Tuż za głównym wejściem, po prawej stronie, znajduje się mały ołtarz, przed którym na specjalnej ławie zamontowano rzędy stojaków z otworami na ofiarne znicze. Przed ławą jest klęcznik, a obok niego stoi stary dębowy stół. Oprócz folderów i ulotek, informujących o działalności parafii, leży na nim oprawiona w grube granatowe płótno „Księga próśb do Boga”. Ostatniego poniedziałku zerknąłem do niej. Są tam także liczne wpisy w języku polskim. Pod datą 11 lutego 2005 roku przeczytałem:
Najświętsza Mario,
opiekuj się Dagmarą i mną i spraw, aby nasza miłość rozkwitła i dała nam poznać pewność i bezpieczeństwo. Uchroń nas przed nienawiścią świata, zwątpieniem, dodawaj otuchy i ulżyj w chwilach słabości. Daj nam życzliwość, wyrozumiałość, tolerancję i przebaczenie innych. Ewa
Postscriptum:
„Homoseksualizm jest uznawany w Polsce za grzech, a geje za odpadki…”. Takie zdanie między innymi można znaleźć w niektórych przerażających publikacjach poświęconych polskiej homofobii. To dość typowe. W Polsce, gdy próbuje się uzasadniać dyskryminację, to prawie zawsze powołuje się przy tym na Boga, religię i zestawia się to razem ze śmietniskiem. Jeśli z jakichś powodów to nie skutkuje, zawsze można wrócić do sprawdzonych metod i zarzucić komuś, że jest Żydem. Jeden z polskich satyryków ujął to mniej więcej tak: „Wszystkie normalne próby wyeliminowania Robin Hooda zawiodły. Nie mamy wyjścia, trzeba rozgłosić, że jest Żydem”.
W Niemczech jest inaczej. Boga zostawia się w spokoju, religię przywołuje bardzo ostrożnie, skupiając się głównie na teologii tolerancji. Inne konteksty nie byłyby tutaj akceptowane – Kościół mógłby jedynie stracić wiernych. Ponieważ deklaracja przynależności do określonego Kościoła wiąże się w Niemczech z deklaracją podatkową, żadnego nie stać na indoktrynacyjną głupotę i podlizywanie się ekstremistom. Jedynie najbardziej skrajni niemieccy i austriaccy naziści chcą przepędzać cudzoziemców w imię Boga i Chrystusa. Nie zauważyli chyba, że Chrystus to cudzoziemiec i na dodatek Żyd z Izraela. Poza tym mieszanie w te sprawy Kościoła i religii obraża sam Kościół. W tak zwanym katechizmie Kościoła katolickiego (www.katechizm.opoka.org.pl) sam przeczytałem: „Geneza homoseksualizmu pozostaje w dużej części nie wyjaśniona […]. Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej, powinno się je traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”. Definitywnie nie zgadzam się ze słowem „współczucie” i nie jestem pewny, czy słowo „delikatność” także jest na miejscu. Ale pomijam to, oczarowany wyraźnym stwierdzeniem „niesłusznej dyskryminacji”.
Na mało w Polsce znany zapis z katechizmu zwrócił uwagę odważny ksiądz Tadeusz Bartoś, dominikanin, autor książki Tomasza z Akwinu teoria miłości, który zaraz po swojej publicznej wypowiedzi stał się celem ataków tak zwanych środowisk katolickich. Odpowiedział na nie pięknym zdaniem: „Chciałbym, by osoby homoseksualne czuły się w naszej ojczyźnie jak we własnym domu, a nie w miejscu wygnania”.
Nazywanie homoseksualizmu grzechem, a gejów odpadkami rozwściecza mnie. Ale staram się być delikatny w swojej wściekłości. I to jest zapewne mój błąd! Ludzie tolerancyjni, kulturalni i dobrze wychowani popełniają błąd, tłumiąc wściekłość na ortodoksyjnych homofobicznych chamów, ociekających własną pianą z warczących ust. Starają się cicho i spokojnie polemizować, dyskutować, powoływać się na argumenty, uspokajać i przekonywać drugą stronę. Że to nieprawda, iż Murzyni są leniwi, kradną i śmierdzą, że to nieprawda, iż wszyscy Niemcy to naziści, że to nieprawda, iż wszyscy Polacy mają wąsy, kradną samochody i papier w toaletach publicznych, że to nieprawda, iż Żydzi uknuli spisek przeciwko światu, że to nieprawda, iż ateiści to albo marksiści, albo nihiliści, albo sataniści, że to w końcu nieprawda, iż wszyscy rudzi są fałszywi, a homoseksualiści to zboczeńcy. Dyskutując z takimi kretyńskimi poglądami, można długo opanowywać nerwy i nie podnosić głosu. Ale istnieją pewne granice, poza którymi trzeba się najnormalniej w świecie wściec i eksplodować. Inaczej nikt nas nie usłyszy w tym jazgocie zgrai kąsających homofobicznych psów.
Ostatnio poczułem taką wściekłość, gdy dwóch polskich polityków ze znanej partii publicznie zrównało homoseksualizm z pedofilią, nekrofilią i zoofilią. Brzmi to okropnie nawet dla tych, co nie znają się zbyt dobrze na łacinie i perwersjach. Dla tych, co się znają, przyrównanie zbliżenia gejów do gwałtu na zwłokach lub kopulacji z owcą czy kozą musi być szokująco obrzydliwe. Nie skomentuję przywołania w tym kontekście pedofilii, ponieważ zaczyna wzbierać we mnie żółć.