Выбрать главу

Musi zadzwonić do Lipowej Alei, dać znać, że nie może przyjechać do domu na niedzielę, jak wcześniej miał zamiar. Chętnie skorzystałby z pomocy wybranych z Ludzi Lodu, ale była to dla niego sprawa honoru. Jako policjant musiał wszystko wyjaśnić sam, inaczej oznaczałoby to, że nie jest wiele wart.

Trudno stwierdzić, gdzie powstał przeciek, ale na długo przed nadaniem wiadomości i ukazaniem się gazet wieść o zarazie, która nawiedziła miasteczko, obiegła Halden. Wylęknieni pacjenci nie dawali spokoju lekarzom. „Nie, pani Blom, to na pewno zwyczajny pryszcz”. „Nie, on nie pracował w fabryce, panie Svendsen”. „Ależ oczywiście pani Andersen, oczywiście może pani pić mleko”. „Pani sąsiad wydawał się ostatnimi czasy jakiś dziwny? Nie, to z pewnością nie ospa. Nie, powtarzam, to nie ospa, kiedy ktoś mówi do siebie!”

Rozhisteryzowana dama zatelefonowała z Oslo pytając, czy jej dzieciom zagraża niebezpieczeństwo. Dzieci sąsiadów w poprzednim tygodniu były z wizytą w Halden. Czyżby plotka dotarła już do Oslo? zdumiał się komendant policji, do którego zwróciła się owa pani. Nie, ale jej szwagierka mieszkająca w Halden natychmiast ją powiadomiła. „Uważam, że powinna się pani bardziej niepokoić o szwagierkę” – odparł komendant i rzucił słuchawką.

Większość ludzi jednak przyjmowała nowinę spokojnie. Zaszczepiona Norwegia uważało się za bezpieczną twierdzę.

Poza tym niewielu jeszcze wiedziało o zagrożeniu.

Rikard Brink zadzwonił do drzwi Karlsenów, ale z głębi mieszkania nie dochodził odgłos żadnych kroków. Oby tylko nie okazało się, że I. K. prowadzi jakąś działalność usługową, bo źle to wróżyło jego lub jej klientom. Ale przecież osoba o inicjałach I.K. nie musiała wcale mieć kontaktu ze zmarłym. Rikard pragnął jedynie informacji, nic więcej.

Z okna na piętrze w sąsiednim domu wychyliła się kobieta o wydatnym biuście.

– Musi pan dłużej dzwonić. Ingrid po nocnych eskapadach mocno śpi.

W jej głosie brzmiał źle skrywany triumf.

Ingrid! Ingrid Karlsen, to było to! Rikard długo naciskał dzwonek.

Wreszcie drzwi się otworzyły i młody policjant ujrzał przed sobą parę zaspanych, zapuchniętych oczu. Dama w oknie wychyliła się jeszcze mocniej.

– Policja – mruknął Rikard. – Czy mogę wejść?

Przerażona Ingrid wpuściła go do środka. Pobiegła w głąb mieszkania, by ubrać się przyzwoiciej, i zaraz znów się pojawiła, jeszcze poprawiając coś przy sukni.

– Nie pytam z ciekawości, ale czy wychodziła pani wczoraj wieczorem?

– Nie, wczoraj nie, przedwczoraj, ale to teraz się mści. Spałam chyba aż dwanaście godzin!

Rikard, słysząc taką odpowiedź, odczuł pewną ulgę. Pokazał Ingrid karteczkę z numerem telefonu i wyjaśnił, że musi się dowiedzieć, kim jest mężczyzna, przy którym ją znaleziono, i czy miała z nim osobisty kontakt.

– Och, podaję numer telefonu wielu osobom. Czy to było dawno?

Wtedy Rikard wyciągnął fotografię zmarłego. Dziewczyna obracała ją na wszystkie strony.

– To jakieś dziwne zdjęcie…

– Zostało zrobione po jego śmierci – krótko odparł Rikard. – Ale mam jeszcze jedno, z profilu.

– Och! – jęknęła dziewczyna.

– Poznaje go pani?

– Oczywiście, ale czy on naprawdę nie żyje? Widziałam go przecież wczoraj po południu, a raczej nawet wczesnym wieczorem.

Ingrid Karlsen wydawała się miłą, dobrą dziewczyną. I Rikard z poczuciem ulgi przyjął wiadomość, że spotkała obcego przybysza nie dalej jak poprzedniego wieczoru. Im krócej przebywał w Norwegii, tym lepiej!

– Proszę mi powiedzieć – poprosił – jak on się nazywał.

– Nie wiem, jakie nosił nazwisko, ale w każdym razie pytał o rodzinę Matteusów, którzy dawno temu mieszkali w sąsiednim domu. Pewnie był ich bliskim krewnym, ale mało mówił o sobie. Przypuszczam, że był marynarzem.

– Gdzie go pani spotkała?

– Zadzwonił do drzwi. Podałam mu wszystkie informacje, które miałam, a on nagle zorientował się, że zostawił portfel ze wszystkimi dokumentami na statku, którym przypłynął.

Oto i odpowiedź na pytanie, dlaczego nie miał przy sobie żadnych papierów, pomyślał Rikard.

– Statek przybił do portu w Halden, załatwiłam więc, że Kalle go tam podwiezie.

– Kto to jest Kalle?

– Znajomy szofer, jeździ ciężarówką. Bardzo miły.

Rikard zadał wszystkie niezbędne pytania: jak bliski kontakt miała z obcym, kogo spotkała później, aż wreszcie musiał jej wyznać prawdę. Ingrid na moment jakby skurczyła się w sobie, ale wiadomość przyjęła spokojnie. Jedyną osobą, z którą zetknęła się po spotkaniu z obcym, był Kalle, kontakt mieli zresztą zaledwie przez chwilę, kiedy przedstawiała sobie obu mężczyzn.

– Ależ urządziłam Kallego! – zatroskała się bardzo po ludzku. Wzbudziła tym sympatię Rikarda.

– Przykro mi, ale musi pani pojechać do szpitala w Halden na oddział izolacyjny.

Ponieważ Ingrid w tym czasie nie korzystała z telefonu, posłużył się nim do przywołania ambulansu, który zabrałby dziewczynę, i służb sanitarnych, by zdezynfekowały jej mieszkanie. Oniemiała Ingrid przysłuchiwała się tylko jego rozmowom.

– Mieliśmy sporo szczęścia, jeśli o panią chodzi – stwierdził Rikard. – Nie rozmawiała pani z ludźmi. Pozostaje Kalle. Jak pani myśli, gdzie go mogę spotkać?

– On mieszka w Halden – odparła cienkim głosem i podała pełne nazwisko i adres kierowcy.

– Czy jest żonaty? – spytał Rikard.

– Nie, wynajmuje pokój z kuchnią. Większość czasu i tak spędza na drogach w samochodzie.

– Czy ma telefon?

– Tak – odpowiedziała, sięgając po słuchawkę. Rikard natychmiast ją powstrzymał.

– Proszę podać mi numer, ja zadzwonię, a pani w tym czasie przygotuje się na dłuższy pobyt w szpitalu.

Ingrid, wzdychając ciężko, wyszła z pokoju.

Rikard, czekając na połączenie, modlił się w duchu: Oby tylko Kalle był w domu! Oby nie wyruszył w daleką podróż albo nie wyszedł do jakiejś knajpy, w której teraz siedzi i rozsiewa zarazę!

Kiedy na drugim końcu linii rozległ się bas piwosza, Rikard odetchnął z ulgą.

Wyjaśnił szoferowi zaistniałą sytuację; komentarz Kallego nie nadawał się do przytoczenia. Nie, poprzedniego wieczoru, kiedy wysadził tego człowieka na przystani, z nikim więcej już nie rozmawiał, był zmęczony jazdą do Oslo, wprawdzie nie tak bardzo odległego, ale podróż przeciągnęła się ponad miarę.

Błogosławione zmęczenie, pomyślał Rikard. Gdyby udało nam się ograniczyć to do…

Wkrótce jednak okazało się to niemożliwe. Kalle zadał śmiertelny cios nadziejom Rikarda. Najpierw jednak powiedział, że od razu spostrzegł, iż jego pasażer był chory.

– Musiał być cholernie chory – twierdził z niezachwianą pewnością. – Ale że to ospa… Mój Boże! W każdym razie za wszelką cenę chciał dostać się na statek, żeby zabrać stamtąd portfel. Zostawił go na jakiejś skrzyni wraz ze wszystkimi papierami.

– Jak nazywał się statek?

– Jakieś babskie imię. Przypłynął z Rotterdamu.

– ”Fanny”?

– Tak, tak, właśnie „Fanny”.

– Ale na pokładzie nie było nikogo o takim wyglądzie. Rozpytywałem o niego.

– Podróżował na gapę. Przybył ze Wschodu, przez Afrykę. Udało mu się wyskoczyć na ląd w Svinesund, nikt go nie zauważył.

– Ale jak zdołał dotrzeć do Sarpsborg?

I wówczas Kalle zadał śmiertelny cios:

– Prawie od razu natknął się na jakąś rodzinę, podwieźli go samochodem, tak mi mówił. Facet, co prowadził, zdaje się był klaunem lub kimś takim.

Sposób wyrażania się Kallego pozostawiał wiele do życzenia, ale Rikard go zrozumiał.

– To znaczy, że przybył do Norwegii zaledwie wczoraj?