Выбрать главу

– Tak.

– A więc nie możesz tam zostać ani chwili dłużej! Pat wstała gwałtownie i podeszła do okna.

– To nie jest wyjście. Sam, w jakiś niewytłumaczalny sposób zniknięcie lalki jest niemal uspokajające. Nie sądzę, żeby ten ktoś, kto mi groził, rzeczywiście chciał mnie skrzywdzić. W przeciwnym razie pewnie już by to zrobił. On raczej obawia się szkody, jaką może wyrządzić mu ten program. Widzę tu kilka możliwości. – Szybko przedstawiła swoje sugestie dotyczące sprawy Eleanor Brown. – Jeśli Eleanor nie kłamała, to kłamał Toby. Jeśli Toby kłamał, to pani senator go kryła, choć trudno w to uwierzyć. Przypuśćmy jednak, że był w to zamieszany ktoś jeszcze, kto naśladował głos Toby'ego, wiedział o piwnicy w domu Eleanor i schował tam część pieniędzy, aby rzucić podejrzenie na niewinną dziewczynę.

– Jak wyjaśnisz sprawę lalki i pogróżek?

– Pewnie ktoś, kto znał mnie jako dziecko i rozpoznał, stara się mnie zastraszyć i nie dopuścić do zrealizowania programu. Co o tym sądzisz, Sam? Toby znał mnie, kiedy byłam dzieckiem, a wydaje się bardzo wrogo do mnie nastawiony. Na początku myślałam, że to z powodu pani senator i tego fatalnego rozgłosu, ale kiedyś tak oglądał gabinet, jakby chciał go okraść, a po wyjściu z mojego domu natychmiast wrócił. Nie pomyślał, że mogłam pójść za nim, żeby zamknąć drzwi na zasuwę. Tłumaczył się, że sprawdzał zamek i że każdy mógłby wejść do środka, gdyby chciał; mówił mi, żebym była ostrożna. Uwierzyłam mu wtedy, lecz teraz naprawdę mnie bardzo to niepokoi. Czy mógłbyś go sprawdzić i zorientować się, czy miał kiedyś jakieś kłopoty? Oczywiście, poważne kłopoty.

– Jasne. Nigdy nie lubiłem tego ptaszka. – Stanął za Pat i objął ją. Odruchowo oparła się na nim. – Brakowało mi ciebie, Pat.

– Od ostatniej nocy?

– Nie, od dwóch lat.

– Mógłbyś mi wmówić wszystko. – Przez chwilę napawała się bliskością, a potem odwróciła się i spojrzała mu wprost w oczy. – Sam, nie zadowalają mnie okruchy miłości. Dlaczego po prostu nie…

Przyciągnął ją mocno do siebie i powiedział zdecydowanie:

– A jednak jestem w stanie ofiarować coś więcej.

Przez dłuższą chwilę stali razem przy oknie. Wreszcie Pat się cofnęła. Sam wypuścił ją z ramion i popatrzyli na siebie.

– Pat – odezwał się – wszystko, co powiedziałaś zeszłej nocy, to prawda, z wyjątkiem jednego. Nic mnie nie łączy z Abigail. Czy możesz mi dać trochę czasu, żebym mógł dojść do siebie? Dopiero gdy się spotkaliśmy w zeszłym tygodniu, zrozumiałem, że ostatnio byłem żywym trupem.

Próbowała się uśmiechnąć.

– Chyba zapomniałeś, że ja też potrzebuję trochę czasu. Droga pamięci nie jest tak prosta, jak się spodziewałam.

– Czy wracają ci prawdziwe wspomnienia z tamtej nocy?

– Może prawdziwe, ale niezbyt miłe. Zaczynam wierzyć, że moja matka oszalała wtedy, i trudno mi to przyjąć do wiadomości.

– Dlaczego tak uważasz?

– Nie chodzi o to, dlaczego tak uważam, ale o to, czemu miałaby strzelać. Cóż, jeszcze dzień, a świat zobaczy „Życie i czasy Abigail Jennings”. Potem rozpocznę prawdziwe śledztwo. Szkoda tylko, że muszę tk się z tym śpieszyć. Sam, jest tyle spraw, które się nie zgadzają. I nie bchodzi mnie, co myśli Luther Pelham. Fragment o katastrofie lotniczej będzie wielkim ciosem dla Abigail. Catherine Graney poważnie traktu je tę sprawę.

Pat nie przyjęła zaproszenia na kolację.

– To był męczący dzień. O czwartej musiałam być już gotowa w biurze pani senator, a jutro kończymy nagrywanie. Chcę zjeść kanapkę i pożyć się przed dziewiątą.

Kiedy doszła do drzwi, jeszcze ją zatrzymał.

– Kiedy skończę siedemdziesiąt lat, ty będziesz miała czterdzieści dziewięć.

– A kiedy będziesz miał sto trzy lata, ja będę miała osiemdziesiąt dwa. Złapiesz Toby'ego i dasz mi znać, kiedy dowiesz się czegoś o Eleanor Brown?

– Oczywiście.

Po wyjściu Pat Sam zadzwonił do Jacka Carlsona i szybko powiedział mu, co przed chwilą usłyszał. Jack gwizdnął.

– Chcesz powiedzieć, że tamten facet wrócił? Sam, masz do czynienia prawdziwym wariatem. Możemy sprawdzić tego typa Toby'ego, ale musisz coś zrobić. Daj mi próbkę jego pisma, dobrze?

Rozdział 35

Detektyw Barrott zachowywał się przyjaźnie. Wierzył jej. Ten drugi policjant jednak był do niej wrogo usposobiony. Przez cały czas Eleanor musiała odpowiadać na te same pytania.

Jak mogła im powiedzieć, gdzie trzyma siedemdziesiąt tysięcy dolarów, jeśli nigdy nie widziała tych pieniędzy na oczy?

Czy była zła na Patricię Traymore, że przez jej program musiała wyjść z ukrycia? Nie, oczywiście, że nie. Początkowo się przestraszyła, lecz potem uznała, że nie może dłużej uciekać i że byłaby szczęśliwa, gdyby to się już skończyło.

Czy wiedziała, gdzie mieszka Patricia Traymore? Tak, tata powiedział, że dziennikarka mieszka w domu Adamsów w Georgetown. Kiedyś pokazał jej nawet tamten dom. Gdy wydarzyła się owa straszna tragedia, przyjechał z karetką szpitalną z Georgetown. Włamać się do tego domu? Oczywiście, że nie. Jak by mogła?

Usiadła na brzegu łóżka w celi i dziwiła się, jak mogła pomyśleć, że jest już wystarczająco silna, żeby wrócić do tego świata. Stalowe kraty i upokarzający brak intymności w otwartej ubikacji, uczucie człowieka schwytanego w sidła, dojmująca depresja, która ogarniała ją jak czarna mgła.

Leżała na łóżku i zastanawiała się, dokąd pojechał ojciec. Wydawało się jej niemożliwe, żeby ktokolwiek podejrzewał go o umyślne skrzywdzenie kogokolwiek. Był najłagodniejszym człowiekiem, jakiego znała. Ale stał się niezwykle nerwowy po śmierci pani Gillespie.

Miała nadzieję, że nie będzie na nią zły, bo się poddała. I tak by ją aresztowali. Przy pierwszym spotkaniu z Barrottem była przekonana, że detektyw zamierza ją przesłuchać.

Czy ojciec wyjechał? Prawdopodobnie. Z rosnącym zdziwieniem Eleanor przypomniała sobie, jak wiele razy zmieniał pracę. Gdzie był teraz?

Arthur zjadł wczesną kolację w barze samoobsługowym przy ulicy Czternastej. Wybrał gulasz wołowy, ciastko i kawę. Jadł powoli i uważnie. Musi teraz dobrze się odżywiać. Może dopiero za kilka dni będzie mógł zjeść gorący posiłek.

Już wszystko ustalił. O zmierzchu pójdzie do domu Patricii Traymore. Wśliźnie się do środka przez okno na piętrze i schowa w szafie w pokoju gościnnym. Przyniesie sobie wodę sodową; w kieszeni miał jeszcze jeden pasztecik i dwa rożki, które zostały mu z rana. Lepiej wziąć także puszki z sokiem. Może powinien też kupić masło orzechowe i żytni chleb. To wystarczy do następnego wieczoru, kiedy będzie oglądał program o senator Jennings.

Musiał wydać dziewięćdziesiąt ze swoich cennych dolarów na miniaturowy, czarnobiały telewizor ze słuchawkami. W ten sposób obejrzy program w domu dziennikarki.

Idąc do jej domu, kupił pastylki kofeinowe w aptece. Nie mógł sobie pozwolić na krzyczenie przez sen tej nocy. Prawdopodobnie nie usłyszałaby go ze swojego pokoju, ale lepiej nie ryzykować.

Czterdzieści minut później był w Georgetown, dwie przecznice od domu Patricii. Wokół było spokojnie, nawet za spokojnie według niego. Teraz, gdy skończyły się świąteczne zakupy, łatwiej było zauważyć obcego. Może nawet policja obserwowała dom dziennikarki. Ale usytuowanie posesji na rogu było bardzo korzystne dla Arthura. W oknach od tyłu nie paliły się światła.

Ostrożnie zakradł się do ogrodu. Drewniane ogrodzenie, które oddzielało posesję od ulicy, nie było wysokie. Przerzucił siatkę z zakupami przez płot, tak że upadła na śnieg, a potem sam przeszedł na drugą stronę.