Выбрать главу

Potem, przez dwieście Obrotów planety Pern wokół macierzystej gwiazdy, kiedy Czerwona Gwiazda, ta zamarznięta, samotna branka, znajdowała się na drugim końcu swojej nieregularnej orbity, na Pern nie spadały żadne Nici. Mieszkańcy usunęli ślady zniszczeń, uprawiali zboża, sadzili sady i myśleli o zalesieniu zboczy ogołoconych ongiś przez Nici. Zdołali nawet zapomnieć, że był czas, kiedy groziła im zagłada. A później, gdy wędrująca planeta powróciła w pobliże Pernu, Nici znowu zaczęły opadać. Ich ataki trwały przez następne pięćdziesiąt lat. I znowu Perneńczycy składali dzięki swoim nieżyjącym od wielu pokoleń przodkom, że stworzyli smoki, które ognistym tchnieniem spopielały w powietrzu opadające Nici.

Rodzaj smoczy również rozkwitł podczas tej przerwy i zasiedlił cztery następne miejsca zgodnie z podstawowym planem rozwoju obrony.

Wspomnienia o Ziemi z każdym pokoleniem słabły w pamięci Perneńczyków, aż wiedza o pochodzeniu człowieka przerodziła się w legendę. W codziennej walce o przetrwanie znaczenie południowej półkuli oraz instrukcje dotyczące smoków i robaków, sformułowane przez kolonistów, uległy zniekształceniu, a potem zapomniano o nich.

Kiedy nadeszło Szóste Przejście Czerwonej Gwiazdy, zdążyła już powstać skomplikowana struktura społeczno-polityczno-ekonomiczna, mająca zaradzić tym powtarzającym się kataklizmom. Sześć Weyrów, jak nazywano osiedla smoczych ludzi w wygasłych wulkanach, przysięgło bronić Pernu, przy czym każdy Weyr miał jakaś część Północnego Kontynentu pod swoimi skrzydłami, w dosłownym znaczeniu tych słów. Pozostali mieszkańcy zgodzili się składać im daniny, ponieważ w wulkanicznych osiedlach smoczych jeźdźców nie było ziemi uprawnej. Poza tym podczas Przerw jeźdźcy musieli zajmować się szkoleniem smoków i nie mogli pozwolić sobie na naukę innych zawodów, a podczas Przejść cały ich czas pochłaniała obrona Pernu.

Osady, zwane Warowniami, zakładano tam, gdzie można było znaleźć naturalne jaskinie. Trzeba było silnego człowieka, żeby w czasie ataków Nici zapanować nad rozszalałymi z przerażenia ludźmi; trzeba było mądrej administracji, żeby zgromadzić żywność na czas, kiedy niczego nie dawało się bezpiecznie wyhodować, i trzeba było niezwykłych zabiegów, żeby nie spadła produktywność ludzi i nie pogorszył się ich stan zdrowia, póki nie przeminie zagrożenie.

Ludzie wykazujący szczególne uzdolnienia do obróbki metalu, do tkactwa, hodowli, rolnictwa, rybołówstwa czy górnictwa, grupowali się w każdej większej Warowni w cechy i podporządkowywali się jednej Siedzibie Cechu, gdzie uczono podstaw rzemiosła, a zasady danej sztuki przekazywano z pokolenia na pokolenie. Lord Warowni nie miał prawa odmówić innym tego, co wyprodukował Cech usytuowany w jego Warowni, ponieważ Cechy były niezależne od Warowni. Każdy mistrz cechowy winien był wierność Mistrzowi, wybieranemu na ten urząd za biegłość w rzemiośle i zdolności administracyjne. Mistrz danego Cechu odpowiedzialny był za jego produkcję i za rozprowadzanie tej produkcji, sprawiedliwe i bez uprzedzeń, w skali planetarnej.

Przywódcy Warowni i Mistrzowie Cechów, a także smoczy jeźdźcy, od których cały Pern oczekiwał ochrony podczas Opadów Nici, mieli swoje prawa i przywileje.

To właśnie w obrębie Weyrów dokonał się przewrót społeczny, ponieważ potrzeby smoków stały na pierwszym miejscu. Samice smoków były złote i zielone, a samce, brunatne i błękitne. Tylko złote smoczyce były płodne; zielone stawały się jałowe żując smoczy kamień, z czego wszyscy byli zadowoleni, ponieważ ich inklinacje seksualne szybko doprowadziłyby do nadmiernego wzrostu populacji. Jednak to one były najzwinniejsze i nieocenione przy zwalczaniu Nici, nieustraszone i agresywne. Za płodność trzeba było płacić pewną niewygodą i jeźdźcy smoczych królowych nosili miotacze płomieni, żeby spalać Nici. Błękitne samce były silniejsze niż ich mniejsze siostry, a brunatne smoki bardziej wytrzymałe podczas długich, trudnych walk przeciw Niciom. Teoretycznie wielkie, złote, płodne królowe parzyły się z każdym smokiem, któremu udało się je dogonić w czasie morderczego lotu godowego, ale na ogół zaszczyt ten przypadał któremuś ze spiżowych smoków. W konsekwencji jeździec spiżowego smoka, który dogonił najstarszą rangą królową Weyru, stawał się jego Przywódcą i jemu podlegały bojowe Skrzydła podczas Przejścia. Tymczasem kobieta, dosiadająca najstarszej rangą królowej, odpowiadała za Weyr podczas Przejścia i po nim, kiedy to do Władczyni Weyru należała pielęgnacja i zachowanie smoczego rodzaju, troska o utrzymanie Weyru, o jego rozwój i o wszystkich jego mieszkańców. Silna Władczyni Weyru była równie niezbędna dla przetrwania Weyru, jak smoki dla przetrwania Pernu.

To do niej należało zaopatrywanie Weyru, oddawanie dzieci na wychowanie, organizowanie w cechach i warowniach poszukiwań kandydatów, którzy mieliby szansę połączyć się w pary ze świeżo wyklutymi smoczątkami. Przynależność do Weyru dodawała prestiżu, a życie było tam łatwiejsze zarówno dla mężczyzn jak i kobiet, wiec warownie i cechy z dumą oddawały wybrane w trakcie poszukiwań dzieci i chełpiły się znakomitymi członkami rodu, którzy zostali jeźdźcami smoków.

Zaczynamy naszą opowieść pod koniec Szóstego Przejścia Czerwonej Gwiazdy, około czternastu setek Obrotów po tym, jak człowiek przybył na Pern…

Rozdział I

Weyr Fort i Warownia Ruatha, Przejście bieżące, 3. 10. 43-1541

— Sh’gall pojechał załatwiać inne sprawy Weyru — po raz trzeci powiedziała Moreta do Nesso i zaczęła rozluźniać przepoconą, poplamioną olejem tunikę, żeby dać jej do zrozumienia, że to już koniec rozmowy.

Powinien dotrzymać ci towarzystwa na Zgromadzeniu w Ruacie, tym się powinien przede wszystkim zająć. — Nawet będąc w świetnym humorze Nesso mówiła jęczącym tonem, a w tej chwili Ochmistrzynię Weyru przepełniała uraza i czuła się oburzona, że Władczyni ją lekceważy. Jej głos drażnił Moretę jak zgrzyt piłki do kości.

— Sh’gall widział się wczoraj z Alessanem. Zgromadzenie to nie czas na omawianie poważnych spraw. — Moreta podniosła się, usiłując zakończyć tę rozmowę, na którą w ogóle nie chciała się zgodzić, Nesso może tak bez końca wywlekać zarzuty, rzeczywiste lub wyimaginowane, przeciw Sh’gallowi. Moreta często musiała ich godzić i tłumaczyć jedno przed drugim. Koniecznie chciała zatrzymać przy sobie Nesso, ponieważ pomimo wszystkich wad była ona niezmiernie sprawną i pracowitą Ochmistrzynią. — Muszę się wykąpać, Nesso, bo spóźnię się do Ruathy.

— Wiem, że przygotowałaś dobrą kolację dla wszystkich, którzy tu zostają. K’lon już teraz wyzdrowieje, kiedy gorączka zaczęła mu opadać. Berchar będzie do niego zaglądał. Zostaw go w spokoju.

Moreta spojrzała ostrzegawczo na Nesso dla podkreślenia wagi swoich słów. Nesso miała okropny zwyczaj wtrącania się do wszystkiego, kiedy Władczyni była nieobecna.

— A teraz zmykaj, Nesso. Masz wystarczająco dużo roboty, a ja marzę o tym, żeby się wreszcie umyć. — Mówiąc to, Moreta lekko popchnęła Nesso w kierunku wyjścia z sypialni.

— Sh’gall powinien był z tobą pojechać. Powinien był… — mruczała Nesso, kiedy Moreta odchylała barwną zasłonę w drzwiach. Umilkła dopiero wtedy, kiedy zbliżyła się do śpiącej smoczej królowej.

Ociężała od jaj złocista smoczyca Orlith drzemała nadal, nieświadoma, że mija ją Nesso. Cała wspaniale lśniła od oleju, który Moreta wtarła jej w skórę w czasie porannych przygotowań do Zgromadzenia w Ruacie. Ułożyła się na swoim kamiennym posłaniu tak, żeby zachować ten połysk. Moreta właśnie szła do upragnionej kąpieli, kiedy poproszono ją, żeby zbadała K’lona. W ten sposób spóźniła się na rozmowę z Leri, a chciała mieć pewność, że stara Władczyni ma wszystko, czego jej będzie trzeba tego dnia. Z rąk Nesso Leri nie chciała przyjąć żadnej pomocy.