ROZDZIAŁ XIII
Nataniel ze swymi kręconymi włosami, przyciętymi z grzywką na pazia, i buzią marzyciela wyglądał, jakby wyjęto go z arcydzieła nadwrażliwego artysty. Był bardzo podobny do swej matki, cudownie pięknej Christy. Miał złotobrązową cerę i wielkie, niesamowite oczy, nos uformowany tak kształtnie, jak czasem spotyka się u Angielek czy Irlandek, a usta regularne i pełne wyrazu.
Ale wcale nie jego frapująca uroda tak uderzyła Vinnie. Zdumiał ją przede wszystkim kolor jego oczu. Były ogniście żółte, o niespotykanym odcieniu i intensywności barwy. A gdy spojrzał na nią, rozżarzyły się badawczo i przenikliwie. Wokół chłopca unosiła się aura dostojeństwa, ale i coś więcej. Czytała w jego oczach bezbrzeżny smutek, dręczącą go wiedzę o ludziach i zrozumienie.
Jej pierwsza myśl graniczyła z absurdem. To leśny troll, on nie należy do naszego świata, przybywa z krainy, w którą ludzie dawno przestali już wierzyć.
Potem doszła do wniosku, że określenie „troll” nie jest właściwe. Nataniel był istotą. Jaką? Trudno było znaleźć dla niej imię.
Nie był złym duszkiem, ale skąd się tu wziął?
Pozostali członkowie rodziny zauważyli zainteresowanie chłopca Vinnie i nagle malec się uśmiechnął. Podszedł do niej, ujął ją za rękę i bez wahania poprowadził do Christoffera.
– Wiesz, trochę się przestraszyłem – powiedział do Vinnie jasnym głosikiem. – Bałem się, że umrzesz. Ale Christoffer ci pomoże, prawda, Christofferze?
Christoffer Volden przenosił wzrok z chłopca na Vinnie i z powrotem. Wreszcie powiedział:
– Oczywiście, możecie mi zaufać. Rozumiem, że poślubisz Rikarda, Vinnie, a więc witaj w rodzinie!
– Ale ja… – zaczęła, bo przecież jeszcze nie odpowiedziała na oświadczyny Rikarda, a zresztą skąd mogli o wszystkim wiedzieć? Żadne z nich do niczego jeszcze się nie przyznało!
– Jeśli Nataniel tak twierdzi, to na pewno tak będzie – uśmiechnął się do niej Rikard, ale oczy miał dziwnie zasmucone. – Przykro mi tylko, że tak to się odbywa.
– Nie wiem, o czym mówicie – oświadczyła zmieszana Vinnie.
– Wylejesz wiele łez – znów odezwał się do niej chłopczyk. – Ale będziesz się także cieszyć. I wszystko ułoży się szczęśliwie.
Spostrzegła, że cała rodzina patrzy na nią ze smutkiem.
– Co to ma znaczyć? – zapytała.
– Wyjaśnimy ci później – odparł Andre. – Moja matka wie wszystko. Ona ci wytłumaczy.
Jego matka? Benedikte? Vinnie nie miała jeszcze okazji jej poznać.
Staruszek o dobrych oczach, który nosił imię Henning, położył jej rękę na ramieniu.
– Dawno temu postanowiono, że pokolenia nie mogą pojawiać się równo, abyśmy lepiej byli uzbrojeni, kiedy nadejdzie czas walki. I to właśnie się spełnia. Ale widzę, że moje słowa jeszcze bardziej zamieszały ci w głowie. Moja córka Benedikte wyjaśni ci to najlepiej, o ile starczy ci cierpliwości, by poczekać, aż ona znajdzie czas.
– Ach, oczywiście – odpowiedziała. Czuła dławienie w gardle, wszystko brzmiało tak strasznie, wolałaby, aby Nataniel nic nie mówił. Ale on był przecież tylko dzieckiem.
Wyszła do nich starsza kobieta, wielka, niezgrabna i brzydka, lecz biła od niej taka siła, autorytet i dobroć, że Vinnie poczuła ogarniające ją wzruszenie.
Po jej oczach znać było zmęczenie, Vinnie zauważyła, że i one są żółte.
Benedikte ciepło przywitała Vinnie i Rikarda i poprosiła, by od razu weszli do Sandera.
– Ale ja nie powinnam… – wyjąkała Vinnie.
– Owszem, powinnaś – przerwali jej chórem. – To bardzo ważne.
Rikard ujął ją za rękę i przeszli do pogrążonego w półmroku pokoju. Benedikte kroczyła za nimi.
– Rikard jest tutaj, Sanderze – powiedziała do leżącego w łóżku męża. – I jest z nim jego przyszła żona.
Skąd oni to wiedzą? Znów coś zaprotestowało w duszy Vinnie. Owszem, pragnę poślubić Rikarda bardziej niż czegokolwiek pod słońcem, ale to przecież nie zostało jeszcze oficjalnie ogłoszone. Rikard też nic im nie powiedział, chciał poczekać na moją decyzję.
Najdziwniejsze, że oni w ogóle nie mieli wątpliwości, oni po prostu wiedzieli! Wiedzieli, jaka będzie jej odpowiedź, choć Rikard przedstawił ją tylko, mówiąc: „To Vinnie. Lavinia Dahlen. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi”.
Szczególnie dobrze zdawała się wiedzieć o wszystkim para o żółtych oczach. Mały Nataniel i Benedikte.
Sander Brink wyciągnął do Rikarda drżącą dłoń, a wielkolud pochylił się i utulił dziadka w długim uścisku.
Potem Rikard przedstawił Vinnie.
Sander, dziadek Rikarda, profesor, długo z nimi rozmawiał. Umysł miał jasny, tylko ciało już się poddało. Bardzo się cieszył, że Rikard nareszcie znalazł tę, z którą, jak powiedział, chciał dzielić życie. Prosił też, by Vinnie troszczyła się o jego wnuka, który jest wspaniałym, dobrym chłopcem, ale bardzo wrażliwym i zapominalskim.
– To jedyna cecha, jaką odziedziczył po mojej profesorskiej rodzinie – roześmiał się. – Poza tym jest tak zwyczajny, że aż szkoda.
Vinnie nie postrzegała Rikarda jako osoby wrażliwej, dla niej był silną, bezpieczną opoką, Kiedy jednak głębiej się nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że starzec ma rację.
Rikard musiał opowiedzieć, jak się poznali. Stary profesor słyszał bowiem o epidemii ospy i wszystko to bardzo go interesowało. Zauważyli jednak, że rozmowa odbiera mu siły, po kolejnych uściskach powiedzieli więc dobranoc i wyszli. Oboje zdawali sobie sprawę, że jest to pożegnanie na wieki.
– Cieszę się, że przyjechałam – szepnęła Vinnie, ukradkiem ściskając Rikarda za rękę.
– Ja także – odszepnął. – Dziadek cię polubił, Vinnie. Zostaniesz?
Wiedziała, że nie chodzi mu tylko o ten dzień.
– Tak, Rikardzie, zostanę.
– Dziękuję. Myślę jednak, że najpierw powinnaś wysłuchać, co babcia ma ci do powiedzenia. To bardzo ważne.
– Dlatego, że Nataniel tak się zachował?
– Tak, i dlatego, że historia naszego rodu jest niezwykła.
– Wspominałeś już o tym kilkakrotnie, bardzo chciałabym ją poznać.
– Już niedługo. Wcale nie jest pewne, czy potem będziesz mnie jeszcze chciała.
– Co ty tam wiesz! – uśmiechnęła się Vinnie.
Choć na początku doznała prawdziwego wstrząsu, to jednak wśród tych ludzi czuła się w niezwykły sposób wolna. Z nikim jeszcze nie rozmawiała tak otwarcie, bez wysiłku.
Ale też prawdą było, że nie musiała już obawiać się surowych, nieprzychylnych spojrzeń ciotki Kammy.
Biedna ciotka Kamma! Nie powinno być tak, że czyjaś śmierć przynosi ulgę.
Znów zaczęły ją gnębić wyrzuty sumienia. Próbowała choć przez chwilę pomyśleć ciepło o ciotce Kammie, ale mimo że z całych sił się starała, nie umiała znaleźć powodu.
Sander Brink zmarł tej nocy. Pod koniec chciał już tylko, by zostali przy nim Benedikte i Nataniel. Wcześniej rozmawiał kolejno ze wszystkimi, najdłużej z Andrem i Mali, synem i synową.
Gdy stało się jasne, że koniec jest już bliski, był przy nim także Christoffer, występując przede wszystkim w roli lekarza. Christoffer opowiedział im później, że Sander trzymał dłoń Nataniela w swojej aż do chwili, gdy przestał oddychać. A chłopiec siedział spokojnie, bez strachu.
Kiedy Sander umarł, Nataniel westchnął głęboko i wyjaśnił z ciepłym uśmiechem, że wujkowi Sanderowi jest teraz dobrze, spotkał się z tymi, których znał.
Benedikte zdumiona poprosiła, by wytłumaczył jej to.
Tak, powitali go jego przodkowie, matka i ojciec. Nie było natomiast z nimi starszego brata, bo Sander nigdy nie darzył go sympatią. Tak, tak, nie tylko Ludzie Lodu spotykają po śmierci swych przodków, czeka to wszystkich, choć w inny sposób. Ludzie Lodu uczestniczą w wydarzeniach w świecie żyjących, zwykli śmiertelnicy po prostu przechodzą w inną sferę i spotykają tylko tych, których pragną zobaczyć.