Выбрать главу

Zanim podjęła decyzję, zaczerpnęła głęboki oddech. Trzymałem ją przy tym za rękę i przysiągłbym, że jej oczy pojaśniały co najmniej o dwa tony. Przypuszczalnie zrozumiała już, że nie ma sensu dalej brnąć w kłamstwach.

– Tak, jestem gliną – wyznała wreszcie. Kiwnąłem tylko głową, aby nie przeszkadzać jej w dalszych wynurzeniach. Grubster nadal mruczał melodyjnie, uderzając do taktu ogonem w górę i w dół. Laura nerwowo zacisnęła w dłoni kępkę jego sierści. – Oni chcieli mnie zabić! Pomyśleć tylko, co by było, gdybym nie odwróciła się po te ziarenka dla Nolana…

– Zawrzyjmy układ – zaproponowałem, podnosząc szybko swój pistolet z siedzenia i chowając go z powrotem do kabury. Wygładziłem nad nim marynarkę i przyciągnąłem Laurę do siebie. Między nami leżał kot, a ja usadowiłem się tak, aby Laura mogła oprzeć się głową o moje ramię. Nasze czoła zetknęły się i ująłem w dłonie jej głowę. – Za długo już dźwigałaś ten ciężar sama. Teraz będę cię wspierał. Masz pojęcie, czego będziemy w stanie dokonać we dwójkę?

– Niewiele dokonamy, odkąd się zdekonspirowałam. Teraz już muszę cię wtajemniczyć we wszystko, bo moje instrukcje straciły aktualność.

– No więc mów, słucham.

Pracuję w DEA, to znaczy w brygadzie antynarkotykowej. Jeszcze ze szpitala zadzwoniłam do szefa i zameldowałam mu, że chciano mnie otruć. Kazał mi się na razie przyczaić i czekać, aż spróbuje przewąchać, co oni już wiedzą i jak się tego dowiedzieli. Oczywiście wspomniałam mu o tobie, ale wtedy jeszcze bardziej się zawziął, że niby nie po to tyramy jak dzikie osły, żeby FBI zdmuchnęło nam sprawę sprzed nosa. Przepraszam cię, Mac, że musiałam cię okłamywać.

– Ten wasz szef musi być strasznie pewny siebie, ale chyba jeszcze nie załapał, że to był zamach na twoje życie!

– Na razie zdążyłam zdobyć kwalifikacje dyplomowanej bibliotekarki. Przyswoiłam prawie cały materiał wymagany na tym stanowisku.

– A jak się naprawdę nazywasz?

– Laura to moje prawdziwe imię, zmieniłam tylko nazwisko, bo naprawdę nazywam się Bellamy. Przybyłam tu przed czterema miesiącami w tajnej misji dotyczącej narkotyków…

– …a także Paula i Jilly, prawda? – dodałem powoli, przyglądając się jej uważnie. Laura zbladła, lecz z odpowiedzią zwlekała, mając świadomość, że to, co powie, może mnie zmartwić. Pomogłem jej więc: – No, wyrzuć to wreszcie z siebie!

Tymczasem Grubster głośno miauknął, więc Laura zwróciła się najpierw do niego:

– Prześpij się teraz, Grubster, masz dosyć wrażeń jak na jeden dzień. – Przymknęła oczy, przebierając palcami w futrze kota. Po chwili jego mruczenie wypełniło wnętrze samochodu i dopiero wtedy Laura zaczęła mówić: – Jakieś pięć miesięcy temu policyjne jednostki prewencji zaalarmowały nas, że wynaleziono nowy narkotyk, szybko uzależniający i tani w produkcji.

– Czyli coś, o czym marzy każdy dealer?

– Właśnie, przynajmniej takie pogłoski miał rozgłaszać niejaki John Molinas. Podejrzewaliśmy, że szmugluje prochy na większą skalę, ale nie mieliśmy na to dowodów. W przeszłości miał powiązania z mafią narkotykową, której bossem był Del Cabrizo.

– Coś o nim słyszałem.

– Czasem pojawia się w Stanach, ale tylko po to, aby zagrać nam na nosie. Mnie natomiast przysłano tutaj, gdy doszły nas słuchy, że w tę sprawę zamieszany jest miejscowy rekin finansowy, mianowicie pan Alyssum Tarcher.

Muszę przyznać, że mnie zatkało, wytrzeszczyłem na nią oczy.

– Tarcher jest wspólnikiem Dela Cabrizo?

– Gorzej, bo John Molinas jest szwagrem Tarchera. Pewnie dlatego wciągnął go w swoje nieczyste interesy.

– No, to rzeczywiście sensacja! – przyznałem. – Wiedziałem, że to wpływowy facet, a tu się okazuje, że do tego kawał drania!

– Na to wygląda. Nas to też trochę zaskoczyło, bo przez ostatnie kilka lat John Molinas siedział cicho. Nie wiedzieliśmy, czy sumienie go ruszyło, czy może lekarz wykrył u niego raka? Dopiero kiedy do tej układanki doszlusował jeszcze Alyssum Tarcher, nietrudno było skojarzyć to z niespodziewanym przybyciem z Filadelfii dwojga biegłych farmakologów, Paula i Jilly Bartlettów, którym Tarcher sprzedał dom za symboliczną cenę. Zestawiliśmy z sobą te fakty i wzięliśmy na spytki ich poprzednich pracodawców, firmę VioTech. Udało się nam wyciągnąć od nich, że Paul i Jilly pracowali przedtem nad specyfikiem wspomagającym pamięć. Brzmi to jak pomysł z kiepskiej powieści, ale nasi ludzie powtórzyli całe doświadczenie i przekonali się, dlaczego VioTech nakazał przerwać prace nad tym środkiem. Może on i coś poprawiał, ale przede wszystkim był toksyczny jak jasna cholera. Zwierzęta laboratoryjne dostawały po nim obłędu. Bartlettowie wpakowali miliony dolarów w preparat, który nie nadawał się do niczego! To jednak nie wyjaśnia, dlaczego ni stąd, ni zowąd przenieśli się do Edgerton. Wprawdzie Paul stąd pochodzi, ale to jeszcze słaby powód.

– Na pewno stał za tym Alyssum Tarcher – podsunąłem.

– Zgadza się i właśnie dlatego podjęłam pracę bibliotekarki w Salem, inaczej nie byłam w stanie zbliżyć się do naszych głównych bohaterów. Myślałam, że Grace przyjmie mnie do pracy w swoich delikatesach, ale nie potrzebowała pomocy. Nie mogłam tak sobie wprowadzić się do Edgerton, bo w takim małym miasteczku byłoby to podejrzane.

– Ale dlaczego wybrałaś właśnie bibliotekę?

– Mac, naprawdę mi przykro, że muszę to powiedzieć, ale wyśledziliśmy, że Jilly Bartlett regularnie trzy razy w tygodniu przyjeżdża do biblioteki w Salem. I jeszcze raz cię przepraszam, ale nasz wywiad wykrył, że spotyka się tam z kochankiem, miejscowym torakochirurgiem. Na miejsce schadzek wybrali akurat dział naukowy i dlatego musiałam się tam zatrudnić. Prawdziwy bibliotekarz dostał nieograniczony, płatny urlop, a ja postarałam się zaprzyjaźnić z Jilly, co mi się udało.

Wyłowiłem z tej informacji tylko jeden, interesujący mnie fakt.

– Jilly miała kochanka? I trzy razy w tygodniu spotykała się z nim w bibliotece?

– Tak, chociaż nie udało nam się dojść, gdzie i jak się poznali. Na razie nie mamy powodów podejrzewać, że może być zamieszany w to, co dzieje się w Edgerton.

Zauważyłem, że mija nas policyjny wóz patrolowy, którego załoga nas obserwuje. Pomachałem im ręką i włączyłem silnik.

– Zawróćmy do baru McDonalda, koło którego przejeżdżaliśmy – zaproponowałem. – Chciałbym trochę odetchnąć i napić się kawy.

Musieliśmy się cofnąć około siedmiu kilometrów autostradą nr 133. Oprócz McDonalda znajdowały się obok siebie zajazdy „U Denny’ego” i „U Wendy”, a każdy z tych lokali dysponował własną stacją benzynową.

Grubster nie zbudził się, kiedy wsadziliśmy go do pojemnika transportowego, a Nolan bez protestu pozwolił przykryć swoją klatkę.

Przy Big Macach i kawie podsumowałem:

– A więc twoja tajna misja trwała cztery miesiące. Czego się w tym czasie dowiedziałaś?

– Na temat Jilly i Paula?

– Oczywiście. Gówno mnie obchodzą Molinas, Tarcher, a nawet Del Cabrizo!

– Jeszcze raz cię przepraszam, Mac, ale prawda jest taka, że Jilly od początku mnie okłamywała. Wmówiła mi, że chce za wszelką cenę zajść w ciążę i że nie ma wykształcenia. Nie doszłam jeszcze, czy chciała tym sposobem chronić siebie, czy mnie, ale mimo wszystko naprawdę ją lubię. Kiedy powiedziałeś mi, że nie może odzyskać przytomności, byłam wstrząśnięta. Ona ma w sobie tyle radości, że gdy wbiega do pokoju, z rozwichrzonymi włosami, powiewając spódniczką, od razu robi się jaśniej. Wydawało mi się, że byłyśmy ze sobą zaprzyjaźnione, ale najwyraźniej nie na tyle, aby szczerze otworzyła się przede mną.

– Dosyć tego, Lauro! – zdenerwowałem się. – Nie masz żadnego haka na Jilly ani na Paula i nic takiego nie znajdziesz. W życiu nie uwierzę, żeby moja siostra miała coś wspólnego z narkotykami! Przecież oboje z Paulem są naukowcami, nie kryminalistami, na miłość boską! To ludzie z zasadami moralnymi, którzy na pewno nie wynaleźliby jakiegoś świństwa do trucia ludzi. Mylisz się co do nich, Lauro, a przynajmniej co do Jilly.