Gdzie więc była?
Jeden z kolegów wstał od stołu, przy którym sortował rozmaite listy. Nie było ich wiele.
– Mam tu coś niejasnego. Nie wiem, czy gdzieś to nas zaprowadzi, ale jest stosunkowo świeże…
– Tak?
Rikard ujął papier w dwa osłonięte rękawiczką palce i szybko przeczytał tekst:
W odpowiedzi na ogłoszenie z 4 bieżącego miesiąca zgłaszamy nasze zainteresowanie. Oczywiście najpierw chcielibyśmy obejrzeć to miejsce. Czy będzie to możliwe?
Z poważaniem,
Dyrektor C. Brandt.
Podany był także adres i numer telefonu w Oslo.
– Świetnie! – powiedział Rikard z uznaniem. – Brawo! To trzeba sprawdzić. Oczywiście mogły mieć na myśli sprzedaż lub wynajęcie tego domu, ale to nie jest pewne. Która godzina?
– Za pięć minut północ.
Rikard zastanawiał się.
– Dla Agnes Johansen czas ucieka szybko, w dodatku może ona zarazić niezliczoną liczbę osób, jeśli nie odnajdziemy jej, zanim na jej ciele pojawią się ewentualne pęcherzyki. Dzwonimy do tego dyrektora, niech się złości, ile mu się podoba.
W domu dyrektora Brandta nikt jednak nie odpowiedział.
– Ogłoszenie – podsunął jeden z mężczyzn.
– Tak, też o tym myślałem – zgodził się Rikard. – Oslo. Dyrektor. Chyba możemy zgadywać, że to gazeta „Aftenposten”.
– To najbardziej prawdopodobne. Czy oni mają nocne dyżury?
– Na pewno, choćby ze względu na napływające informacje. Ale czy zechcą szukać jakiegoś ogłoszenia w środku nocy…
– Będą do tego zmuszeni.
– Ogłoszenie ukazało się czwartego stycznia, prawda?
– Tak, wydaje mi się, że na zatartym stemplu pocztowym da się odczytać rok: tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy, a o luty nie może chodzić.
Dyżurujący w redakcji „Aftenposten” nie byli szczególnie zachwyceni zadaniem, jakie im zlecono, ale gdy Rikard wyjaśnił, że chodzi o zaginioną kobietę, mającą związek z epidemią ospy, dyżurny zaraz zabrał się za przeglądanie gazety z czwartego stycznia.
– To musiało być w dziale „Domy na sprzedaż albo „Domy do wynajęcia” – powiedział Rikard. – Znalazł pan?
– Tak.
Rikard czekał.
Przeglądali starannie ogłoszenie po ogłoszeniu i wreszcie wybrali cztery pasujące. Dyżurny przeszedł do innego działu, by sprawdzić adresy ogłoszeniodawców. Obiecał oddzwonić, gdy tylko coś odnajdzie.
Sporo czasu upłynęło, zanim zatelefonował:
– Przykro mi, archiwum jest zamknięte i nie udało mi się znaleźć klucza.
– Kto może go mieć?
– Ci, którzy tu pracują, nie wiem kto. Jestem tu tylko na zastępstwie.
Rikard westchnął.
– Cóż, będziemy musieli poczekać do rana. Kiedy oni przychodzą do pracy?
– Nie wiem, o ósmej, ósmej trzydzieści albo dziewiątej, naprawdę nie wiem.
– Dziękuję za dotychczasową pomoc.
Policjanci kontynuowali przeszukiwanie domu dwóch samotnych kobiet. Takie grzebanie w cudzym życiu nie było najmilszym zajęciem.
Ale próbowali przecież uratować Agnes Johansen, a może i wielu, wielu innych.
Dźwięk kościelnych dzwonów wybijających północ dotarł i do groty, w której schronili się członkowie sekty. Jak zaklęte rozniosły się echem wśród skalnych ścian i sprawiły, że wszyscy zaczęli drżeć ze strachu.
Rozległo się uderzenie na pół do pierwszej, a później oznajmiające wybicie pełnej godziny.
Ludzie nie spali, nasłuchiwali z lękiem, aż wreszcie popatrzyli po sobie.
– Pastorze Prunck! – zawołała jedna z kobiet. – Czy nastąpił już koniec świata?
Ze składziku nie dobiegła żadna odpowiedź. Prunck się gniewał.
Głos kobiety nabrzmiał agresją.
– Bo jeśli świat się nie skończył, to nie pojmuję, dlaczego tu jesteśmy. Przecież tutaj jest naprawdę niebezpiecznie. Grożą nam bakcyle ospy, możliwość gwałtu i nie wiem co jeszcze.
Zduszony głos Pruncka brzmiał, jakby pastor przemawiał przez szparę w drzwiach:
– Milczcie! Przez cały wieczór modliłem się, by ocalić ziemię od zagłady! Jeśli się to spełni, to będzie moja zasługa, pamiętajcie o tym! Niebiosa mnie słuchają, moje dzieci, słuchają!
– No, może nie przez cały wieczór się modliłeś – złośliwie zauważył jakiś mężczyzna. Wśród zebranych dał się słyszeć równie złośliwy chichot.
– ”Niech ten, co jest bez grzechu, pierwszy rzuci kamieniem” – dostojnie powiedział Prunck. – Zapamiętajcie sobie to, moje zbłąkane owieczki: „Duch jest chętny, lecz ciało słabe”.
– Ciało jest chętne, a duch słaby, chciałeś chyba powiedzieć? – drażnił się ktoś bez odrobiny szacunku.
Coraz więcej osób nie mogło powstrzymać się od śmiechu; szczególnie kobiety, które po nocach śniły, że pewnego dnia pastor, gdy będą z nim sam na sam, pozwoli naturze wziąć górę nad wychowaniem. Czuły się teraz wzgardzone i oszukane, a takie kobiety nie są łaskawe. Przestały odzywać się do Bjorg, a i cały szacunek dla Pruncka gdzieś przepadł.
– Opuśćcie Świątynię! – wołał Prunck dramatycznie ze swego ukrycia. – Wyjdźcie na zatracony świat i sami się zatraćcie! Nie jesteście mi potrzebni, wy, nieufni, niewierni! Ale nie przychodźcie więcej prosić mnie o pomoc, gdy czołgać się będziecie pośród ruin Halden! Kiedy wszystko się skończy, sam obejmę ziemskie królestwo!
Wśród uczniów zapadła cisza, w milczeniu rozważali możliwości. Mimo wszystko jednak od wielu już miesięcy w pokorze i czci słuchali swego mistrza. I tak nagle się od niego odwrócić… A jeśli on ma rację? Przecież ta idea przyświecała im już od dawna. Królestwo Dziesięciu Tysiącleci… ich czas na ziemi. Cześć. Blask wspaniałości.
– Mamo, ja chcę do domu – rozpłakało się jakieś dziecko. – Nie chcę już być w tej okropnej górze, tu jest tak strasznie!
– Cicho, cicho!
– On jest głupi! I dlaczego leżał na podłodze bez spodni? Był w wychodku i zapomniał się ubrać?
Kolejna fala chichotu.
Jeden z mężczyzn podszedł do drzwi pokoiku Pruncka i zapukał.
– Dawaj klucz, Prunck, idziemy do domu!
– Idźcie, idźcie, poganie! Odstępcy! Bóg ukarze was w Dniu Są…
Najwyraźniej zorientował się, że nie jest to chwila odpowiednia, by wspominać Dzień Sądu, bo przecież właśnie rozpoczął się następny dzień po końcu świata. Całkiem zwyczajny dzień…
– Modlę się! – zawołał. – Modlę się w pocie czoła oblicza mego, by wszyscy nasi współbracia wybawieni zostali od strasznego losu. Nie przeszkadzajcie mi więc!
Dwie starsze kobiety płakały cicho nad straconymi złudzeniami, ale agresywny mężczyzna nie był tak wrażliwy.
– Prunck, północ już dawno minęła i nic się nie wydarzyło. Nie chcemy już dłużej uczestniczyć w tej błazenadzie. Brałem w tym udział ze względu na żonę, ale dosyć już tego! Nie mamy zaufania do kaznodziei uwodzącego młode panny i…
– Doskonale – ostro odpowiedział pastor. Najwidoczniej podjął decyzję i stanął w drzwiach. – Doskonale, zrobicie, jak zechcecie. Oto klucz, proszę, idźcie, odstąpcie od Pana, odstąpcie ode mnie, proszę, idźcie. Ja umywam ręce.
Mężczyzna pożądliwie chwycił klucz, zanim Prunck zdążył na powrót zatrzasnąć drzwi. Wszyscy z mniejszym lub większym wahaniem zaczęli pakować swoje rzeczy, kiedy nagle jedna z kobiet zamarła w pół ruchu.
– A co nasz miły pastor ma zamiar teraz zrobić? – zadała złowieszczym tonem pytanie swym współtowarzyszkom, które jeszcze nie pozbyły się strachu przed Dniem Sądu i przekonania, że zdradziły swego mistrza.
– O czym myślisz? – spytała inna, jedna z tych, które się nie wahały. – Nic nas to nie obchodzi. Co za rozpustnik!