Выбрать главу

— Boże, myślałam, że spadłeś z drabiny. Co tak zęby szczerzysz?

— Właśnie sobie przypomniałem — odparł, wyjmując jej z ręki wałek i ciskając go za siebie — że jeszcze nie ochrzciliśmy tego pokoju.

— No cóż, my też nie. Muszę zapamiętać, że zapach farby tak na ciebie działa.

Tym razem dla odmiany kochali się pod ścianą. Koszula przykleiła się Andrei do świeżej farby; śmiała się do łez.

Stał się kinomanem. W czasie ostatniego festiwalu oboje obejrzeli więcej filmów niż sztuk i koncertów i wtedy nagle uświadomił sobie, że nie widział setek filmów, o których słyszał i które chciał zobaczyć. Zapisał się do towarzystwa miłośników filmu, kupił magnetowid i chodził po wypożyczalniach wideo w poszukiwaniu kaset. Ilekroć sprawy służbowe wiodły go do Londynu, starał się znaleźć czas na jak najwięcej wizyt w kinie. Podobało mu się prawie wszystko; po prostu lubił chodzić do kina.

Szkocka grupa Tourists wyłansowała parę przebojów; ich wokalistka została potem żeńską połową zespołu Eurythmics. Ludzie pytali, czy jest z nią spokrewniony.

— Takiego szczęścia to ja nie mam — odpowiadał, wzdychając. Słyszał słodkie głosy, widział zgrabne tyłki. Andrea robiła skoki w bok, a on próbował nie być zazdrosny. To nie zazdrość, mówił sobie; już raczej zawiść. I strach. Jeden z nich może okazać się milszym, życzliwszym i lepszym człowiekiem ode mnie i bardziej oddanym.

Kiedyś Andrea nie kontaktowała się z nikim przez prawie dwa tygodnie, nawiązawszy z młodym wykładowcą z Heriot Watt szalony romans, który na przestrzeni dwunastu dni przeszedł od miłości-od-pierwszego-wejrzenia do stadium trzaskania drzwiami, rzucania bibelotami i tłuczenia szyb w oknach. Gdy to wszystko się działo, on tęsknił za Andrea. W drugim tygodniu wziął wolne i pojechał na północny zachód. Rangę rover i GTi zostały uzupełnione przez motocykl ducatti; miał ze sobą jed-nosobowy namiot, śpiwór do wysokogórskiej wspinaczki i cały sprzęt wycieczkowy najwyższej klasy. Z rykiem silnika ruszył w góry zachodniej Szkocji i spędzał całe dnie na samotnych wędrówkach. Gdy wrócił, Andrea zakończyła już romans z wykładowcą. Rozmawiał z nią przez telefon, ale wyglądało na to, że dziwnie nie ma ochoty się z nim zobaczyć; zadręczał się tym, źle sypiał. Kiedy wreszcie po tygodniu ją zobaczył, wokół lewego oka miała zanikającą żółtą plamę. Zauważył to tylko dlatego, że przez zapomnienie Andrea zdjęła w pubie ciemne okulary.

— Czy dlatego właśnie nie chciałaś się ze mną zobaczyć? — zapytał.

— Proszę, nic nie rób — odparła. — To już skończone i z radością bym go udusiła, ale tknij go palcem, a już nigdy się do ciebie nie odezwę.

— Nie wszyscy z nas — wyjaśnił ozięble — tak szybko uciekają się do przemocy. Mogłaś mi zaufać. Przez ostatni tydzień byłem chory z niepokoju.

Potem żałował, że to powiedział, gdyż Andrea załamała się, objęła go i wybuchnęła płaczem. Zdał sobie sprawę, przez co musiała przejść; czuł, że przysporzenie jej dodatkowej zgryzoty było nikczemne i samolubne. Gdy szlochała na jego piersi, gładził ją po włosach.

— Chodź do domu, dziewczyno.

W góry i na wyspy wyjeżdżał jeszcze parę razy, wyrywając się z Edynburga przy okazji jej podróży do Paryża i zatrzymując się po drodze w obie strony u swego ojca. Pewnego dnia biwakował o zachodzie słońca na zboczach Beinn a’ Chaisgein Mor — w pobliżu stała chata, ale przy dobrej pogodzie wolał rozbić namiot — spoglądając na Fionn Loch i na małą groblę, po której przejedzie nazajutrz ku górom po drugiej stronie, gdy nagle pomyślał, że przez te wszystkie lata tak jak on nigdy nie był w Paryżu, tak Gustave nigdy nie odwiedził Edynburga.

Ech! Może były to tylko skutki działania ostatniego skręta, ale w tej sekundzie, chociaż odgradzało ich tysiąc mil oraz wszystkie te nie dzielone z sobą lata, poczuł się dziwnie bliski temu Francuzowi, którego nigdy nie poznał. Posłał śmiech w chłodne górskie powietrze; wiatr poruszał ścianami namiotu niczym oddech.

Jednym z jego najwcześniejszych wspomnień było wspomnienie gór i wyspy. Razem z rodzicami i najmłodszą siostrą pojechali na wakacje na Arran; miał wtedy trzy lata. Gdy parowiec, przebierając łopatkami koła wodnego, płynął po iskrzącej się rzece ku odległej sinej bryle wyspy, ojciec zwrócił mu uwagę na Śpiącego Rycerza, pasmo górskie na północnym krańcu wyspy, przypominające spoczywającego żołnierza w hełmie, potężnego, lecz pokonanego. Nigdy nie zapomniał tego widoku ani mieszaniny towarzyszących mu dźwięków: krzyku rybitw, plaśnięć łopatek koła wodnego parowca, muzyki zespołu akordeonistów grającego gdzieś na pokładzie, śmiechu ludzi. Zawdzięczał mu także swój pierwszy nocny koszmar: mama musiała go zbudzić w łóżku, które dzielił z siostrą w pensjonacie, gdyż płakał i piszczał. W jego śnie wielki kamienny rycerz przebudził się i zbliżał powoli, straszliwie, miażdżąc wszystko po drodze, by zabić jego rodziców.

Pani i panna Cramond wykorzystywały swój duży dom do maksimum: urządzały wieczory towarzyskie, przyjmowały gości. Ich przyjęcia stały się dość głośne. Udzielały gościny różnym ludziom: poetom czytającym swe wiersze na uniwersytecie, malarzowi próbującemu sprzedać jakieś dzieło miejscowej galerii, pisarzowi, którego księgarnia zaprosiła na podpisywanie nowej książki. W niektóre wieczory w ich domu znajdowała się cała grupa ludzi, których nie znał; zazwyczaj wyglądali na mniej zamożnych niż znajomi Andrei, mieli znacznie większy apetyt i skłonności do picia. Podejrzewał, że pani Cramond spędza pół dnia piekąc ciasta, ąuiches i chleb. Obawiał się, że nawet we wdowim stanie spędza życie w kuchni, szykując potrawy dla gości, ale Andrea powiedziała, żeby nie był idiotą; jej matka uwielbiała patrzeć, jak innym smakuje coś, co sama zrobiła. Pogodził się z tym, lecz części przelotnych gości tego domu, tym wpychającym ciastka i nadliczbowe butelki wina do kieszeni płaszczy, przyglądał się z przeświadczeniem, że jest świadkiem wyzysku rekompensacyjnego.

— Ci ludzie to intelektualiści — powiedział kiedyś Andrei. — Zakładasz tu salon, stajesz się przeklętą sawantką!

Tylko się uśmiechnęła.

Andrea kupiła od znajomej cztery syjamskie kotki. Jeden zdechł; dwóm samczykom nadała imiona Franklin i Phineas, a smukłej kotce — Tłusta Freddie; on uważał, że to przejaw przeklętej nostalgii. Ktoś dał pani Cramond spaniela wabiącego się Król Karol; nazywała go Cromwellem.

Same przygotowania do wizyty w ich domu wystarczały, by dobrze się poczuł; jazda tam przyprawiała go o niemal dziecinny dreszcz emocji; to miejsce było jego drugim domem, przytulnym i gościnnym. Czasami, zwłaszcza gdy już zdążył opróżnić parę kieliszków, musiał zwalczać w sobie niedorzeczną ckliwość na myśl o więzi łączącej matkę z córkę.

Dodał citroena CX do rangę rovera i GTi, po czym sprzedał wszystkie trzy i kupił audi ąuattro. Wyjechał służbowo do Jemenu. Stał pośród ruin dawnego Mocha, portu na wybrzeżu Morza Czerwonego; widział, jak ciepły wiatr znad Afryki przemieszcza ziarnka piasku wokół jego stóp i czuł niezmienną i surową obojętność pustyni, jej spokojne trwanie, ducha tych starożytnych ziem. Gładził dłonią zniszczone, dziobate ze starości kamienie i przyglądał się, jak tam, gdzie spadały fale, niebieskie, eksplodujące bielą pięści grzmią na otwartej złocistej dłoni brzegu.

Wszystko toczyło się swoim torem; Lennon padł od kul, Dylan popadł w bigoterię. Nigdy nie potrafił rozstrzygnąć, co go bardziej przygnębiło. Pracował w Jemenie, gdy Izraelczycy najechali południowy Liban, ponieważ w Londynie zastrzelono jakiegoś człowieka, oraz wtedy, gdy Argentyńczycy zeszli na ląd w Port Stanley. O tym, że jego brat, Sammy, służy w oddziałach specjalnych, dowiedział się dopiero wtedy, gdy tamten popłynął na Falklandy. Wróciwszy do Edynburga, pokłócił się z przyjaciółmi: jego zdaniem Argentyńczycy powinni oczywiście zatrzymać te cholerne wyspy, ale nie mógł zrozumieć, jak lewicujące partie mogą popierać imperializm faszystowskiej junty. Dlaczego zawsze słuszność musiała być po którejś stronie? Czemu po prostu nie powiedzieć: przekleństwo waszemu i naszemu domowi?