Były tu wszystkie dziewczęta, oprócz Sol, która wraz z Ingelgeriusem przebywała w zupełnie innym miejscu.
Ram pięścią uderzył w pomalowane na biało stalowe drzwi.
– Indra? – zawołał.
A Marco szepnął cicho:
– Gia?
Lisa poszukała ręki Armasa. Oboje znaleźli się w odgrodzonej części.
– Co się stało? – spytała Indra.
– Gdzie my jesteśmy? – dziwił się Algol.
Faron rozejrzał się dokoła.
– Nie mam pojęcia.
Utknęli w pozbawionej jakichkolwiek charakterystycznych urządzeń części korytarza. Z obu stron drogę zagradzały im stalowe drzwi, nie mogli się stąd wydostać. Wyglądało na to, że jest to zwykły odcinek komunikacyjny, nie pełniący żadnej wyraźnej funkcji, pozbawiony jakichkolwiek szczególnych znaków. Tylko wzdłuż sufitu umieszczone zostało coś na kształt wentyli, a pod jedną z dłuższych ścian stał duży kontener. Poza tym nic więcej tam nie było.
Twarz Farona wyrażała tłumiony niepokój. Przyglądał się wentylom i bardzo mu się one nie podobały. Coś było w nich nie tak, chociaż nie potrafił stwierdzić, co.
Lenore z wolna ogarniała histeria.
– Nie możecie mi tego zrobić! Ingelgeriusie!
Wyciągnęła swój maleńki mikrotelefon.
– Ingelgeriusie! Wypuść mnie stąd! Natychmiast! I odpowiadaj, dlaczego nie odpowiadasz?
– Ty na pewno dasz sobie radę – zauważył cierpko Faron. – Gorzej natomiast będzie z nami.
Zorientował się, że powietrze zaczyna jakby zmieniać swoją gęstość. Jeszcze nie bardzo, jeszcze przez pewien czas sobie poradzą, ale to, niestety, nie może trwać w nieskończoność.
Wentyle! To właśnie za ich przyczyną zaczynało brakować powietrza, to one wysysały je stąd w zdecydowanie zbyt szybkim tempie. Pomieszczenie wyglądało na komorę śmierci dla kłopotliwych gości. Postanowił jednak nie dzielić się z nikim swoim odkryciem.
Rozejrzał się wkoło. Algol i Armas byli Strażnikami, oni nie wpadną w panikę. Indra jest silna, ale trzy pozostałe kobiety? Przerażona do szaleństwa Lenore już się go uczepiła, a Gia i Lisa to przecież bezbronne młode dziewczyny, nie mające żadnej odporności. Jak zdoła uchronić je przed prawdą?
Wezwał Kira, lecz nikt nie odpowiedział.
Co mogło się z nimi stać? zastanawiali się wszyscy.
– Musimy na chwilę o nich zapomnieć – oświadczył Faron. – Naprawdę mamy teraz dość własnych problemów.
Indra popatrzyła na niego z twarzą kompletnie pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Ona rozumie, pomyślał Faron. A właśnie ona ma najwięcej powodów, by się bać.
15
Ingelgerius wściekał się na swoich pomagierów.
– Jak, do diabła, mogliście okazać się tacy niezdarni! Niedojdy! Mieliście przecież pojmać tych, co szli przodem, całą tę bandę Strażników, a nie stado durnych bab! Teraz Strażnicy będą się mogli swobodnie kręcić po statku. Skończcie przynajmniej z tymi kobietami!
Ze złością nakazał części swych ludzi rozprawić się ze Strażnikami.
Algola zainteresował kontener. Faron uwolnił się od Lenore i podszedł do niego, za nim ruszyła Indra, a po pewnym czasie również wszyscy pozostali.
Wszyscy, oprócz Lenore, która zaczęła pięściami walić w stalowe drzwi z żądaniem, by ją stąd wypuszczono. Gdy to na nic się nie zdało, znów przyłączyła się do Farona, kurczowo łapiąc się rękawa jego szaty.
Nie znaleźli żadnej szczeliny w kontenerze, gdy jednak badali jego ścianki w poszukiwaniu jakiegoś otworu, nagle poczuli coś nowego.
Faron uniósł głowę.
– Dolg jest tutaj – powiedział cicho.
– Tak – ucieszyła się Indra. – To właśnie było to.
Lenore uderzyła w krzyk, gdy nagle jakaś postać z wolna zaczęła nabierać kształtów.
Dolg znów był z nimi.
Wiele twarzy rozjaśnił radosny uśmiech, lecz Lisa widziała jedynie nadzwyczaj pięknego młodego człowieka o marzycielskim wyrazie twarzy. A instynkty Lenore rozbudziły się na nowo.
Przyjaciele bardzo serdecznie powitali Dolga.
– Algol ma rację – powiedział swoim miękkim głosem. – Mój ojciec i Berengaria są tam w środku. Ale nie możemy do nich dotrzeć, nawet ja nie jestem w stanie przeniknąć przez ten pancerz.
Faron popatrzył na niego i spytał cicho, starając się panować nad głosem:
– Zostało nam mało czasu? Mam na myśli nas, tutaj.
– Owszem – odparł Dolg tak samo cicho.
– A oni? Twój ojciec?
– Od dawna już nie mogę się z nim skomunikować.
– A… z Berengarią?
– Jeszcze dłużej.
Na twarzy Farona nie odmalował się żaden wyraz, była jak martwa.
Powiedział jednak na głos, próbując rozluźnić atmosferę:
– Przydałby nam się tu teraz czarnoksiężnik Móri z jego zaklęciami, otwierającymi wszystkie zamki.
Ale to właśnie Móriego musieli uwolnić z zamknięcia.
– „Rozmawiałem” z nim o tej sprawie. On już próbował, lecz tego pancerza nie imają się żadne zaklęcia.
Oddychanie zaczynało sprawiać trudności uwięzionym w korytarzu. Lenore, przerażona do szaleństwa, uczepiła się i tak już dość poirytowanego Farona.
Algol nie przestawał obmacywać trzech widocznych ścian kontenera.
– Są tu jakieś nierówności, Faronie. Gdybyśmy mogli się na to wspiąć…
– Ja mogę – ożywiła się Gia. – Jeśli mnie podsadzisz.
Algol z przyjemnością pomógł tej drobnej, zgrabnej istotce. Gia była taka leciutka, że kiedy stanęła mu na barkach, ledwie to poczuł.
– Nic tu nie ma – zawołała po chwili i ufnie zeskoczyła mu prosto w ramiona.
Algol ledwie zdążył ją złapać.
– Impulsywne stworzenie – powiedział cierpko.
– Nieodrodna córka swego ojca – skomentował Faron.
Wszyscy zauważali, że Gia z dnia na dzień staje się coraz dojrzalsza. Ich wyprawa trwała już długo i Gia wkrótce miała osiągnąć wiek, w którym wszyscy się zatrzymywali, mniej więcej trzydzieści lat. Rozwijała się w szalonym tempie, podobnie jak inne elfy, ale czy była teraz mniej dziecinna i mniej spontaniczna, to zupełnie inna sprawa. Te cechy odziedziczyła po swoim ojcu Tsi – Tsundze.
– Ale tam, w górze, bardzo trudno się oddycha – oznajmiła ożywiona.
No cóż, akurat z tego Faron doskonale zdawał sobie sprawę.
Znów ściszając głos, spytał Dolga:
– Czy mamy rację, mówiąc, że to komora śmierci?
– Obawiam się, że raczej tak.
– Ale jak oni się tu znaleźli, w tym kontenerze?
– Ojciec „opowiadał”, że Talornin i Ingelgerius dość prędko przekonali się, że z tą trójką, to znaczy z Mórim, Berengarią i Armasem, nie tak łatwo zdołają skończyć. Dlatego zamknięto ich tutaj. Pomocnicy Talornina mogli ich stąd wyrzucić, jak zresztą po pewnym czasie postąpili z Armasem, który był z nich trojga najsłabszy, a w dodatku uważali, że jest umierający. Ale pozostałą dwójkę postanowili potrzymać jeszcze przez jakiś czas jako zakładników.
– To znaczy, że Móri wiedział, że znajduje się na pokładzie statku kosmicznego?
– Nie, dopiero ja mu o tym powiedziałem. Banda Talornina przynosiła im trochę jedzenia i picia, bo przecież martwi zakładnicy nie są wiele warci. Ale przez ostatnie dni nie dostawali już absolutnie nic. Dlatego właśnie obawiam się, że jest z nimi źle.
– A dlaczego nic im nie dawano?
– Te łotry nie mogły się tu przedostać, wszystko przestało funkcjonować.
Faron popatrzył na niego, a potem gwałtownym ruchem przeczesał włosy.
– Ach, nie! To my zmieniliśmy ich kody i spowodowaliśmy całą tę straszną sytuację!
– Wydaje mi się, że jednak się mylisz. To znaczy rzeczywiście zakłóciliście system łączności i działanie innych urządzeń technicznych, ale nie tutaj. Tu za każdym razem otwierał Talornin, a on nie wracał.