Выбрать главу

Grace była stanowczą kobietą, wysoką i szczupłą, z gęstymi, szpakowatymi włosami.

– Przypuszczam, że mógłby pan zatrzymać się „Pod Jaskrami”… – zaczęła z porozumiewawczym uśmieszkiem – ale Arlene Hicks nie jest zachwycona pańskim pobytem tutaj. Nawet nie przyjdzie jej na myśl, że przecież pieniądze nie śmierdzą. Powiedziała już panu, że nie ma wolnych pokoi, prawda?

Przytaknąłem, ale nie darowałem sobie kąśliwej uwagi:

– Może powinienem był ją uspokoić, że jeśli tylko nie szmugluje narkotyków, nie ma się czego obawiać?

– Cóż, nie można wykluczyć, że właśnie tym się zajmuje. Arlene to bardzo tajemnicza osoba. Mam dla pana coś lepszego, panie MacDougal. W południowej części miasta, prawie przy samym klifie, jest taki mały domek należący do Alyssuma Tarchera. Nazywa się „Chata pod Mewami”. W tej chwili stoi pusty, bo ostatni lokatorzy wyprowadzili się miesiąc temu.

– Ach, to świetnie! – Skończyłem kanapkę i wstałem od stolika. – Wybiera się pani na pogrzeb Charliego Ducka?

– Oczywiście, za nic nie opuściłabym takiej uroczystości. Przygotowałam już trzyminutowe przemówienie. Widzi pan, reprezentuję buddyjską grupę wyznaniową.

Uśmiechnęła się, widząc moje zmieszanie.

– Pani jest buddystką?

– Jeszcze nie całkiem, ale prawie dojrzałam do tego. Rzecz w tym, że według buddystów najłatwiej jest uzyskać wieczne zbawienie, czyli nirwanę. Wystarczy żyć uczciwie, myśleć uczciwie i odmawiać sobie właściwie wszystkiego. To już jest coś, prawda?

– Dobrze, ale skąd wiadomo, co jest uczciwe, a co nie? – odparowałem. Grace hardo podniosła głowę, ale tylko uśmiechnąłem się i wyszedłem. Potem zadzwoniłem do Tarchera i nawet się zdziwiłem, że patriarcha Alyssum sam podniósł słuchawkę. Poinformowałem go, że chciałbym wynająć „Chatę pod Mewami” i wyłuszczyłem powody. Nawet gdyby się okazało, że to on podał Laurze środek nasenny, w tej sytuacji nie miało to żadnego znaczenia. Prędzej czy później i tak by się dowiedział, gdzie ona przebywa. Poza tym sam chciałem, aby tutejsi mieszkańcy dowiedzieli się, że działamy ręka w rękę z Laurą, i w tym celu zaplanowałem okopanie się na ich własnym zapleczu.

– …więc sam pan rozumie, dlaczego nie mogę dopuścić, żeby pani Scott wróciła do domu – kończyłem wyjaśnienia. – Grace była taka miła, że poinformowała mnie o domku na klifie, który pan ewentualnie mógłby mi wynająć.

– No, to rzeczywiście niespodzianka, agencie MacDougal! – rzekł Alyssum Tarcher. – A więc będzie pan teraz pilnował pani Scott?

Z naciskiem dałem mu do zrozumienia, że Laura będzie teraz miała silną obstawę. Maggie ma zapewnić jej policyjną ochronę, ale ja wziąłem na siebie obowiązki głównego opiekuna.

– Wobec tego, panie MacDougal – sapnął potężnie Alyssum – wykażę obywatelską postawę i wynajmę panu ten dom na miesiąc za darmo!

Wprawdzie sprawy finansowe nie stanowiłyby dla mnie problemu, jednak podziękowałem mu wylewnie i umówiłem się na termin odbioru kluczy. Przewidywałem jedynie problemy ze skłonieniem Laury, aby wyprowadziła się z Salem i zamieszkała ze mną w Edgerton. No i może z wydobyciem od niej całej prawdy.

Do szpitala w Salem wracałem, mając na tylnym siedzeniu samochodu Grubstera i Nolana, a w bagażniku trzy walizki, do których załadowałem wszystko, czego Laura mogłaby potrzebować. Wjeżdżając windą na piąte piętro, wiedziałem już, jakim sposobem ją stąd wyciągnę.

14

Laura siedziała na brzegu łóżka. Zielona szpitalna koszula zsunęła się z jej lewego ramienia. Rozpromieniła się na mój widok.

– O, Mac, dobrze, że jesteś. Zaczynałam się już zbierać do wyjścia. Może byłbyś tak miły i odwiózł mnie do domu?

Zapewniłem ją, że zrobię to z przyjemnością. W szafie wisiały jej rzeczy, które miała na sobie, kiedy ją przywieźli, więc wyszedłem, aby mogła się przebrać. Przez ten czas uciąłem sobie pogawędkę z Haroldem Hobbesem, który nie krył swojego oburzenia.

– Co za draństwo, żeby jakiś skurwysyn chciał załatwić taką ładną babkę! – W tym przyznałem mu rację. – Ale tu nikt się nie zbliżył, nawet na przeszpiegi.

Zapukałem do drzwi pokoju i Laura odkrzyknęła, że już mogę wejść. Nie trzymała się jeszcze zbyt pewnie na nogach, ale wyglądała dużo lepiej niż przedtem. Pielęgniarka zwiozła ją windą na wózku, co wcale się jej nie podobało. Posadziłem ją na przednim siedzeniu taurusa i szybko zatrzasnąłem drzwi.

– Co to ma znaczyć, Mac? – zaczęła, kiedy sadowiłem się za kierownicą. Zamiast odpowiedzi odwróciłem się i rzuciłem w stronę tylnego siedzenia: – Cześć, chłopaki! Wszystko w porządku?

– Skuaak!

– A co u ciebie, Grubster? Nie usłyszałem odpowiedzi.

– Co tu się dzieje, Mac? – Laura domagała się wyjaśnień. Ja tymczasem wyjechałem ze szpitalnego parkingu.

– A nic takiego, zrobimy sobie małe wakacje. Wynająłem dla nas uroczy, mały domek nad morzem. Nazywa się „Chata pod Mewami”. Będziemy mieszkać razem i do tego za frajer, bo pan Alyssum Tarcher był tak wspaniałomyślny, że na miesiąc umorzył nam czynsz!

Laura przetrawiała tę wiadomość przez mniej więcej dwadzieścia dwie sekundy.

– Niemożliwe, muszę wracać do Salem, inaczej stracę pracę.

– Bynajmniej, bo załatwiłem ci dwa tygodnie bezpłatnego urlopu. Powiedziałem w bibliotece, że zachorowałaś na boreliozę, a sam podałem się za twojego brata. Rozmawiałem z niejakim panem Dirksonem i chyba zrobiłem na nim wrażenie. To chyba dobrze?

– A co z moim mieszkaniem?

– Powiedziałem administratorowi, że wyjechałaś, i poprosiłem, by miał je na oku.

– Nie mam nic do przebrania…

– Wszystko jest w bagażniku.

Na razie skończyły się jej wymówki, a tymczasem wyjechaliśmy z Salem i skręciliśmy na szosę 101.

– Uwierz mi, Lauro, naprawdę tak będzie lepiej – zapewniałem ją z uśmiechem. – Tyle tylko, że naszym gospodarzem jest Alyssum Tarcher, ale gdyby miał z tym zamachem coś wspólnego, i tak wiedziałby już, że się im wymknęłaś. Za to teraz niech wszyscy wiedzą, że nie jesteś sama, masz dobrą obstawę, a mianowicie niżej podpisanego.

– Co ty tam wiesz, Mac!

– Jeśli nawet nie wiem, to się niedługo dowiem. Nie myśl, że prowadzę cię prosto do jaskini lwa, bo będę tam z tobą i mam broń. Gdybyśmy uciekli, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, co naprawdę stało się w Edgerton, a szczególnie z moją siostrą.

Czekałem, co Laura na to powie, ale się nie odezwała, tylko po jakimś czasie kiwnęła głową. Tymczasem zaczęło padać. Najpierw była to tylko mżawka, potem rozpadało się na dobre.

– Przykro mi, ale nie zabrałem twojego płaszcza od deszczu – powiedziałem. Ale Laura nie odzywała się przez następne jedenaście kilometrów, aż musiałem spytać: – No więc jak? Dobrze będzie?

– Naprawdę chcesz, żeby całe miasto się dowiedziało, iż ktoś szykował zamach na moje życie? Albo zamierzasz trzymać się wersji, że chodziło o nas oboje?

– Powiedziałem już Alyssumowi, że sprawa dotyczy tylko ciebie. Kiedy dojedziemy do Edgerton, wstąpię jeszcze do Paula, żeby wziąć jakieś rzeczy na zmianę. Muszę też zobaczyć się z Maggie, bo może dowiedziała się czegoś nowego o Jilly. No i niedługo będą już znane wyniki sekcji zwłok Charliego Ducka.

– Uważasz, że jego śmierć ma coś wspólnego z tą sprawą, prawda?

– Mój szef w FBI, Duży Carl Bardolino, zwykł mawiać, że w naszej branży nie zdarza się coś takiego jak zbieg okoliczności.

– Skuaak!

– Na tylnym siedzeniu jest torebka z ziarenkami dla Nolana. Możesz mu dać trochę, jeśli uważasz, że jest głodny.

Samochód jadący za nami zamierzał nas wyprzedzić. Nie świadczyło to zbyt dobrze o jego kierowcy, jako że wchodziliśmy właśnie w zakręt. Na wszelki wypadek zwolniłem i zjechałem na prawy pas, aby go przepuścić.