– To znaczy, osaczyli ją? Zmusili do współpracy? – Tak samo jak wy mnie, pomyślał.
– Dobrowolnie się do nich zgłosiła.
Buchanan z wolna dochodził do siebie.
– Proszę mi wszystko powiedzieć.
W wyjaśnieniu mężczyzn prawda mieszała się z półprawdami i kłamstwami, wszystko jednak wypowiadał z jednakową, wyćwiczoną szczerością.
– Gdzie jest teraz Faith?
– Znikła. FBI jej szuka.
– Ile im powiedziała? Czy mam próbować uciec za granicę?
– Nie, to dopiero początek gry. To, co im powiedziała do tej pory, nie wystarczy na sformułowanie oskarżenia. Powiedziała im, jak to wszystko wyglądało, ale nie, kto był zaangażowany. Nie znaczy to jednak, że nie mogą iść śladem tego, co im powiedziała, ale muszą być bardzo ostrożni. Ludzie, których rozpracowują, raczej nie obracają hamburgerów w McDonaldzie.
– A potężny pan Thornhili też nie wie, gdzie jest Faith? Mam nadzieję, że jego wszechwiedza nie opuściła go akurat teraz.
– Na ten temat nie mam żadnych informacji.
– To kiepsko, jak na agencję zajmującą się zbieraniem informacji. – Buchananowi, udało się nawet uśmiechnąć. Kawał drewna w kominku trzasnął i wielka kropla żywicy uderzyła w szybę paleniska. Buchanan patrzył, jak spływa w dół, bez możliwości ucieczki, bez szans. Dlaczego nagle poczuł, że tak symbolicznie została przedstawiona reszta jego życia? – Może to ja powinienem spróbować ją znaleźć?
– To naprawdę nie jest pańska sprawa.
Buchanan patrzył na mężczyznę. Czy ten idiota rzeczywiście to powiedział?
– To nie pan pójdzie do więzienia.
– Wszystko się uda, niech pan po prostu dalej robi swoje.
– Chcę, żeby mnie informowano. Jasne?
Buchanan odwrócił się do okna i obserwował odbicie mężczyzny, czekając na jego reakcję na ostro wypowiedziane słowa. Ile jednak były one warte? Buchanan wyraźnie przegrywał tę rundę, mówiąc szczerze, nie miał żadnych szans na wygraną.
Na ciemnej ulicy nie było widać żadnego ruchu. Jedynie wiewiórki wspinały się na drzewa i przeskakiwały z gałęzi na gałąź w niekończącej się grze o przetrwanie. Buchanan brał udział w podobnych zmaganiach, nawet bardziej niebezpiecznych od skakania po śliskiej korze dziesięciometrowych drzew. Wiatr nieco się wzmógł, wycie słychać było w kominku, do pokoju wpadło nieco dymu.
Mężczyzna spojrzał na zegarek.
– Za piętnaście minut musimy wyjechać, żeby zdążyć na samolot. – Wziął aktówkę Buchanana, odwrócił się i wyszedł.
Robert Thornhill zawsze zachowywał wszelkie środki ostrożności kontaktując się z Buchananem. Nigdy nie telefonował do domu lub do biura, a spotkania twarzą w twarz odbywały się jedynie w takich warunkach, które nie mogły wzbudzić żadnych podejrzeń, w miejscach, gdzie podsłuch jest niemożliwy. Pierwsze ich spotkanie było jednym z niewielu momentów w życiu Buchanana, kiedy czuł, że nie dorównuje przeciwnikowi. Thornhill chłodno zaprezentował mocne dowody na nielegalne kontakty Buchanana z członkami Kongresu, wysokimi urzędnikami, kontakty sięgające nawet Białego Domu. Pokazał taśmy, na których było zarejestrowane, jak omawiają schematy głosowań, strategie mające na celu obalenie ustaw, otwarcie dyskutują o swych pozornych obowiązkach po opuszczeniu urzędów oraz o przyszłych zarobkach. Człowiek z CIA odkrył sieć brudnych pieniędzy Buchanana i korporacje stworzone w celu przekazywania pieniędzy urzędnikom publicznym.
– Teraz pracujesz dla mnie – powiedział po prostu Thornhill. – I rób to, co robisz do tej pory, aż moja sieć będzie mocna jak ze stali. Wtedy się wycofasz, a ja przejmę sprawy.
Buchanan odmówił.
– Pójdę do więzienia – stwierdził. – Wolę to niż dobrowolną niewolę.
Buchanan pamiętał, że Thornhill wyglądał na nieco zniecierpliwionego.
– Przepraszam, jeśli nie wyraziłem się jasno. Więzienie nie wchodzi w rachubę. Możliwości są takie: albo pracujesz dla mnie, albo nie żyjesz.
Buchanan zbladł, słysząc tę groźbę, ale trzymał się twardo.
– Urzędnik publiczny zamieszany w morderstwo?
– Jestem szczególnego rodzaju urzędnikiem publicznym. Pracuję w warunkach ekstremalnych, to usprawiedliwia to, co robię.
– Moja odpowiedź pozostaje niezmieniona.
– Czy mówisz też w imieniu Faith Lockhart? A może powinienem porozmawiać z nią na ten temat osobiście?
To uderzyło Buchanana jak kula, prosto w mózg. Było już jasne, że Robert Thornhill nie straszy. Nie było w nim cienia gwałtowności. Jeśli powiedziałby coś tak niewinnego, jak na przykład „Przepraszam, że musiało do tego dojść”, mogło to oznaczać, że następnego dnia jesteś martwy. Buchanan wtedy myślał, że Thornhill jest człowiekiem rozważnym, skoncentrowanym i ostrożnym, podobnym w tym względzie do niego. Dlatego uległby ratować Faith.
Teraz dopiero zrozumiał, jakie znaczenie miały podejmowane przez Thornhilla środki ostrożności. FBI go obserwowało. Tak, to musiała być ich robota, bo Buchanan wątpiłby współdziałali z Thornhillem w tajnych operacjach. Każdy jednak ma swoją piętę Achillesa. Thornhill łatwo znalazł czułe miejsce Buchanana: Faith Lockhart. Buchanan od dawna zastanawiał się, jaka jest słabość Thornhilla.
Rzucił się na fotel i przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie biblioteki. Był to portret matki i dziecka, dzieło jednego z uznanych, choć nie najsłynniejszych mistrzów Renesansu. Cudowne kolory, znakomicie namalowane profile, subtelna maestria ręki, która stworzyła to dzieło, widoczna w każdym śladzie pędzla, wszystko to nigdy nie przestawało zachwycać każdego, kto patrzył na to arcydzieło. Delikatne wygięcie palca, świetlistość oczu, każdy szczegół był wciąż tak ważny, tak świeży, mimo że namalowano go niemal czterysta lat temu.
To była miłość doskonała z obu stron. Na jednym poziomie była to po prostu nić funkcji biologicznej, na innym – zjawisko wzmocnione dotknięciem Boga. Ten obraz był najcenniejszą rzeczą, jaką posiadał. Niestety wkrótce trzeba będzie go sprzedać, tak samo zresztą jak dom. Kończyły mu się pieniądze na „emerytury” dla swych ludzi. W gruncie rzeczy czuł się winny, że wciąż ma ten obraz. Pieniądze, które by za niego dostał, mogły przecież przynieść pomoc tak wielu ludziom. A jednak siedzenie przed nim i wpatrywanie się było tak uspokajające, tak podnoszące na duchu. To był szczyt samolubstwa, a dawał mu więcej przyjemności niż wszystko inne.
Może jednak wszystko jest marnością. Nadchodził koniec. Buchanan wiedział, że Thornhill nigdy nie pozwoli mu po prostu wycofać się z całej tej sprawy. Nie miał też żadnych złudzeń, by człowiek z CIA pozwolił jego ludziom korzystać z jakichkolwiek emerytur. Czymże są szpiedzy, jeśli nie ucieleśnieniem kłamstwa, a Robert Thornhill, pomimo całego swego obycia i manier, był szpiegiem. Ci politycy staną się jego sługami. A jednak Buchanan chciałby się wywiązać ze swych porozumień. Będą mieli to, co im obiecał za pomoc jego sprawie, niezależnie od tego, czy będą mogli z tego korzystać, czy też nie.
Kiedy światło kominka migotało na obrazie, Buchananowi wydawało się, nie pierwszy raz, że twarz kobiety nabiera cech Faith Lockhart. Jego wzrok spoczął na pełnych ustach sportretowanej kobiety, które bez ostrzeżenia mogły przybrać wyraz zagniewany lub namiętny. Kiedy patrzył na wdzięcznie ukształtowaną twarz, włosy, które w bocznym świetle były złote, a nie kasztanowe, zawsze myślał o Faith. Miała oczy, które przyciągały. Lewa źrenica była nieco odchylona, co dodawało głębi i sprawiało, że jej twarz była atrakcyjna. Wyglądało tak, jakby ta niedoskonałość natury dawała jej zdolność przejrzenia człowieka na wylot.