Выбрать главу

Laura sięgnęła po torebkę z nasionami słonecznika i chciała coś powiedzieć, gdy rozległ się trzask, a zaraz potem drugi. Odruchowo odchyliłem się do tyłu, nim zdałem sobie sprawę, że to kula przebiła szybę w oknie po prawej stronie, minęła o centymetry moją szyję i wypadła na zewnątrz przez moje okno, pozostawiając na szybie siatkę pęknięć.

Skręciłem gwałtownie kierownicą w prawo, a potem zaraz w lewo, ledwo unikając zderzenia czołowego. Oczyma wyobraźni zobaczyłem siedzącego obok kierowcy mężczyznę podnoszącego pistolet. Tuż przed nami dostrzegłem ciemnoczerwoną hondę. Dodałem gazu, ale pod strachem Boga, bo przy takim deszczu mogliśmy łatwo wylecieć z szosy. Honda wyrwała się do przodu i ścięła ostry zakręt, ale wiedziałem, że taurus nie ma takiego przyspieszenia ani takiej zwrotności. Musiałem zwolnić, a zanim pokonałem zakręt, honda zwiększyła odległość między nami.

– O Boże, Mac, nic ci się nie stało?

– Nie, a tobie?

– Myślę, że nie, ale gdybym się akurat nie odwróciła…

– Wiem, wiem. Na razie usiądź normalnie i zapnij pas.

– Skuaak!

– W porządku, Nolan, niech ci się zdaje, że to taka fajna przygoda!

Laura zapięła pas, więc przyspieszyłem na tyle, że zdołałem wyprzedzić dwa wozy, chociaż z drugiego omal nie zdrapałem lakieru. W uszach zadźwięczały mi ich klaksony. Zbliżyłem się nieco do hondy.

– Chyba ich nie złapiemy, ale może uda nam się odczytać numer rejestracyjny – podsunąłem Laurze.

– Spróbuję – obiecała i opuściła przebitą szybę. Do środka wdarły się strugi deszczu.

Usiłowałem się odprężyć i swobodnie trzymać kierownicę, ale serce waliło mi mocniej, ilekroć spojrzałem na wylot kuli, otoczony pajęczyną pęknięć. Wyprzedziłem następny samochód – landrovera, którego kierowca puścił siarczystą wiązankę i pokazał mi obraźliwy gest palcem. Nie miałem mu tego za złe.

Od hondy dzieliło nas raptem ze czterdzieści metrów. Widziałem więc wyraźnie, jak z przedniego okna wychylił się mężczyzna z pistoletem w ręku i patrzył do tyłu.

– Padnij! – krzyknąłem Laurze. Posłusznie rozpłaszczyła się na tylnym siedzeniu i w tym samym momencie pasażer hondy oddał pięć czy sześć strzałów.

– Ty też masz spluwę, prawda, Mac? – spytała.

– Mam, ale muszę ich pilnować.

– To daj mnie, umiem strzelać.

Nie bardzo mi się to uśmiechało, a ściślej mówiąc, była to ostatnia rzecz, jakiej pragnąłem. Laura jednak zręcznie wyłuskała pistolet z kabury, którą miałem pod pachą.

– Wolałbym, żebyś tego nie robiła! Przynajmniej uważaj!

– Dobra, bylebyśmy mogli zbliżyć się do tej pieprzonej hondy!

Udało mi się zmniejszyć odległość do jakichś piętnastu metrów. Niestety, ten odcinek szosy 101 obfitował we wzniesienia, wiraże i wyboje. Dobrze, że przynajmniej deszcz nieco zelżał. Już prawie dostrzegałem numer rejestracyjny hondy, gdy znowu znikła za kolejnym zakrętem.

Laura ściskała kurczowo klamkę tylnych drzwi i czekała, tak skupiona i spokojna, że aż wydało mi się to podejrzane. Na wszelki wypadek zapytałem:

– Dobrze się czujesz?

– Ja świetnie, a ty siedź im na ogonie i spróbuj podjechać jeszcze ciut bliżej.

W jednej chwili wysunęła się do połowy przez otwarte okno i mimo siąpiącego deszczu wystrzeliła szybko połowę magazynka.

Kule roztrzaskały tylne okno hondy, prze? boczne natychmiast wychylił się mężczyzna z wycelowanym w nas pistoletem. Zanim jednak zdążył wypalić, Laura wystrzeliła dalsze trzy naboje. Najwyraźniej trafiła? bo widziałem, jak z jego ręki wyleciał pistolet i potoczył się po szosie, ale za zakrętem znów zniknęli nam z oczu.

Dodałem gazu i pokonałem zakręt, po to tylko, aby zobaczyć, jak na krótkim odcinku prostej honda zwiększa dystans dzielący ją od nas.

– Kurczę, myślałam, że ją trafię w tylne koło! – zżymała się Laura.

Po raz ostatni zobaczyliśmy hondę, jak znosiło ją po mokrej szosie, a kierowca usiłował wyprowadzić ją z poślizgu. U szczytu wzniesienia udało mu się to i błyskawicznie pomknął naprzód. Spróbowałem jeszcze przyspieszyć, ale przeszkodził nam deszcz. Na śliskim odcinku taurus wykonał pełny obrót w miejscu i zatrzymał się na poboczu o niecałe dwa metry od rowu.

– Cholera, nie zdołaliśmy spisać numerów! – narzekała Laura.

– No i dranie nam uciekli. Na drugi raz wynajmę porsche.

Teraz dopiero Laura zaczęła się śmiać, ja też się roześmiałem, a że oboje byliśmy napompowani adrenaliną, śmiech cudownie rozładował napięcie. Najważniejsze, że oboje wyszliśmy z tego z życiem. Aby się zupełnie uspokoić, zaczęliśmy głaskać Grubstera i czule przemawiać do Nolana.

– Wszystko w porządku? – spytałem. Przytaknęła, nie przestając drapać Grubstera za uszami.

– Jezu, Mac, serce mi wali jak młotem. Kurczę, przecież byliśmy o włos od śmierci! Poziom adrenaliny tak mi się podniósł, że chyba mogłabym wyfrunąć przez to rozpieprzone okno!

Nachyliła się do mnie i zawadziła łokciem o kierownicę, chcąc zarzucić mi ręce na szyję. Grubster siedział między nami, mrucząc z ukontentowania. Przytuliłem Laurę tak mocno, że aż czułem przy swoim boku bicie jej serca i ciepły oddech na szyi. Rzeczywiście, chwała Bogu, że przeżyliśmy tę strzelaninę, bo mało brakowało… Pobieżnie obejrzałem uszkodzenia taurusa. Miał jedno wybite okno, a drugie, po stronie kierowcy, pokryte siateczką pęknięć, z małym, okrągłym otworem w środku. Szkoda, że nie zatrzymało kuli, gdyż przydałby się jakiś konkretny dowód.

– Co teraz robimy? – spytała Laura. Spodobało mi się, że mówiąc to, nie zmieniła pozycji.

– Gdybym miał przy sobie komórkę, zadzwoniłbym do Castangi, a może nawet do prezydenta i szefa Sztabu Generalnego.

– Mojej też nie mam, została na stole w jadalni… – wyszeptała mi w szyję.

– Skuaak!

– O rany, zapomniałam zupełnie o Nolanie i Grubsterze!

Przesadziła Grubstera ze swoich kolan na tylne siedzenie, a Nolanowi dała garstkę nasion słonecznika. Tymczasem Grubster przeciągnął się, zaczepiając przednimi łapami o oparcie mojego siedzenia. Wydał mi się w tym momencie nieomal tak wysoki, jak ja. Nie potrwało długo, a już przeskoczył z powrotem na kolana Laury i zwinął się tam w kłębek.

Sięgnąłem ręką, aby złapać pasemko włosów, które wymknęło się spod klamry podtrzymującej uczesanie Laury. Zacząłem miąć to pasemko w palcach, na co nie zareagowała.

– Tak się cieszę, że jeszcze żyjemy! – wyznała rozmarzonym głosem.

– Chyba najbardziej z nas wszystkich cieszy się Grubster.

Kocur mruczał tak donośnie, że musiała podnieść głos, abym ją słyszał. Przyjąłem więc normalną pozycję za kierownicą, bębniąc w nią palcami.

– To był świetny strzał – dodałem jeszcze.

– Dziękuję.

Uśmiechnąłem się do niej, zastanawiając się, jak bardzo przypomina to prawdziwy uśmiech.

– Teraz przynajmniej wiem, co przede mną ukrywałaś. Jesteś gliną, Lauro, i to tajniakiem, bo podawałaś się za bibliotekarkę. Mam rację?

Na jej twarzy odbiły się kolejno różne emocje, od powątpiewania poprzez strach do poczucia winy. Pewnie w końcu zdała sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia, tylko musi powiedzieć prawdę.

– Możesz mi zaufać, Lauro – zachęciłem. – Nie mam zamiaru cię skompromitować, zdekonspirować ani oczernić przed przełożonymi. Uważam tylko, że powinnaś wprowadzić minie w swoje zadanie, bo za wiele razem przeszliśmy, abyś mogła mnie teraz zostawić na lodzie. Jeśli nie będę poruszał się po omacku, będę mógł ci pomóc.