Выбрать главу

Na przedmieściach Edgerton zadecydowałem:

– Musimy wstąpić do Tarchera po klucz do naszej „Chaty”. Na razie nie chcę go podpuszczać, ale nie wierzę, aby mógł jeszcze o nas nie wiedzieć. Molinas musiał dać mu cynk.

Znów zaczęło padać. Zauważyłem, że Laura drży, więc włączyłem ogrzewanie.

– Za parę minut powinno zrobić się cieplej.

– Ależ mnie tu jest zupełnie dobrze.

Przechyliła się do tyłu i pogłaskała po głowie Grubstera. Wyjęła go z pojemnika transportowego i kot wyciągnął się na tylnym siedzeniu na całą swoją długość, przyciskając nos do klatki Nolana.

W taką pogodę nawet okazały dwór Tarcherów prezentował się nader żałośnie. Sytuacja wyglądała na beznadziejną, więc biegiem przebyłem drogę od samochodu na werandę, odwracając się jeszcze, by gestem dać Laurze znak, że ma zostać w wozie. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że zostawiam ją samą, a więc bardziej narażoną na atak. Mimo deszczu zawróciłem więc do taurusa, otworzyłem drzwi i wręczyłem Laurze swój rewolwer. Ze słowami: „Trzymaj go dobrze”, zamknąłem ponownie drzwi.

Służąca ubrana w dżinsy i sweter wprowadziła mnie do przestronnego holu i poprosiła, bym zaczekał. Wolała najwidoczniej, żebym ociekał wodą na marmurowej posadzce niż na dębowych parkietach salonu.

Z kuchni położonej na zapleczu wyłonił się, pogwizdując, Cotter Tarcher. Na mój widok stanął jak wryty.

– Co się stało? Czyżby Jilly się znalazła?

– Nie, przyjechałem tylko po klucz do „Chaty pod Mewami”, którą wynajął nam pański ojciec. Laura Scott i ja pomieszkamy tam przez jakiś czas.

– Po co? – Patrzył na kałużę wody u moich stóp. Sam miał na sobie dres i adidasy, ale suche jak pieprz.

Zamiast odpowiedzi zrewanżowałem się pytaniem:

– To panowie obydwaj pracujecie w domu?

– Przeważnie tak. Zwykle kończę robotę około piątej i idę pobiegać albo poćwiczyć w siłowni. Ale dlaczego pan z Laurą chcecie wprowadzić się do naszej „Chaty”?

– Ponieważ ktoś próbował ją zabić, więc myślę, że będzie bezpieczniejsza tu ze mną niż sama w Salem. Nie za mokro dzisiaj na bieganie?

– Pewnie, dlatego dziś ćwiczyłem w siłowni. Gdzie jest Laura Scott?

– W samochodzie.

– A ona zna Jilly?

– Nawet bardzo dobrze.

Ze schodów po mojej prawej stronie zszedł majestatycznym krokiem Alyssum Tarcher. Robił wrażenie tyleż bezczelnego, co inteligentnego, jego wzrok był bardziej wyzywający niż wzrok syna. Jakimś dziwnym trafem wydał mi się też wyższy niż wczoraj.

– O, pan MacDougal, witam! – Wylewnie uścisnął mi rękę. – Proszę, tu jest klucz do „Chaty pod Mewami”. Sprawdziłem, że w środku jest wysprzątane i telefon działa. Ogrzewanie także, co jest ważne zwłaszcza przy tej pogodzie. Czy ta pani Laura Scott przyjechała z panem?

– Tak, czeka w samochodzie z pistoletem gotowym do strzału, ponieważ usiłowano ją zabić.

Napomknąłem o tym celowo, ale zdecydowałem się nie wspominać o istnieniu Grubstera i Nolana, aby nasz gospodarz, pod pretekstem, że nie życzy sobie zwierząt, nie wycofał się z umowy. Podziękowałem mu tylko i zabierałem się do odejścia, gdy mnie zatrzymał:

– W razie jakichś problemów, niech pan do mnie zaraz dzwoni.

– Tak, ojciec zawsze przeżuwa każdy problem i wypluwa gotowe rozwiązanie! – dodał Cotter. Alyssum Tarcher roześmiał się dobrodusznie i szturchnął syna w ramię.

– Kto tam jest, Aly? Elaine Tarcher nie czekała na odpowiedź, tylko lekko zbiegła ze schodów. Podobnie jak syn, miała na sobie dres i adidasy. W tym stroju nie wyglądała na dużo starszą niż Cal. Nagle uświadomiłem sobie, że nie myślałem o Cal już od dłuższego czasu. Z daleka ukłoniłem się pani Tarcher i uprzedziłem:

– Niech pani nawet nie zbliża się do mnie, bo jestem cały mokry.

– Widzę, widzę. Słyszeliśmy też, że miał pan jakieś zatrucie. Dobrze się pan już czuje?

– Dziękuję, w porządku. Czy małżonek uprzedził panią, że Laura Scott i ja wprowadzamy się na jakiś czas do „Chaty pod Mewami”?

– Tak, powiedział mi też, że ktoś planował zamach na życie pani Scott. Nie przywykliśmy do tego w naszym mieście, agencie MacDougal! Chyba to pan sprowadził na nas te wszystkie nieszczęścia, bo do chwili zamordowania biednego Charliego Ducka Edgerton nie miało nigdy problemów z przestępczością. Dowiedział się pan może czegoś nowego o Jilly?

Odpowiedziałem przecząco, a po trzech minutach, w strugach deszczu, ponownie pokonałem biegiem odcinek drogi do samochodu. Zmokłem tak, że trząsłem się z zimna jeszcze pięć minut po włączeniu ogrzewania. Laura zatkała rozbite okno swoją kurtką, co chroniło wnętrze przed deszczem, ale nie przed uciekaniem ciepła na zewnątrz.

Po drodze wstąpiłem do domu Paula i nawet się ucieszyłem, że go nie było. Prawdę mówiąc, nie byłem przygotowany na konfrontację z nim, a nie chciałem go tak wystraszyć, aby uciekł lub może nawet znikł jak Jilly. Spakowałem tylko swoje rzeczy i zostawiłem dla Paula liścik z informacją o moim aktualnym miejscu pobytu. Oczywiście z niczego mu się nie tłumaczyłem.

Podjechaliśmy jeszcze do sklepiku spożywczego o nazwie „Nad Zatoką”, aby zaopatrzyć się w niezbędne produkty. Za każdym razem Laura pozostawała w samochodzie, trzymając na kolanach mój pistolet.

Ściemniło się już, zanim przybyliśmy do „Chaty pod Mewami”, położonej zaledwie około piętnastu metrów od skraju klifu. Wyobrażałem już sobie, jaki za dnia musi być stamtąd widok na wybrzeże Oregonu! Teraz jednak, po ciemku i przy zimnym, ulewnym deszczu wszystko wydawało się czarne i jednostajne. Do tego całkowicie bezwietrzna pogoda sprawiała, że strugi deszczu uderzały w ziemię prawie prostopadle. Surowość krajobrazu łagodziło jedynie chyba ze sześć świerków.

Otrzymanym od Tarchera kluczem otworzyłem drzwi, sprawdziłem, czy wewnątrz wszystko jest w porządku, i dopiero wtedy pozwoliłem Laurze wejść.

15

O siódmej wieczorem siedzieliśmy z Laurą przy kominku i jedliśmy kolację – rosół z makaronem i gorące bułeczki ociekające masłem. Grubster spałaszował dwie puszki karmy dla kotów i spał teraz smacznie u stóp Laury, od czasu do czasu podrygując przez sen. Klatkę Nolana Laura przykryła na noc.

– To było pyszne! – Odchyliła się do tyłu i ziewnęła.

– Rzeczywiście. – Z trudem sam stłumiłem ziewnięcie. – Myślałem, że ten dzień nigdy się nie skończy.

– To za mało powiedziane.

Byłem już zanadto zmęczony, aby na poczekaniu wymyślić dowcipną odpowiedź. Rzuciłem więc tylko:

– A chciałabyś to dokończyć? Laura spojrzała na drzwi chaty, nawet nie próbując ukryć napięcia.

– Nie – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że tu, w Edgerton, nie ośmielą się wyciąć żadnego numeru.

– Też tak sądzę. Jutro odbędzie się pogrzeb Charliego Ducka. Mam zamiar przedstawić cię reprezentantom miejscowej społeczności i zacząć rzucać się w oczy Tarcherowi. Natomiast z Paulem musimy obchodzić się jak z jajkiem, bo nie chciałbym, żeby uciekł.

– Głowę dam, że Paul w życiu się do niczego nie przyzna. Będzie się starał raczej chronić Jilly.

Przypuszczalnie miała rację. Wyobraziłem więc sobie, co by się stało, gdybym tak złapał Paula za kark, podniósł w górę i porządnie potrząsnął?

– Poczekajmy, aż dołączą do nas Sherlock i Savich – postanowiłem. – Wtedy razem wybierzemy odpowiednią taktykę. Oni wiedzą, że musimy działać szybko.

– Widzę, że twoi koledzy są bardzo dyspozycyjni.

– Oboje pracują w tym samym wydziale, ale on jest wyższy rangą. Jego przełożony, Jimmy Maitland, zwykle daje mu wolną rękę, a zresztą nie wykonują tu zadania służbowego, tylko robią mi koleżeńską przysługę. Są świetnymi pracownikami i moimi dobrymi kumplami, więc może spojrzą na sprawę świeżym okiem i wyłapią szczegóły, które uszły naszej uwadze. Miewają nieraz świetne pomysły i zawsze można na nich liczyć.