Выбрать главу

– Kim ona jest dla ciebie? – spytałem Molinasa, który wciąż trzymał się za głowę.

– Tknij ją tylko, ty skurwysynu, a zdmuchnę ci łeb z ramion! – zagroził, i tym razem byłem skłonny mu wierzyć.

Tymczasem Laura przywiązała dziewczynę do łóżka. Zauważyłem, że jej chude ramiona pokryte są białą skórą z prześwitującymi niebieskimi żyłkami. Lśniące włosy przesłoniły twarz, Laura odgarnęła je do tyłu, bo musiała zakneblować dziewczynie usta.

Miałem nadzieję, że Molinas zdoła utrzymać się na nogach. Chciałem pomóc mu wstać, ale warknął na mnie, że da sobie radę. Pomyślałem, że to dumny facet. Obejrzałem się jeszcze na dziewczynę, która odprowadzała go spojrzeniem rozszerzonych strachem oczu.

– Zgaś światło – poleciłem Laurze i w pokoju zrobiło się ciemno. Od strony łóżka doleciał nas jęk, więc nie zdziwiłem się, że Molinas z oporami opuszczał pokój.

– Nic jej nie zrobiliśmy – uspokoiłem go. – Jeśli nie będziesz się wygłupiał, włos jej z głowy nie spadnie. Teraz jazda, naprzód!

Kiedy znaleźliśmy się w jego gabinecie, Laura dała mi znak, żebyśmy przystanęli. Cicho podeszła do drzwi, otworzyła je, wyjrzała na zewnątrz i kiwnęła na nas ręką.

– Teraz zaprowadzisz nas do tamtych agentów – poleciłem półgłosem Molinasowi. Nie odezwał się, ruszył naprzód, po czym skręcił w lewo. – Niechby tylko któryś z waszych żołnierzy spróbował strzelić do nas, a już po tobie!

Cały się usztywnił, ale nie odpowiedział ani słowem.

– Pomyśl, co się stanie z dziewczyną, gdybyśmy musieli cię załatwić? – przekonywałem dalej. – Pamiętaj, że leży tam związana, a więc stanowi łatwy łup.

Kiwnął potakująco głową, ale z jego ust popłynął strumień wyzwisk. Mimo hiszpańskiego nazwiska miotał przekleństwa rdzennie amerykańskie.

– Kim ona jest dla ciebie? – powtórzyłem poprzednio zadane pytanie. Ponieważ szedł w milczeniu przed siebie, zachęciłem go do zwierzeń, mówiąc: – Co ci szkodzi, jeśli mi powiesz?

Wykrztusił wreszcie, nie odwracając się do mnie:

– To moja córka.

26

– Gdzie są twoi ludzie, Molinas? – perorowałem mu prosto w lewe ucho. – 1 co to była za akcja? Dziwne, że dotąd nie wypędzili was z miasta!

– Tak, moi ludzie nie są zawodowymi wojskowymi – przyznał z wyraźnym niesmakiem. – Są odważni, ale brak im dyscypliny.

– Nawet w to wierzę, ale powiedz nam wreszcie, gdzie jesteśmy.

Tego za nic nie powiem, a wy i tak mnie nie zabijecie. Jeśli to zrobicie, nigdy nie wydostaniecie się stąd, ani wy, ani wasi przyjaciele. Nie mogę wam nic powiedzieć, bo wtedy zginąłbym i ja, i moja córka. Mało kto wie o tym obozie. Jeśli dowiecie się tego sami, to już nie będzie moja wina, a wasi agenci są zaraz za tym rogiem. Pilnuje ich trzech wartowników.

Laura położyła palec na ustach, bo zza zakrętu korytarza dał się słyszeć przyciszony męski głos. Podeszła tam na palcach i ostrożnie wyjrzała, po czym wróciła do nas z informacją:

– Tam rzeczywiście jest trzech wartowników. Siedzą na podłodze pod drzwiami. Głowy mają opuszczone, ale nie jestem pewna, czy śpią.

– To za tymi drzwiami są nasi przyjaciele? – upewniłem się.

– Przecież was nie okłamałem! – Zbladł jak ściana, ale nie powiedział nic więcej.

– Za tym wszystkim stoi Del Cabrizo, prawda? – spytała go Laura.

– Nie powiem już nic więcej. Możecie mnie zabić, jeśli chcecie, ale wierzę, że nie skrzywdzicie mojej córki.

– Zrobimy to, co będzie trzeba – zbyłem go krótko. – Na razie idź do tych ludzi i powiedz im, że chcesz rozmawiać z więźniami. I odpraw ich. Słuchaj uważnie, Molinas, jeśli coś spieprzysz, osobiście cię zastrzelę. Twojej córce nic się nie stanie, ale tobie właduję kulkę w łeb, masz to jak w banku.

Popatrzył mi prosto w twarz i jego ciemnobłękitne oczy wydały mi się dziwnie znajome. Wiedziałem już, skąd je znam – podobne miała jego siostra, Elaine Tarcher, nawet tak samo lekko skośne w kącikach.

– Moja córka nie jest niczemu winna – powiedział cicho. – Dosyć już wycierpiała. Jeśli uwolnię waszych przyjaciół, czy odejdziecie stąd?

– Nie zawsze wszystko się dzieje tak, jak powinno.

– Tak, ale jeśli uciekniecie, moje zadanie tutaj będzie zakończone, a z resztą dam sobie radę.

Wzruszyłem ramionami.

– Jeśli tak bardzo kochasz córkę, to po co trzymasz ją tu przy sobie? Żeby widziała, jak faszerujesz ludzi narkotykami?

– Skąd, my tu jesteśmy od niedawna. Przylecieliśmy na krótko przed panem. Nie zostawiłem Marran w domu, bo bardzo mnie potrzebuje. Pan też nie może zabrać mnie jako zakładnika, bo ci ludzie zgwałciliby ją, gdyby tylko została sama. A wtedy ona by się zabiła, już raz próbowała. Zrobię wszystko, co pan każe, panie MacDougal.

Błagał mnie i upokarzał się, bo córka była mu droższa niż duma, a nawet życie.

– Najpierw zobaczę, w jakim stanie są nasi ludzie! – Spróbuj tylko wystawić mnie do wiatru, a już nie żyjesz. Pomyśl o swojej córce, zanim ci to przyjdzie do głowy. I pamiętaj, że rozumiem po hiszpańsku!

Molinas przytaknął i wyprostował się służbiście jak człowiek nawykły do wykonywania rozkazów. Laura i ja obserwowaliśmy zza węgła, jak kopnął któregoś z wartowników w kolano. Na jego krzyk obudzili się pozostali. Ten, którego Molinas kopnął, pospiesznie zbierał się z podłogi, mamrocząc jakieś usprawiedliwienia – przynajmniej tyle zrozumiałem. Molinas kopnął jeszcze drugiego w żebra, natomiast trzeci zdążył odskoczyć.

Molinas, żywo gestykulując, poirytowanym głosem ochrzaniał wartowników. Gdyby miał przy sobie automat – podejrzewam, że powystrzelałby ich wszystkich. Gestem nakazał im zabrać broń, wynosić się i nie wracać, dopóki ich nie zawoła. Kontrolował, jak jeden za drugim w popłochu opuszczali barak. Po chwili wrócił do nas i wyciągnął pęk kluczy. Podał mi jeden z nich – długi i mosiężny.

– To ten – oświadczył. Przekazałem go Laurze z ostrzeżeniem:

– Uważaj, bo ktoś jeszcze może być w środku. Zostałem z Molinasem na zewnątrz. Przystawiłem mu pistolet do szyi i czekając na Laurę, szepnąłem prosto w ucho:

– Widzę, że elegancko się ubierasz! Wciskając prochy dzieciakom, można zarobić na włoskie ciuchy, co?

– Od pięciu lat nie miałem do czynienia z narkotykami! – zaprotestował z oburzeniem. – Robię to z zupełnie innych powodów.

– Dobra, dobra. Amerykańskich agentów federalnych też przetrzymujesz tylko dla zabawy? – Mówiąc to, nie spuszczałem równocześnie z oka powoli otwieranych drzwi. Laura chyłkiem wśliznęła się do środka i zapaliła światło. – Chodźmy, ale uprzedzam, że pociągnę za spust, jeśli tylko spróbujesz jakichś sztuczek.

Savich czekał w środku, sprężony do ataku. Wyglądał na bladego i zmęczonego, ubranie miał brudne i podarte, a w oczach taką zawziętość, że wolałem nawet nie wiedzieć, co mu zrobili.

– Przez cały czas wierzyłem, że przyjdziecie – przywitał nas, powoli się prostując. Jednak kiedy wszedłem do pokoju, popychając przed sobą Molinasa, zacisnął mu ręce na gardle i potrząsał nim jak szczurem. Molinas nawet nie usiłował się bronić.

– Zostaw go! – Próbowałem odepchnąć Molinasa, aby wyrwać go z jego rąk, ale Savich nie panował nad sobą. Dobrze, że Laura akurat wykrzyknęła:

– O Boże, Sherlock!

Tylko w ten sposób mogła odwrócić jego uwagę i wiedziała o tym. Savich puścił Molinasa i obrócił się wokół własnej osi, padając na kolana przy żonie, która nieprzytomna leżała na boku.