Выбрать главу

- Mylisz sie. Aridee bardziej interesowaly losy kraju. A na jej pytania Zwierciadlo przepowiedzialo paskudna smierc jej samej i calego mnóstwa ludzi z reki badz z winy córki Fredefalka z pierwszego malzenstwa. Aridea postarala sie, aby wiadomosc o tym dotarla do Rady, a Rada wyslala do Creyden mnie. Nie musze dodawac, ze pierworodna Fredefalka urodzila sie krótko po zacmieniu. Obserwowalem mala dyskretnie krótki czas. W tym to czasie zdazyla zameczyc kanarka i dwa szczeniaki, a takze trzonkiem grzebienia wylupila oko sluzebnicy. Przeprowadzilem kilka testów za pomoca zaklec, wiekszosc potwierdzila, ze mala byla mutantem. Poszedlem z tym do Aridei, bo Fredefalk swiata poza córka nie widzial. Aridea, jak mówilem, byla nieglupia kobieta...

- Jasne - przerwal znowu Geralt - i zapewne nie przepadala za pasierbica. Wolala, by tron dziedziczyly jej wlasne dzieci. Dalszego ciagu sie domyslam. Ze tez nie znalazl sie tam wówczas ktos, kto ukrecilby jej szyje. I tobie przy okazji tez.

Stregobor westchnal, uniósl oczy ku niebu, na którym tecza wciaz mienila sie wielobarwnie i malowniczo.

- Ja bylem za tym, by ja tylko izolowac, ale ksiezna zadecydowala inaczej. Poslala mala do lasu z wynajetym zbirem, lowczym. Znalezlismy go pózniej w zaroslach. Nie mial na sobie spodni, nietrudno bylo wiec odtworzyc przebieg wypadków. Wbila mu szpilke od broszki w mózg, przez ucho, zapewne wtedy, gdy uwage mial zaprzatnieta zupelnie czyms innym.

- Jezeli sadzisz, ze mi go zal - mruknal Geralt - to jestes w bledzie.

- Urzadzilismy oblawe - ciagnal Stregobor - ale po malej slad zaginal. Ja zas musialem w pospiechu opuscic Creyden, bo Fredefalk zaczal cos podejrzewac. Dopiero po czterech latach otrzymalem wiesci od Aridei. Wytropila mala, zyla w Mahakamie z siedmioma gnomami, których przekonala, ze bardziej oplaca sie lupic kupców na drogach niz zapylac sobie pluca w kopalni. Powszechnie nazywano ja Dzierzba, bo pojmanych zywcem lubila nabijac na zaostrzone kolki. Aridea kilkakrotnie wynajmowala morderców, ale zaden nie wrócil. Potem zas trudno bylo znalezc chetnych, mala byla juz dosc slawna. Mieczem nauczyla sie robic tak, ze malo który mezczyzna mógl stawic jej czolo. Wezwany, przybylem potajemnie do Creyden, po to tylko, by sie dowiedziec, ze ktos otrul Aridee. Powszechnie uwazano, ze to sam Fredefalk, który upatrzyl sobie mlodszy i jedrniejszy mezalians, ale ja sadze, ze to Renfri.

- Renfri?

- Tak sie nazywala. Mówilem, otrula Aridee. Ksiaze Fredefalk krótko po tym zginal w dziwnym wypadku na lowach, a najstarszy syn Aridei przepadl bez wiesci. To tez musiala byc robota malej. Mówie: "malej", a miala juz wtedy siedemnascie lat. I byla niezle wyrosnieta.

- W tym czasie - podjal czarodziej po chwili przerwy - ona i jej gnomy byly juz postrachem calego Mahakamu. Tyle ze pewnego dnia o cos tam sie poklócili, nie wiem, o podzial lupów czy kolejnosc nocy w tygodniu, dosc, ze porzneli sie nozami. Siódemka gnomów nie przezyla nozowej rozprawy. Przezyla tylko Dzierzba. Ona jedna. Ale wówczas ja juz bylem w okolicy. Spotkalismy sie oko w oko: w mig poznala mnie i zorientowala sie co do roli, jaka odegralem wtedy w Creyden. Mówie ci, Geralt, ledwo zdazylem wypowiedziec zaklecie, a rece trzesly mi sie jak nie wiem, gdy ta dzika kocica leciala na mnie z mieczem. Zapakowalem ja w zgrabna bryle krysztalu górskiego, szesc lokci na dziewiec. Gdy zapadla w letarg, wrzucilem bryle do gnomowej kopalni i zawalilem szyb.

- Partacka robota - skomentowal Geralt. - To bylo do odczarowania. Nie mogles jej spalic na zuzel? Przeciez znacie tyle sympatycznych zaklec.

- Nie ja. Nie moja specjalnosc. Ale masz racje, spartaczylem. Odnalazl ja jakis idiota królewicz, wydal mnóstwo pieniedzy na kontrzaklecie, odczarowal i tryumfalnie zawiózl do domu, do jakiegos zapadlego królestwa na wschodzie. Jego ojciec, stary rozbójnik, okazal wiecej rozsadku. Spuscil synowi lanie, a Dzierzbe postanowil wypytac o skarby, jakie zagrabila wraz z gnomami i przemyslnie ukryla. Jego blad polegal na tym, ze kiedy naga rozciagnieto na katowskiej lawie, asystowal mu starszy syn. Jakos tak wyszlo, ze nazajutrz tenze najstarszy syn, juz sierota i pozbawiony rodzenstwa, panowal w owym królestwie, a Dzierzba objela urzad pierwszej faworyty.

- Znaczy sie, jest niebrzydka.

- Kwestia gustu. Faworyta dlugo nie byla, do pierwszego przewrotu palacowego, szumnie mówiac, bo tamtejszy palac bardziej przypominal obore. Wnet okazalo sie, ze nie zapomniala o mnie. W Kovirze dokonala na mnie trzech skrytobójczych zamachów. Postanowilem nie ryzykowac i przeczekac w Pontarze. Znalazla mnie znowu. Tym razem ucieklem do Angrenu, ale i tam mnie odnalazla. Nie wiem, jak to robi, slady zacieram dobrze. To musi byc cecha jej mutacji.

- Co cie powstrzymalo przed ponownym zakleciem jej w krysztal? Wyrzuty sumienia?

- Nie. Nie mialem takowych. Okazalo sie jednak, ze uodpornila sie na magie.

- To nie jest mozliwe.

- Jest. Wystarczy miec odpowiedni artefakt albo aure. Wzglednie znowu to moze byc zwiazane z jej mutacja, która postepuje. Ucieklem z Angrenu i ukrylem sie tutaj, na Lukomorzu, w Blaviken. Mialem spokój przez rok, ale znowu mnie wytropila.

- Skad wiesz? Jest juz w miasteczku?

- Tak. Widzialem ja w krysztale - czarodziej uniósl rózdzke. - Nie jest sama, prowadzi bande, to znak, ze szykuje cos powaznego. Geralt, ja nie mam juz dokad uciekac, nie znam miejsca, gdzie móglbym sie ukryc. Tak. To, ze ty przybyles tutaj wlasnie w tym momencie, nie moze byc przypadkiem. To przeznaczenie.

Wiedzmin uniósl brwi.

- Co masz na mysli?

- To chyba oczywiste. Zabijesz ja.

- Nie jestem najemnym zbirem, Stregobor.

- Zbirem nie jestes, zgoda.

- Za pieniadze zabijam potwory. Bestie zagrazajace ludziom. Straszydla wywolywane czarami i zakleciami takich jak ty. Nie ludzi.

- Ona nie jest czlowiekiem. Jest wlasnie potworem, mutantem, przekletym odmiencem. Przywiozles tu kikimore. Dzierzba jest gorsza od kikimory. Kikimora zabija z glodu, a Dzierzba dla przyjemnosci. Zabij ja, a ja zaplace ci kazda sume, jakiej zazadasz. W granicach rozsadku, rozumie sie.

- Juz ci mówilem, historie o mutacji i przeklenstwie Lilit uwazam za brednie. Dziewczyna ma powody do porachunków z toba, ja sie do tego mieszal nie bede. Zwróc sie do wójta, do strazy miejskiej. Jestes miejscowym czarodziejem, chroni cie miejscowe prawo.

- Napluc mi na prawo, na wójta i na jego pomoc! - wybuchnal Stregobor. - Nie potrzebuje obrony, chce, bys ja zabil! Do tej wiezy nie wejdzie nikt, jestem tu zupelnie bezpieczny. Ale co mi z tego, nie mam zamiaru siedziec tu do konca swoich dni. Dzierzba nie zrezygnuje, póki zyje, wiem to. Mam siedziec w tej wiezy i czekac na smierc?

- One siedzialy. Wiesz co, magiku? Trzeba bylo zostawic polowanie na dziewczeta innym, potezniejszym czarodziejom, trzeba bylo przewidziec konsekwencje.

- Prosze cie, Geralt.

- Nie, Stregobor.

Czarnoksieznik milczal. Nieprawdziwe slonce na nieprawdziwym niebie nie przesunelo sie w kierunku zenitu, ale wiedzmin wiedzial, ze w Blaviken juz zmierzcha. Poczul glód.

- Geralt - powiedzial Stregobor - kiedy sluchalismy Eltibalda, wielu z nas mialo watpliwosci. Ale postanowilismy wybrac mniejsze zlo. Teraz ja ciebie prosze o podobny wybór.