Выбрать главу

– Ostatnio ty poleciałaś na mnie, więc lepiej nic już nie mów.

Poklepała mnie po policzku i w ślad za Cal weszła do domku. Przedtem zdążyła usunąć wszelkie ślady bytności Sherlock i Savicha, choć nie wiedziałem, dlaczego nie chcieli się pokazać.

– Może zjesz grzankę i kawałek bekonu? – zaproponowałem.

– Chętnie, Mac. A któż to znowu?

– To mój kot, Grubster – odpowiedziała jej Laura.

– Ale gruby niczym prosiak! – Cal od razu podzieliła się z nim plasterkiem bekonu. Sama odgryzła kawałek grzanki, a kotu oddała drugą połowę plasterka bekonu.

– No, teraz na pewno dałby się zabić za ciebie.

– Jest naprawdę piękny. A to co za ptaszek?

– Skuaak!

– To gwarek, nazywa się Nolan. Napijesz się kawy, Cal?

Ponieważ odpowiedziała twierdząco, Laura przyniosła dzbanek, nalała jej kawy i wycofała się do kuchni. Cal pociągnęła duży łyk, nachyliła się do przodu i oznajmiła scenicznym szeptem:

– Słuchaj, Mac, wiem, że musisz ją chronić, ale może byśmy się jej na jakiś czas pozbyli? Niechby się przeszła po skałach. Wygląda na sympatyczną, więc nie musiałaby łazić tam długo. Potrafię wyłuskać cię z tych portek w ciągu niecałych trzech sekund.

Przezornie nabrałem wody w usta, ale Cal tokowała dalej.

– Może tym razem spróbowalibyśmy w łóżku, nie na podłodze? Byłoby fajniej, co, Mac?

– Nie pora teraz na to – próbowałem oponować. – Nie mogę zostawić Laury samej ani na chwilę. To nie żarty, ktoś naprawdę nastawał na jej życie!

– Czy ja wiem, może spacer dobrze by mi zrobił? – Okazało się, że Laura stała o mniej niż dwa metry od nas i teraz śmiała nam się w nos. – Możecie sobie tymczasem pobaraszkować. Czy mam pościelić wam łóżko?

Wiedziałem, że do tego dojdzie, bo na tym świecie stanowczo nie było ani cienia sprawiedliwości. Była natomiast Laura, na której twarzy nie uzewnętrzniły się żadne emocje. Obawiałem się, że to zły znak.

– Widzisz, Mac, Laura nie ma nic przeciwko temu! – podchwyciła Cal. – Naprawdę pościeliłabyś nam łóżko?

– Właściwie nawet nie muszę – oświadczyła kobieta, z którą tej nocy dzieliłem łóżko i która, według słów Savicha, szalała za mną. – Spaliśmy oboje jak zabici, więc nie skopaliśmy pościeli. Najwyżej przyrzuciłabym to wszystko z wierzchu kapą. Wystarczy wam?

Cal od razu straciła poprzednią elokwencję.

– Spaliście razem tej nocy?

– Tak – potwierdziłem, wstając. – Widzisz, Cal, mamy dziś masę roboty. Czy to, z czym przyjechałaś, to coś ważnego?

– Nie, chodziło mi tylko o ciebie, Mac – wyjaśniła Cal, zsuwając się z barowego stołka. Przełknęła ostatni kęs grzanki i wytarła ręce o spodnie. – Myślałam, że to tylko twój policyjny przydział – wycedziła jeszcze na pożegnanie.

– To jest i jedno, i drugie, i jeszcze coś więcej. Macie może jakieś nowe wiadomości o Jilly?

Cal potrząsnęła głową.

– Gdyby Maggie dowiedziała się czegoś nowego, pierwsza zadzwoniłaby do ciebie. – Obrzuciła Laurę długim spojrzeniem. – Wiesz co, Lauro?

– Co takiego?

– Właściwie chciałabym cię namalować. Wprawdzie twarz jest raczej nieciekawa, ale w tych obcisłych ciuchach widać, że masz świetną figurę. Co ty na to?

Wyobraziłem sobie, jak Cal kreśli portret Laury, a potem rzuca się na nią jak tygrys na ofiarę… Laura natomiast mierzyła Cal takim wzrokiem, jakby była brakującą deską w podłodze.

– A co ty o tym sądzisz, Mac? – zwróciła się do mnie.

– Cal ma duży talent plastyczny.

– Ale czy i ty sądzisz, że mam świetną figurę?

– Tak, ale Cal oprócz tego ma talent.

– No, dobrze. – Cal nerwowo zatarła ręce. – W takim razie może umówimy się na przyszły tydzień. Z tobą, Mac, także pogadam kiedy indziej, skoro jesteś taki zajęty. Aha, byłabym zapomniała, mam teraz takie fajne, francuskie gumki, żebrowane i z poślizgiem, wiesz?

Chciałem być elegancki, więc nie skomentowałem tej wypowiedzi. Przez ostatnie dziesięć sekund nie śmiałem nawet odetchnąć. W milczeniu odprowadzałem wzrokiem Cal, która czym prędzej opuściła „Chatę”, a po chwili dał się słyszeć warkot silnika jej bmw.

– No, to chyba wystarczy za całe przesłuchanie – rzekła Laura, przenosząc wzrok ode mnie na talerzyk z resztkami grzanek pozostawionymi przez Cal.

Ze śmiechem porwałem ją w ramiona i zacząłem całować. Nie przestałem, mimo że Savich i Sherlock akurat wrócili do pokoju. Całowałem ją tak długo, aż zaczęła się śmiać.

– No, tak już lepiej – pochwaliłem tę zmianę nastroju, gładząc ją po ramionach. – To się po prostu zdarzyło, kiedy cię jeszcze nie znałem. W porządku?

– No, w porządku to nie jest, ale już cię za to nie ukarzę.

– Jaką karę miałaś na myśli? Roześmiała się i szturchnęła mnie w żołądek.

– A wy, dlaczegoście tu nie przyszli zapoznać się z Cal? – zwróciłem się do Savicha.

– Działałeś z takim rozmachem, że nie chcieliśmy psuć ci zabawy.

– Dziękujemy za miłą rozrywkę! – dodała Sherlock.

– Śmiejcie się sami ze swoich dowcipów! – rzuciłem im i wybrałem numer telefonu Teda Leppra, specjalisty w zakresie medycyny sądowej z Portland. Już po minucie ten wspaniały chłopak poinformował mnie, że Charlie Duck istotnie zginął od uderzenia w głowę.

– Po tym ciosie żył jeszcze dziesięć, może dwadzieścia minut – wyjaśniał głosem przerywanym typowym, papierosowym kaszlem. – Powiedziano mi, że zmarł na podłodze domu miejscowego lekarza, wskutek szybkiego i obfitego krwotoku wewnątrzczaszkowego. Mówiąc bardziej obrazowo, krew zalała jego mózg.

– Jesteś tego pewien?

– Jak najbardziej. Zabawne, że ten facet był przedtem gliniarzem w Chicago. Podczas sekcji przez cały czas pilnował nas detektyw, więc, chcąc nie chcąc, rozmawialiśmy z nim o tym. Myślisz, że śmierć Ducka może być skutkiem jego wcześniejszych powiązań? Na przykład czyjaś zemsta, kiedy już odszedł z czynnej służby?

– To możliwe – powiedziałem sucho. – Tutejszy szeryf na pewno weźmie ten wariant pod uwagę.

– Ej, coś taki skwaszony?

– Bo miałem nadzieję, że wykryliście coś więcej. Ted rozkaszlał się, więc na ten czas odsunął mikrofon od ust.

– Przepraszam, wiem, że powinienem rzucić palenie.

– Kto jak kto, ale ty widziałeś nieraz, jak wyglądają płuca palaczy – zaznaczyłem dyskretnie.

– Tak, oczywiście. Słuchaj, niewykluczone, że za tym się kryje coś więcej.

O, kurczę blade!

– Poczekaj chwilkę, Ted – poprosiłem. – Włączę zestaw głośnomówiący, bo jeszcze parę osób chce usłyszeć, co masz do powiedzenia.

– Dobra, Mac, okazało się, że miałeś rację. Wykryliśmy w jego organizmie jakąś substancję o charakterze narkotyku. Mógł to być któryś z opiatów lub ich pochodnych, bo test na obecność opiatów dał wynik pozytywny. Nie potrafiłem jednak zidentyfikować tej substancji. Przypuszczam, że to nowy rodzaj narkotyku, z jakim jeszcze nie mieliśmy od czynienia. Dziwne, co?

– Nie tak bardzo – zgasiłem go. – Całkiem możliwe, że jest to nowo wyprodukowany narkotyk świeżo wprowadzony do obiegu. Kiedy możesz dostarczyć mi więcej informacji na ten temat?

– Potrzebuję jeszcze około dwóch dni. Zadzwoń do mnie w piątek, chyba że odkryję coś wcześniej, wtedy dam ci znać.

– Najpierw przestań palić, głupolu!

– Że co takiego? Bo nie dosłyszałem! Odwiesiłem słuchawkę i powiodłem wzrokiem po obecnych.

– Słyszeliście? Charlie musiał ich namierzyć. W jego organizmie wykryto jakiś narkotyk.

– Albo dowiedział się o istnieniu czegoś takiego i chciał wypróbować na sobie, jak działa, albo ktoś zmusił go do zażycia… – myślała głośno Laura. – Wskazywałyby na to jego ostatnie słowa: „…mocne uderzenie… za mocne… a jednak mnie dopadli”.