Broniłem Jilly zażarcie, jak brat siostry, nie zważając, że zachowuję się agresywnie i obraźliwie. Nie mogłem ani nie chciałem przyjąć do wiadomości, że moja siostra byłaby zdolna do uczestnictwa w tak niecnym procederze. Nie powstrzymałem się też od zadania Laurze złośliwego pytania, choć czułem się przy tym podle:
– Nadal utrzymujesz, że ani razu nie przespałaś się z Paulem?
– Nie – odpowiedziała rzeczowo, ale czułem, że ją zaskoczyłem i uraziłem. Upuściła trzymaną w ręku frytkę z powrotem na talerz i uzupełniła: – Jilly nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego. W gruncie rzeczy nadal kocha Paula.
– A mówiła, że ją zdradziłaś! – przypomniałem. – Myślałem, że miała na myśli twój romans z Paulem, gdy tymczasem chodziło całkiem o co innego. Pewnie domyśliła się, że jesteś agentką, prawda?
– Chyba tak, choć nie mam pojęcia, jak na to wpadła. Musiałam się przy niej z czegoś wygadać. W każdym razie na pewno zarówno ona, jak i Paul wiedzieli już o tym tamtej fatalnej nocy. Wystarczyło, że ktoś z nich wykonał telefon do Molinasa. To on jest odpowiedzialny za wszystko, co się potem zdarzyło.
– Teraz znów sugerujesz, że moja siostra uczestniczyła w planowaniu morderstwa? Nigdy w to nie uwierzę. Pewnie Molinas sam cię rozszyfrował, Jilly nie potrafiłaby nikogo wkopać.
Laura ujęła moją rękę w obie swoje dłonie.
– Zauważ, że znikła, ledwo wybudziła się ze śpiączki – tłumaczyła. – Zorientowała się, że współdziałamy, i wolała się ukryć.
– W takim razie, dlaczego Paul nie ukrył się razem z nią?
– Nie wiem, choć dużo o tym myślałam. Może dlatego, że nie mamy przeciw żadnemu z nich bezpośrednich dowodów? Natomiast chciałabym ci powiedzieć coś jeszcze. Przez ostatnie dwa miesiące Jilly zachowywała się dziwnie. Wciąż rozprawiała o seksie i dowodziła, że teraz sprawia jej dużo większą przyjemność niż kiedyś. Wracała do tego w każdej rozmowie, a kiedy przechodziłyśmy na inne tematy, zdarzało się, że mówiła zupełnie od rzeczy, jakby duchem była gdzie indziej.
– Sądzisz, że testowała własny wynalazek na sobie?
– Nie chcę nic sugerować, ale zachowywała się inaczej niż zwykle.
Wolałem nie rozwijać tego tematu, bo zbyt świeże było jeszcze w mojej pamięci wspomnienie ostatnich odwiedzin Jilly w lutym zeszłego roku. Zamiast tego zapytałem:
– A gdzie się w tej chwili obraca Molinas? Czy widział się z Jilly i Paulem, pokazał się choć raz w ich domu lub domu Tarcherów?
– Nie, ale faktem jest, że to Alyssum Tarcher sprowadził Paula i Jilly do Edgerton, sprzedał im dom na korzystnych warunkach, a Jilly sprezentował porsche. Przykro mi, Mac, ale takich rzeczy nie robi się bez powodu! Zakładamy, że zadaniem Paula i Jilly było takie udoskonalenie tego preparatu, aby stał się mniej toksyczny lub bardziej uzależniający. Wtedy można by skierować go do masowej produkcji i rozprowadzać choćby na ulicach.
– Dobra, załóżmy, że masz rację, ale musiałby to być jakiś superśrodek, który fundowałby klientom taki odlot, jakiego jeszcze nie przeżywali. Czy ten środek tak działał?
– Nie wiemy dokładnie, ale na pewno miało to coś wspólnego z seksem.
Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić Jilly opętanej obsesją seksu!
– To znaczy, że facetowi staje jak po viagrze, a potem tylko leży i przeżywa orgazm za orgazmem?
– Być może, w każdym razie badania przeprowadzane przez VioTech wykazały istotne zmiany w zachowaniach płciowych zwierząt laboratoryjnych. Wykraczały one poza przyjęte ramy i często przybierały charakter wyraźnie agresywny. Oczywiście potrzeba na to więcej dowodów, ale przypuszczam, że niektóre wyniki Jilly i Paul mogli zabrać ze sobą. Wprawdzie szef kazał mi się przyczaić, ale nie mogłam wytrzymać, żeby przynajmniej nie próbować czegoś przewąchać. Nie wiem, jak daleko zdążyli się posunąć w udoskonalaniu tego narkotyku, ale usiłuję nie dopuścić do jego rozpowszechnienia. Nie wiem tylko, jak się do tego zabrać.
– W każdym razie, Lauro, nie mam zamiaru zaprzestać poszukiwań mojej siostry. Nie widzę też innego wyjścia poza połączeniem naszych wysiłków.
– Tak, ale i ty możesz mieć kłopoty w swojej firmie. Przede wszystkim jednak nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo. W końcu wplątałeś się w to wszystko przypadkowo, a już o mały figiel nie przypłaciłeś tego życiem. Nie zniosłabym, gdyby tak się stało!
– Coś podobnego! – udałem zdziwienie. – Przecież znamy się dopiero od dwóch dni.
– Dziwne, prawda?
– Daj spokój, Lauro, przecież wiesz równie dobrze jak ja, że jeśli nie zawiadomisz swojego przełożonego o tej strzelaninie na szosie, to twoja kariera w DEA szybko się skończy. Jesteś w niebezpieczeństwie i powinnaś myśleć przede wszystkim, jak ratować swoją skórę. Najlepiej byłoby wyjechać na przykład na Bainbridge Island i zamelinować się w jakimś motelu. Dobrze ci radzę, zrób to.
– Ależ ja nie chcę wszczynać alarmu, tylko znaleźć Jilly! – zaprotestowała Laura. – Gdybym zadzwoniła do mojego szefa, na pewno kazałby mi się usunąć i nasłałby na to miasto całą brygadę antynarkotykową. Tym sposobem nic by nie znalazł, bo ci ludzie są na to za sprytni.
– Tymczasem Jilly i Paul ulotniliby się pociągiem – uzupełniłem. – Muszę się upewnić, czy naprawdę tkwią po uszy w szambie, czy tylko wplątali się w to przypadkiem, jak ja dwa dni temu.
Oczy Laury zabłysły, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
– Lauro… – zacząłem, ale nie dała mi skończyć.
– Nie, Mac, to musi być moja decyzja. Na dłuższą metę nie mam zamiaru odwracać się plecami ani do Jilly, ani do ciebie. Będę z tobą współpracować.
– Świetnie! – Uśmiechnąłem się do niej i powoli próbowałem rozgiąć jej ściśnięte palce. – Jesteśmy oboje zawodowcami i wiemy, jakie podejmujemy ryzyko. Wracasz ze mną do Edgerton?
– Tak, bo nie widzę innego wyjścia. Dopiłem do końca kawę, która tymczasem zdążyła wystygnąć.
– Czy w tamten wtorek Paul rzeczywiście dobierał się do ciebie? – zaryzykowałem, spoglądając na nią spod oka.
– Owszem.
– Tak też myślałem – westchnąłem. – Paul nie umie tak dobrze kłamać jak ty.
– On nie jest agentem, tylko naukowcem, a my mamy to prawie w genach. W tej sprawie prawda tak często miesza się z kłamstwem, że można się pogubić. No, ale jeśli wrócimy do Edgerton, zagramy im wszystkim na nosie.
– Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, aby próbowali wyciąć jakiś numer w Edgerton. Zwłaszcza, kiedy Alyssum Tarcher wynajmie nam mieszkanie i wszyscy będą wiedzieli, że jestem z tobą. Pod latarnią jest najciemniej.
– Nie tak bardzo, bo ci dranie mają taki tupet, że mogą równie dobrze stuknąć nas na Piątej Alei, jak na szosie 101. To już nie twoja działka, Mac.
– Masz rację, bo to więcej niż moja działka. Tu chodzi o moją siostrę! Daj spokój, Lauro, bo sama wiesz najlepiej, że będę ci potrzebny. W końcu jestem z FBI, a zacznę akcję od tego, że ściągnę tu dwoje moich kolegów z Waszyngtonu, agentów Savicha i Sherlock.
Musiałem zamówić rozmowę na rachunek adresata, bo nie miałem przy sobie dosyć drobnych na automat. Na szczęście zastałem ich w domu i w ciągu piętnastu minut wyjaśniłem, w czym rzecz. Po powrocie do stolika mogłem z zadowoleniem poinformować Laurę:
– No, wkrótce zrobi się nas dwa razy więcej. Sherlock i Savich niedługo tu będą.