– Dobrze, ale jeśli pan będzie potrzebował pomocy, proszę zawołać. Będę w pobliżu – obiecała i wycofała się.
Wróciłem do Laury, zastanawiając się, czy też byłem taki blady, zanim się obudziłem.
– Posłuchaj mnie, Lauro. Przemyślałem całą sprawę dokładnie i doszedłem do wniosku, że ja wplątałem się w to przypadkiem, natomiast ktoś dybał na twoje życie. Obudź się, bo musimy sobie to wszystko dobrze poukładać. No już, otwórz oczy! – Poklepałem ją po policzku. – Zrozum, że ktoś chciał cię zabić!
– Nie bij mnie, głuptasie!
Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i trzepnąłem ją w drugi policzek.
– Tak, masz rację, jestem głuptas. Wydała gardłowy dźwięk podobny do gniewnego mruczenia jej kota.
– Kiedy stąd wyjdę, pojadę do twojego mieszkania i zajmę się Nolanem i Grubsterem, tylko musisz mi powiedzieć, czego im trzeba. Obudź się, Lauro, pomyśl o swoich zwierzakach!
Powoli otworzyła oczy, choć nie od razu mnie poznała. Widziałem, jak stopniowo w jej oczach zapala się iskierka, co oznaczało, że umysł zaczyna pracować na pełnych obrotach.
– Cześć! – przywitałem ją. – Spokojnie, ładuj akumulatory. To może trochę potrwać, ale już ci niewiele brakuje.
– Mac, chyba to nie ty podałeś mi narkotyk? W życiu nie uwierzę. Dlaczego miałbyś to zrobić?
– Dobrze, że nie wierzysz, bo ja tego nie zrobiłem. Jeszcze dwie godziny temu też leżałem jak worek. Ktoś chciał załatwić nas oboje.
Zrobiła oczy jak spodki, jej wzrok nie był już zamglony.
– Tak mnie strasznie boli głowa! – poskarżyła się.
– Wiem, mnie też bolała, ale to przejdzie, mnie już prawie nie boli. Jak myślisz, kto mógł nas tak urządzić?
– Nie mam pojęcia. Ktoś musiał dosypać tego świństwa do kawy, bo oboje ją piliśmy. Ty nawet więcej, o ile pamiętam.
W tym momencie po mojej prawej stronie poruszył się jakiś cień. To detektyw Minton Castanga wszedł do sali, w której leżała Laura. Wyczułem, jak napięła mięśnie, przybierając postawę zaczepno-odporną.
– Był tu, jeszcze zanim się obudziłam. To jakiś nieprzyjemny facet. Odeślij go, Mac.
– Nie mogę, bo to policjant, ale nie bój się go. Detektyw Castanga z Komendy Policji w Salem próbuje odnaleźć tego, kto nas w to wpakował. Panie Castanga, pani Laura Scott obudziła się i może z nami rozmawiać.
Detektyw Castanga stanął po drugiej stronie łóżka Laury. W milczeniu przyglądał się jej przez chwilę, a potem swoim rozwlekłym głosem wycedził:
– Ma pani rację, że byłem tu już wcześniej. Przyglądałem się pani i próbowałem sobie wyobrazić, jak pani będzie wyglądać po przebudzeniu, ale moje przewidywania się nie sprawdziły. Cieszę się, że pani już doszła do siebie, bo musimy porozmawiać.
Na bladej twarzy Laury nie uzewnętrzniły się żadne emocje, ale bystrym, skupionym wzrokiem otaksowała detektywa i trudno było odgadnąć, co przy tym myślała. W końcu ledwo zauważalnie kiwnęła głową i oświadczyła:
– Proszę bardzo, panie śledczy.
– Agent MacDougal powiedział mi, że wczoraj w pani mieszkaniu byliście tylko wy, kot i ptak. Dobrze mówię?
– Tak, przynajmniej nie zauważyłam nikogo ukrytego w szafie. Jeśli ktoś tam był, musiał zachowywać się bardzo cicho.
– Słusznie pani przypuszczała, że wsypano wam fenobarbital do kawy. Prawdopodobnie był to ten sam preparat, jaki znaleźliśmy w pani apteczce.
– Ależ ja nie trzymam takich rzeczy w domu! Chyba że coś zostało po moim wuju George’u…
– Otóż to. Czemu nie wyrzuciła pani tych starych pigułek?
Laura wzruszyła ramionami, a przy tym ruchu zsunęło się z niej przykrycie. Bez namysłu poprawiłem prześcieradło i poklepałem ją po policzku.
– Bo ja wiem? Po prostu leżały sobie w apteczce. Słyszałam, że fenobarbital pomaga na kłopoty z zaśnięciem, więc trzymałam je na wypadek bezsenności. Przypuszczam, że nie było to zbyt mądre z mojej strony.
W jednej chwili detektyw Castanga zrzucił maskę spokojnej uprzejmości, a przeobraził się w cynicznego, podejrzliwego gliniarza.
– A więc, jeśli dobrze zrozumiałem, ktoś dostał się do pani domu, buszował w pani apteczce, nasypał wam obojgu fenobarbitalu do kawy, a pani przez cały czas nic nie zauważyła?
– Myślę, panie śledczy, że nie ma innej możliwości.
– A ja myślę, że jest. Równie prawdopodobne jest to, że pani nasypała tego środka do kawy i wypiła trochę dla zatarcia śladów.
Rzuciłem mu karcące spojrzenie, ale nie zauważył go, koncentrując się na osobie Laury.
– Rozumiem, chce mi pan wmówić, że podtrułam najpierw Maca, a potem siebie? A może byliśmy kochankami, którzy postanowili wspólnie popełnić samobójstwo? Proszę, niech więc mi pan powie, dlaczego miałabym zabić Maca?
– Ponieważ za dużo o pani wiedział i chciał panią zdemaskować.
Teraz ton jego głosu stał się ostry i sarkastyczny. Nachylił się nad Laurą, jakby rzucał jej w twarz oskarżenia. Zdecydowałem, że pozwolę mu na to przez trzy sekundy, nie dłużej.
– Przykro mi, panie śledczy, ale nie mam nic do ukrycia. – Już prawie chciałem przerwać to przesłuchanie, gdy Laura zmieniła ton na równie odstręczający jak ton detektywa. – Niech pan mnie zostawi w spokoju. Źle się czuję, głowa mnie boli i zimno mi, a pan z góry traktuje mnie jak przestępcę. Niech pan nie traci na mnie swojego cennego czasu, bo nie mam nic więcej do powiedzenia.
Detektyw Castanga wyprostował się, wyraźnie zaskoczony taką reakcją. Poznałem to po gwałtownym skurczu na jego policzku i nieco bardziej chrapliwym oddechu.
– Sądzę jednak, że próbowała pani zabić pana MacDougala, i mam zamiar to pani udowodnić.
– A to proszę bardzo, niech pan się zapędza we wszystkie możliwe ślepe uliczki za pieniądze podatników, widzę, że to panu jak najbardziej odpowiada. Rzygać mi się chce na widok takich gliniarzy jak pan!
Castanga próbował opanować śmiech, ale mu się to nie udało.
– Twarda z pani sztuka, pani Scott! Oj, coś mi się nie wydaje, żeby pani była tylko skromną bibliotekarką. Rozłożyła mnie pani na łopatki w pięknym stylu!
Miał rację, bo ona okazała się większym twardzielem niż on – trafiła kosa na kamień. Jednak śmiech detektywa Castangi ucichł równie szybko, jak się rozpoczął.
– Dobrze więc, dajmy na to, że przyjmę pani wersję. Załóżmy, że to pani była obiektem ataku. Zaczynajmy więc. Mac, przysuń sobie krzesło, bo jesteś cały roztrzęsiony. Nie musisz grać roli obrońcy pani Scott, bo widzę, że ona świetnie sobie radzi bez ciebie. Może podać pani aspirynę?
Laura zażyła aspirynę. Doktor Kiren jeszcze raz pobieżnie ją zbadała, skinęła nam głową i opuściła pokój. Castanga usadowił się wygodnie na krześle, z otwartym notatnikiem na udzie. Ja natomiast siedziałem sztywno wyprostowany.
– No, to mówcie – polecił. – Widzę, że dobraliście się w korcu maku, więc powiedzcie mi przede wszystkim, kto mógłby pragnąć śmierci pani Scott.
Oboje milczeliśmy, bo nie bardzo wiedzieliśmy, co powiedzieć. W końcu wzruszyłem ramionami i przystąpiłem do rzeczy.
– Dla jasności, panie Castanga, mówiłem już panu, że przede wszystkim przyjechałem do Edgerton ze względu na moją siostrę Jilly. Natomiast z panią Scott poznaliśmy się dopiero dwa dni temu.
Detektyw zdawał się nie wierzyć mi, bo uniósł brwi na dobre dwa centymetry w górę. Zwrócił się teraz do Laury, ale i ona nie udzieliła mu odpowiedzi, jakiej oczekiwał.
– Jakoś nikt taki nie przychodzi mi na myśl. W końcu jestem tylko bibliotekarką, nie znam się na tym.
W tym momencie nie miałem wątpliwości, że skłamała gładko i bez zająknięcia. Nie wiem, co pomyślał o tym detektyw, ale przez dłuższy czas przyglądał jej się uważnie.
– Wydaje mi się, Mac, że kłopoty zaczęły się wraz z twoim przyjazdem – oświadczył wreszcie. – Podaj mi nazwiska osób, z którymi miałeś do czynienia w Edgerton.