– Maks będzie miał opiekę?
– Wszystko załatwione. – Spojrzał na zegarek. – Niedługo otworzą bank. Mamy czas, żeby się spakować. Weźmiemy twoje rzeczy, pojedziemy na lotnisko, kupimy bilety i polecimy.
– Mogę zadzwonić i wszystko załatwić z lotniska. A może lepiej stąd?
– Nie. Mogą sprawdzać połączenia.
– Nie pomyślałam o tym.
– Musisz zacząć. – Pociągnął łyk kawy. – Mam nadzieję, że dom nadaje się do użytku.
– Będzie. Przypadkiem jestem jego właścicielem.
– Mały domek?
– Rzecz względna. Myślę, że będzie ci wygodnie.
– Nie jestem wymagający. – Zabrał kawę do sypialni i po paru minutach wrócił w błękitnej bluzie. Znikły wąsy i broda, a na głowie miał czapkę z daszkiem. Niósł małą plastikową torbę.
– Dowody naszej przemiany – wyjaśnił.
– Tak bez przebrania?
– Pani Carter przyzwyczaiła się do dziwnych godzin mojej aktywności, ale gdybym się pojawił, wyglądając jak ktoś inny, to tak wcześnie rano mogłaby się wystraszyć. Poza tym nie chcę, by mogła komukolwiek opisać, jak wyglądam.
– Rzeczywiście jesteś w tym dobry – rzekła z uznaniem Kaith. – To mnie pociesza.
Wezwał Maksa. Wielki pies posłusznie przyczłapał z małego pokoju do kuchni, przeciągnął się i usiadł obok pana.
– Jeśli zadzwoni telefon, nie odbieraj. I nie podchodź do okna.
Faith kiwnęła głową porozumiewawczo. Lee i Maks wyszli. Wzięła kawę i chodziła po małym mieszkaniu. Było to dziwne skrzyżowanie zabałaganionego pokoju w akademiku i domu dorosłej osoby. Tam, gdzie powinna być jadalnia, Lee urządził sobie małą siłownię. Nic eleganckiego, żadnych drogich i technicznie wyrafinowanych urządzeń, tylko sztangi, ławeczka z ciężarami i stojak. W jednym rogu znajdował się worek treningowy i gruszka bokserska, a na małym stoliku leżały porządnie ułożone rękawice do podnoszenia ciężarów, rękawice bokserskie, bandaże na ręce, ręczniki, a także pudełko białego proszku. W innym rogu leżała piłka lekarska.
Na ścianach wisiało kilka fotografii mężczyzn w białych mundurach marynarki wojennej. Z łatwością poznała na nich Lee. Kiedy miał osiemnaście lat, wyglądał niemal tak samo jak teraz, chociaż lata pożłobiły mu twarz, co sprawiało, że był jeszcze bardziej atrakcyjny, jeszcze bardziej uwodzicielski. Dlaczego starzenie jest tak cholernie korzystne dla mężczyzn, nie dla kobiet? Były tam jeszcze czarnobiałe zdjęcia Lee w ringu bokserskim. Na jednym z nich miał wzniesione ręce w geście zwycięstwa, na jego szerokiej piersi wisiał medal. Wyglądał na spokojnego, jakby spodziewał się wygranej, albo raczej jakby nie dopuszczał myśli o przegranej.
Faith lekko uderzyła ciężki worek luźno zaciśniętą pięścią i natychmiast rozbolały ją dłoń i nadgarstek. Od razu przypomniała sobie, jak wielkie i grube były ręce Lee, z knykciami przypominającymi miniaturowe pasmo górskie. Bardzo silny, pomysłowy, twardy mężczyzna. Mężczyzna, który potrafi przyjąć ból. Miała nadzieję, że będzie trzymał jej stronę.
Weszła do sypialni. Na stoliku nocnym obok łóżka był telefon komórkowy i przenośne urządzenie alarmowe. Poprzedniej nocy Faith była zbyt wyczerpana, by to zauważyć. Zastanawiała się, czy Lee sypia z pistoletem pod poduszką. Miał manię prześladowczą czy też wiedział coś, o czym reszta świata nie wiedziała?
Zastanowiło ją, czy Lee się nie boi, że mogłaby uciec. Wyszła z powrotem na korytarz. Frontowe wejście było kryte, widziałby ją, gdyby tędy wychodziła. Ale były jeszcze tylne drzwi, z kuchni do wyjścia awaryjnego. Podeszła do tych drzwi i spróbowała je otworzyć. Były zamknięte na zasuwę i zamek, z gatunku tych, które można otworzyć jedynie kluczem, nawet od środka. Okna też miały zamki zatrzaskowe. Zdenerwowało ją, że jest zamknięta, ale w gruncie rzeczy była w pułapce na długo przedtem, nim Lee Adams pojawił się w jej życiu.
Dalej rozglądała się po mieszkaniu. Uśmiechnęła się na widok kolekcji czarnych płyt w oryginalnych kopertach i oprawionego plakatu z Żądła. Wątpiłaby ten mężczyzna miał odtwarzacz płyt kompaktowych albo choćby telewizję kablową. Otwarła kolejne drzwi i weszła do pokoju. Nie zdążyła włączyć światła, bo jakiś dźwięk przykuł jej uwagę. Podeszła do okna, uchyliła leciutko zasłony i spojrzała na zewnątrz. Było już zupełnie jasno, choć niebo wciąż było szare i smutne. Nie dostrzegła nikogo, ale to nic nie znaczyło. Mogła być otoczona przez armię ludzi i też by o tym nie wiedziała.
W końcu włączyła światło i rozejrzała się ze zdziwieniem. Otaczały ją przegrody na akta, skomplikowany system telefoniczny i półki zapełnione instrukcjami. Na ścianie wisiała duża tablica z poprzypinanymi kartkami z notatkami, a na biurku leżały porządnie ułożone akta, kalendarz i typowe akcesoria biurowe. Najwyraźniej dom służył Lee także jako miejsce pracy.
Jeśli to było jego biuro, to mogły tu być i jej akta. Oceniła, że Lee nie wróci jeszcze przez parę minut, zaczęła więc ostrożnie przeglądać papiery na biurku. Potem przejrzała szuflady biurka, a następnie segregatory. Lee był doskonale zorganizowany i miał wielu klientów, przeważnie firmy prawnicze, jak wynikało z nagłówków akt. Pomyślała, że głównie są to adwokaci, bo oskarżyciele mają własne siły dochodzeniowe.
Dzwonek telefonu spowodował, że niemal wyskoczyła z butów. Drżąc, podeszła do aparatu. Jasne było, że Lee zna tożsamość rozmówcy, bo na ciekłokrystalicznym wyświetlaczu po jawił się numer telefonu osoby dzwoniącej. Rozmowa zamiejscowa z numerem kierunkowym 215, to znaczy, jak sobie przypomniała, Filadelfia. Odezwał się głos Lee i poprosił o zostawienie wiadomości. Po sygnale ktoś zaczął mówić. Faith zamarła.
– Gdzie jest Faith Lockhart? – pytał głos Danny’ego Buchanana. Danny był, sądząc po głosie, zrozpaczony. Rzucał kolejne pytania: Czego Lee się dowiedział? Chciał natychmiast odpowiedzi. Buchanan zostawił numer telefonu, po czym się rozłączył.
Faith bezwiednie odsunęła się od aparatu. Stała w miejscu, przygwożdżona tym, co właśnie słyszała. Obezwładniły ją myśli o zdradzie. Potem usłyszała jakiś dźwięk za sobą i odwróciła się. Jej krzyk był krótki, ostry, do utraty tchu: Lee patrzył na nią.
ROZDZIAŁ 14
Buchanan rozglądał się po zatłoczonym lotnisku. Ryzykował, dzwoniąc bezpośrednio do Lee Adamsa, ale nie miał wyboru. Rozglądał się po otoczeniu: ciekawe, kto to jest. Starsza pani w rogu, z wielką torebką i włosami uczesanymi w kok? Leciała tym samym samolotem. Po korytarzu przechadzał się wysoki mężczyzna w średnim wieku, gdy Buchanan dzwonił. On także czekał na lot linii National.
Prawda jest taka, że ludzie Thornhilla mogą być wszędzie, może to być każdy. To było jak atak gazu paraliżującego, gdy nie widać nieprzyjaciela. Buchanana opanowało poczucie całkowitej bezradności.
Najbardziej bał się tego, że Thornhill albo spróbuje włączyć Faith w swe plany, albo nagle uzna ją za kłopotliwą. Buchanan mógł odsunąć Faith od swoich spraw, ale nigdy by jej nie zostawił. Dlatego wynajął Adamsa. W miarę jak zbliżał się koniec, musiał mieć pewność, że ona pozostanie bezpieczna.
Buchanan zajrzał do książki telefonicznej i użył najprostszej metody. Lee Adams był pierwszym prywatnym detektywem w spisie alfabetycznym. W tej chwili Buchanan niemal roześmiał się w głos na myśl o tym, co zrobił. Jednak w odróżnieniu od Thornhilla nie miał armii ludzi na zawołanie, a z tego, co wiedział, wynikało, że Adams nie złożył mu sprawozdania, bo nie żyje.