Przez dłuższą chwilę Gloria milczała. Wreszcie powiedziała:
– Tato, jeśli w tym programie w środę wieczorem pokażą moje zdjęcie, oddam się w ręce policji. Zobaczą je ludzie z całego kraju, a ja nie mogę dalej żyć, zastanawiając się, czy ktoś się na mnie gapi, bo wie, kim jestem. W przeciwnym razie pojadę z tobą do Tennessee. – Usta jej drżały. Była bliska płaczu.
Arthur podszedł i pogładził ją po twarzy. Nie mógł powiedzieć Glorii, że czekał z wyjazdem aż do czwartku ze względu na ten program.
– Tato – wybuchnęła Gloria – zaczęłam być tu szczęśliwa. To chyba nie jest w porządku oczekiwać od ciebie, że ciągle będziesz się pakował i jeździł z miejsca na miejsce.
Rozdział 24
O wpół do drugiej po południu Lila zadzwoniła do drzwi Pat. W ręku miała małą paczuszkę.
– Wesołych świąt!
– Wesołych świąt. Wejdź, proszę.
Pat bardzo się ucieszyła z tych odwiedzin. Zastanawiała się właśnie, czy powinna powiedzieć Lutherowi, że Eleanor, być może, odda się w ręce policji. I w jaki sposób powiadomić go o Catherine Graney?
Perspektywa procesu sądowego mogłaby Pelhama rozwścieczyć.
– Wpadłam tylko na chwilkę – zastrzegła się Lila. – Chciałam dać ci kawałek placka z owocami. To moja specjalność.
Pat objęła ją serdecznie.
– Cieszę się, że przyszłaś. To strasznie dziwne uczucie tak siedzieć samej w świąteczne popołudnie. Co powiesz na szklaneczkę sherry?
Lila spojrzała na zegarek.
– Muszę stąd wyjść kwadrans przed drugą – powiedziała.
Pat zaprowadziła gościa do salonu, przyniosła talerz, nóż i szklanki. Nalała sherry i pokroiła ciasto.
– Świetne – mruknęła po spróbowaniu.
– Dobre, prawda? – zgodziła się Lila. Przebiegła wzrokiem po pokoju. – Coś tu zmieniłaś?
– Przewiesiłam kilka obrazów. Wisiały nie na swoich miejscach.
– Jak dużo ci się przypomina?
– Trochę – przyznała Pat. – Pracowałam w bibliotece, kiedy coś kazało mi tu przyjść. Gdy tylko weszłam, wiedziałam, że martwa natura i pejzaż powinny być zamienione miejscami.
– Co jeszcze, Pat?
– Jestem bardzo niespokojna – odpowiedziała – i nie wiem dlaczego.
– Proszę, Pat, nie zostawaj tutaj. Wyprowadź się do innego mieszkania czy hotelu. – Lila błagalnie złożyła ręce.
– Nie mogę – odrzekła Pat. – Ale pomóż mi teraz. Czy byłaś tu kiedyś w dniu Bożego Narodzenia? Jak to wyglądało?
– Tamtego ostatniego roku miałaś ponad trzy lata i naprawdę rozumiałaś, że jest Boże Narodzenie. Oboje rodzice bardzo się tobą zachwycali. Był to niezwykle szczęśliwy dzień.
– Czasem wydaje mi się, że coś pamiętam z tamtego dnia. Miałam chodzącą lalkę i chciałam, żeby spacerowała razem ze mną. Czy to prawda?
– Tak, rzeczywiście miałaś wtedy taką lalkę.
– Tamtego popołudnia moja matka grała na fortepianie, czy tak?
– Tak.
Pat podeszła do fortepianu i otworzyła go.
– Czy pamiętasz, co wtedy grała? – spytała.
– Jestem pewna, że była to jej ulubiona kolęda „Świąteczne dzwony”.
– Znam ją. Veronica chciała, żebym się jej nauczyła. Podobno moja babcia bardzo ją lubiła.
Powoli zaczęła przebiegać palcami po klawiszach. Lila patrzyła i słuchała. Kiedy przebrzmiały ostatnie dźwięki, powiedziała:
– Twoja matka grała bardzo podobnie. Mówiłam ci już, że przypominasz ojca, ale aż do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy, jak uderzające jest to podobieństwo. Ktoś, kto go dobrze znał, na pewno je zauważy.
O trzeciej ekipa telewizyjna z Potomac Cable Network przyjechała do domu senator Jennings, aby sfilmować świąteczne przyjęcie. Toby bacznie obserwował przybyłych, kiedy rozkładali swój sprzęt w salonie i jadalni; musiał pilnować, żeby nic nie zostało stłuczone ani zarysowane. Wiedział, ile znaczą dla Abigail wszystkie te przedmioty.
Pat Traymore i Luther Pelham przyszli niemal równocześnie. Pat miała na sobie białą wełnianą sukienkę, która podkreślała jej figurę. Uczesana była w coś w rodzaju koka. Toby nigdy nie widział jej w takim stroju. Wyglądała inaczej i wydawało mu się, że to ktoś, kogo znał. Kogo mi ona, do diabła, przypomina? – zastanawiał się. Sprawiała wrażenie rozluźnionej, czego nie można by powiedzieć o Pelhamie. Gdy tylko wszedł, zaczął krzyczeć na jednego z operatorów. Abigail była spięta, co także nie pomagało. Natychmiast zaczęła się spierać z Patricią. Pat chciała, żeby jedzenie było już na stole; zamierzała sfilmować panią senator krzątającą się wokół i dokonującą drobnych poprawek przy nakryciach. Abby zaś uważała, że potrawy powinny zostać wniesione później.
– Pani senator, potrzeba czasu, żeby wytworzyć taki nastrój, o jaki nam chodzi – tłumaczyła dziennikarka. – Teraz dużo łatwiej to zrobić niż wtedy, gdy goście już przyjdą.
– Nie chcę, żeby moi przyjaciele stali wokół jak statyści w kiepskim filmie – burknęła Abigail.
– Dlatego proponuję, żeby stół sfilmować teraz.
Toby uświadomił sobie, że panna Traymore nigdy nie rezygnuje z ustalonych planów. Luther zaznaczył, że Abigail sama przygotowała jedzenie, i to wywołało kolejny spór. Pat chciała nakręcić fragment, w którym Abigail krząta się w kuchni.
– Pani senator, każdy myśli, że kiedy urządza pani przyjęcie, to po prostu zamawia pani jedzenie telefonicznie. Fakt, że naprawdę sama pani przygotowała te potrawy, podbije serca wszystkich kobiet, które muszą przygotowywać trzy posiłki dziennie, nie mówiąc o mężczyznach i kobietach, dla których gotowanie to hobby.
Abigail stanowczo odrzuciła ten pomysł, ale Pat nalegała.
– Pani senator, jesteśmy tu po to, aby przedstawić panią jako istotę ludzką.
Na koniec Toby ją przekonał.
– Daj spokój, pokaż im, że jesteś prawdziwą gospodynią – perswadował.
Abby nie chciała włożyć fartucha na swoją elegancką bluzkę i spodnie, ale kiedy zaczęła szykować przekąski, widać było, że jest prawdziwą mistrzynią sztuki kulinarnej. Toby patrzył, jak zawijała mięso w ciasto na paszteciki, kroiła szynkę do placka i przyprawiała kraby. Pani senator potrafiła też utrzymać porządek w kuchni. Była to niewątpliwie zasługa Francey Foster.
Kiedy zaczęło się filmowanie, Abigail się uspokoiła. Po kilku ujęciach Pat powiedziała:
– Dziękuję pani. Jestem pewna, że mamy to, o co nam chodziło. Wyszło bardzo dobrze. Teraz, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, proszę się ubrać jak na przyjęcie, zrobimy kilka zdjęć przy stole.
Toby z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się Abby. Zastanawiał się, w co będzie ubrana. Do końca nie mogła się zdecydować na wybór stroju. Ucieszył się, widząc ją w żółtej jedwabnej bluzce, która pasowała do żółtej kraciastej spódnicy z tafty. Włosy układały się miękko wokół twarzy i szyi. Oczy pomalowała mocniej niż zwykle. Wyglądała oszałamiająco. Poza tym twarz miała rozpaloną. Toby wiedział dlaczego. Sam Kingsley zadzwonił i uprzedził, że przyjdzie na przyjęcie.
Było pewne, że Abby poważnie się nim interesuje. Toby pamiętał, jak mówiła swoim przyjaciołom, aby na przyjęciach sadzali Sama obok niej. Było w nim coś, co przypominało Billy'ego, i to ją pociągało. Dbała o swój publiczny wizerunek, po śmierci męża jednak odczuwała pustkę.
Toby wiedział, że Sam go nie lubi. Ale to nie problem, bo Sam nie przetrwa dłużej od innych. Abby była zbyt apodyktyczna dla większości mężczyzn. Albo mieli w końcu dość przystosowywania się do jej rozkładu zajęć i humorów, albo, jeśli jej ustępowali, ona ich miała dosyć. Nie zwracała uwagi na Toby'ego do momentu, aż kolejny z nich odchodził. Zginęłaby jednak bez swego przyjaciela i dobrze o tym wiedziała.