Выбрать главу

Poszedłem dalej, ale zacząłem już być zmęczony, no a poza tym nie szło to zbyt szybko, bo trzeba przyznać, że nie mam długich nóg, takich na przykład jak mój przyjaciel Maksencjusz, no ale przecież nie mogę prosić Maksencjusza, żeby mi pożyczył swoich nóg.

Kiedy o tym myślałem, przyszło mi do głowy, że mógłbym poprosić jakiegoś kolegę, żeby mi pożyczył rower. Akurat przechodziłem koło domu Kleofasa. Kleofas ma fajny rower, cały żółty i strasznie błyszczący, tylko szkoda, że Kleofas nie lubi pożyczać swoich rzeczy.

Zadzwoniłem do drzwi domu Kleofasa i on sam otworzył.

- Patrzcie państwo, Mikołaj! Czego chcesz?

- Twojego roweru - powiedziałem, a Kleofas zaraz zamknął drzwi.

Zadzwoniłem jeszcze raz, a ponieważ Kleofas nie otwierał, nie zdejmowałem palca z dzwonka. Usłyszałem, jak w domu mama Kleofasa krzyczy: „Kleofas! Otwórz wreszcie te drzwi!”

Kleofas otworzył drzwi, ale wcale nie był zadowolony, jak zobaczył, że to ja ciągle tam stoję.

- Potrzebuję twego roweru, Kleofasie. Uciekłem z domu; mojemu tacie i mojej mamie będzie bardzo przykro, i wrócę za wiele, wiele lat, i będę bardzo bogaty, i będę miał samolot i samochód.

Kleofas odpowiedział mi, żebym wstąpił do niego po powrocie, jak będę bardzo bogaty, a on wtedy sprzeda mi swój rower. To, co zaproponował Kleofas, nie bardzo mnie urządzało; pomyślałem więc, że muszę mieć pieniądze, a wtedy mógłbym kupić rower Kleofasa. Kleofas bardzo lubi pieniądze.

Zastanawiałem się, skąd wziąć te pieniądze. Pracować nie mogłem, bo akurat był

czwartek∗. Więc pomyślałem, że mógłbym sprzedać zabawki, które miałem w teczce: samochodzik od cioci Eulalii i lokomotywę z wagonem towarowym, tym, co mi został, bo inne się połamały. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłem sklep z zabawkami, więc pomyślałem, że może będą chcieli kupić moje autko i pociąg.

Wszedłem do sklepu i jeden pan, bardzo miły, uśmiechnął się do mnie i powiedział:

- Chcesz coś kupić, kochasiu? Kulki? Piłkę?

Powiedziałem, że nie chcę nic kupić, że chcę sprzedać zabawki, i otworzyłem teczkę, i postawiłem auto i pociąg na podłodze przed ladą. Ten miły pan pochylił się, popatrzył, zrobił

bardzo zdziwioną minę i powiedział:

- Ależ, mój mały, ja nie kupuję zabawek, ja je sprzedaję.

Więc zapytałem, gdzie znajduje te zabawki, które sprzedaje, bardzo to mnie zaciekawiło.

- No, no, no - odpowiedział ten pan - ja ich nie znajduję, ja je kupuję.

- Więc niech pan kupi moje - powiedziałem.

- No, no, no - powiedział znowu ten pan - nic nie rozumiesz? Ja je kupuję, ale nie od ciebie, tobie je sprzedaję, a kupuję je w fabryce, a ty... to jest... - Przerwał, a potem powiedział: - Zrozumiesz to kiedyś, kiedy będziesz duży.

Ten pan naturalnie nie wiedział, że kiedy będę duży, nie będę potrzebował pieniędzy, bo będę bardzo bogaty, będę miał samochód i samolot. Zacząłem płakać, a temu panu zrobiło się bardzo głupio, więc poszukał czegoś za ladą i dał mi malutkie autko, a potem powiedział, żebym sobie poszedł, bo już późno, że musi zamknąć sklep i że tacy klienci, jak ja, to męczące po całym dniu pracy. Wyszedłem ze sklepu z pociągiem i dwoma samochodami -

byłem okropnie zadowolony. Co prawda zrobiło się bardzo późno, zaczęło się ściemniać, a na ulicach nie było ani jednego człowieka, więc pobiegłem prędziutko. Kiedy przyszedłem do domu, mama na mnie nakrzyczała, bo spóźniłem się na kolację.

No, jeżeli tak, to dobrze: jutro ucieknę z domu. Tacie i mamie będzie bardzo przykro, a ja wrócę dopiero za wiele, wiele lat, będę bardzo bogaty i będę miał samochód i samolot.

*∗W szkołach francuskich czwartek był dniem wolnym od nauki (obecnie dniem wolnym jest środa).