Выбрать главу

— Kto mówi, że są zdegenerowani? — sprzeciwił się Jong.

Neri wskazał na leżącą na pokładzie, wpatrzoną w nicość głowę.

— Tu masz dowód.

— Mówię ci, że to był przypadek. Nieporozumienie — upierał się Jong. — Sami jesteśmy sobie winni. Wtargnęliśmy tu zupełnie na oślep. To nie degeneracja, tylko przystosowanie. W miarę jak kolonia coraz bardziej uzależniała się od morza, dochodziło do mutacji i najwięcej dzieci pozostawiali po sobie ci, którzy najlepiej potrafili znieść bytowanie w podobnym środowisku. Statyczna cywilizacja nie zauważyłaby, co się dzieje, dopóki nie byłoby za późno, a nawet gdyby zauważyła, nie potrafiłaby nic na to poradzić. Nowi ludzie mogli się swobodnie poruszać po całej planecie. Przyszłość należała do nich.

— Tak jest, przyszłość dzikusów.

— Cywilizacja naszego typu na nic by się im zdała. Nie pasuje do tego świata. Jeśli spędza się większą część życia w słonej wodzie, raczej nie da się korzystać z elektrycznych maszyn, a krzemień, który można znaleźć prawie wszędzie, jest lepszy od metalu, który trzeba wydobywać spod ziemi i wytapiać. Możliwe, że ich inteligencja nieco się obniżyła. Raczej w to wątpię, ale jeśli nawet, to co? Nigdzie nie udało się nam znaleźć Starszych Gatunków. Być może celem istnienia wszechświata wcale nie jest inteligencja. Osobiście jestem przekonany, że ten lud na swój własny sposób wspina się z powrotem w górę. To jednak nie nasz interes. — Jong uklęknął i zamknął powieki Monsa. — Pozwolono nam zadośćuczynić za naszą zbrodnię — dodał cicho. — Możemy przynajmniej wybaczyć z kolei im? Mam rację? Ponadto… nie wiemy, czy gdzieś we wszechświecie żyją jeszcze jacyś ludzie poza nami i nimi. Nie, nie możemy ich zgładzić.

— Ale dlaczego zamordowali Monsa?

— Oddychają powietrzem — wyjaśnił Jong — i z pewnością muszą się uczyć pływać, tak jak płetwonogi. Nie potrafią robić tego instynktownie. Dlatego potrzebują terenów, na których mogliby się rozmnażać. Plemiona z pewnością zmierzają w stronę tej plaży. Grupa mężczyzn popłynęła przodem, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zobaczyli coś niezwykłego i straszliwego, co chodziło po ziemi, na której miały się urodzić ich dzieci, i zdobyli się na odwagę, by to zaatakować. Przykro mi, Mons — zakończył szeptem.

Neri osunął się na ławę. Wróciła cisza.

— Sądzę, że to prawidłowa odpowiedź — odezwał się po chwili II-maray. — Nie możemy tu zostać. Wracajcie natychmiast i ruszamy w drogę.

Regor skinął głową i dotknął urządzeń sterujących. Silnik obudził się, bucząc głośno. Jong wstał, podszedł do bulaja i wpatrzył się w morze, które rozciągało się na dole niczym płynne srebro. Potem skurczyło się i zniknęło, niebo nabrało twardości i pojawiły się gwiazdy.

Ciekawe, czym właściwie był ten dźwięk, pomyślał Jong. Najprawdopodobniej tylko wiatrem, tak jak mówił Mons, ale nigdy nie dowiem się tego na pewno.

Przez chwilę wydawało mu się, że znowu go słyszy, w bębnieniu energii oraz metalu i w tętnie własnej krwi — róg łowcy ścigającego zdobycz, która płacze podczas ucieczki.