwnicy. Ostrożnie stanęła na szczycie stromych schodów.
Wciągnęła nosem przesycone zapachem pleśni i wilgoci powietrze. Światło…? Kontakt umieszczony był tak niewygodnie, musiała zejść parę stopni i obrócić się…
Olava miewała kłopoty z ciśnieniem. Ogarnęła ją słabość, zakręciło jej się w głowie, z krzykiem zaczęła szukać czegoś, o co mogłaby się oprzeć.
Z wielkim łomotem stoczyła się po schodach.
W domu zapanowała przerażająca cisza.
Rikard Brink pożyczył łódź od kapitana portu i wyprawił się na „Fanny”.
Kapitan, bergeńczyk, długo przyglądał się fotografii nieznajomego mężczyzny.
Nie. Zdecydowanie nie. Twarz była całkiem obca.
Wyprawa na „Fanny” nie wniosła więc nic nowego, a Rikard tak święcie wierzył w ten ślad.
Teraz pozostawał jedynie ów I.K. z Sarpsborg.
Oczywiście mógł porozmawiać z tamtejszą policją i poprosić o sprawdzenie, kim jest I.K., uznał jednak, że im mniej osób będzie zamieszanych w tę sprawę, tym lepiej. Z poczucia obowiązku wybrał się jeszcze na dwa pozostałe statki cumujące przy Brattoya, gdzie otrzymał przeczącą odpowiedź, a potem wrócił do Halden.
Z westchnieniem wsiadł do samochodu i wyruszył w trzydziestokilometrową drogę do Sarpsborg. Wiedział, że czas ucieka, ale co mógł na to poradzić? Musiał tam jechać.
Jadąc miał wrażenie, że cały pokryty jest czymś ohydnym, jakby warstwą bakterii. Oczywiście wykąpał się, gdy tylko wrócił z przystani po raz pierwszy, ale uczucie skażenia pozostało. Jakby bakcyle usadowiły się na ubraniu, na skórze, na języku… Było to uczucie bardzo nieprzyjemne, choć jego reakcję można określić jako dość naturalną.