Tymczasem im mniej jesteśmy zauważani, tym dla nas lepiej. Przy okazji, jakie jest teraz twoje nazwisko?
– Suzanne Blake.
– Całkiem ładnie.
– Suzanne to było imię mojej matki.
– Było? Umarła?
– Oboje rodzice umarli, matka kiedy miałam jedenaście lat, tata sześć lat później. Nie mam rodzeństwa, byłam siedemnastoletnią sierotą.
– Musiało być ciężko.
Faith przez długą chwilę nic nie mówiła. Zawsze trudno jej było mówić o swojej przeszłości i rzadko to robiła. Na dodatek nie znała tego mężczyzny, było w nim jednak coś, co dawało poczucie pewności i bezpieczeństwa.
– Naprawdę, kochałam matkę – zaczęła. – Była dobra i cierpiała przez ojca. On też zresztą był dobrym człowiekiem, ale jednym z tych, którzy zawsze mają w zanadrzu nowe sztuczki, jakieś szalone pomysły na szybkie wzbogacenie się. Kiedy jego plany padały, a zawsze tak było, musieliśmy się pakować i przeprowadzać.
– Dlaczego?
– Bo w wyniku wielkich planów mojego tatusia ludzie zawsze tracili pieniądze i w związku z tym oczywiście byli wściekli. Przeprowadzaliśmy się cztery razy, zanim umarła matka, dalsze pięć razy po jej śmierci. Codziennie z mamą modliłyśmy się za tatę. Krótko przed śmiercią powiedziała, żebym się nim opiekowała, a miałam raptem jedenaście lat.
– Nie mogę się z tym równać. – Lee pokręcił głową. – Moi rodzice od pięćdziesięciu lat mieszkają w tym samym domu. Jak udało ci się pozbierać po śmierci matki?
Jakoś łatwiej jej się teraz mówiło, słowa same przychodziły.
– Nie było tak ciężko, jak myślisz. Mama kochała tatę, nienawidziła jedynie tego, jak żył, jego pomysłów, całego tego przeprowadzania się. On jednak nie miał zamiaru się zmieniać, więc nie stanowili najszczęśliwszej pary. Były okresy, że naprawdę myślałam, że ona go zabije. Kiedy umarła, to w pewnym sensie było tak, że z jednej strony byliśmy ja i tata, a przeciwko nam był cały świat. Tata stroił mnie w jedyne ładne ubranie, jakie miałam, i pokazywał swoim przyszłym partnerom. Chyba chodziło o to, żeby ci ludzie pomyśleli, że nie może być przecież aż taki zły, przecież jest z nim ta mała dziewczynka, no i w ogóle. Kiedy miałam szesnaście lat, pomagałam mu w jego interesach, szybko dorastałam. Myślę, że wtedy zaczęłam być wygadana i mieć sztywny kręgosłup. Nauczyłam się myśleć samodzielnie.
– Alternatywna edukacja – skomentował Lee. – Rozumiem, że to ci się bardzo przydało w karierze lobbysty.
– Idąc na każde spotkanie, tata powtarzał: „Faith, kochanie, teraz jest ten właśnie raz, czuję to tutaj”, i kładł rękę na sercu. – Jej oczy zwilgotniały. – „To dla ciebie, dziewczynko”, mówił, „Tatuś kocha swoją Faith”. I za każdym razem mu wierzyłam.
– Wygląda, że w końcu rzeczywiście cię skrzywdził – powiedział cicho Lee.
– To nie to, że chciał wykiwać ludzi. – Faith pokręciła głową. – To nie były jakieś oszukańcze chwyty czy coś takiego. Głęboko wierzył, że w końcu się powiedzie, a jednak nigdy się nie udało i za każdym razem musieliśmy się przeprowadzać. I nigdy nie zarobiliśmy wielkich pieniędzy. Boże, ile razy spaliśmy w samochodzie. Ileż razy mój ojciec wchodził do restauracji tylnymi drzwiami i trochę później wychodził z obiadem, który udało mu się jakoś wyprosić. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu i jedliśmy. Patrzył wtedy w niebo i pokazywał mi gwiazdozbiory. Nigdy nie skończył szkół, ale o gwiazdach wiedział wszystko. Mówił, że dosyć się za nimi nagonił przez całe życie. Siedzieliśmy tak do późna w nocy i tatuś mówił, że będzie lepiej. Ot tak, na ulicy.
– Wygląda na to, że był to człowiek, który każdego potrafił przekonać, pewnie byłby dobrym prywatnym detektywem.
– Wchodziliśmy do banku i po pięciu minutach wszystkich znał po imieniu, pił kawę, rozmawiał z kierownikiem, jakby znał go całe życie. – Faith uśmiechnęła się do wspomnień. – Wychodziliśmy z listem polecającym i listą zamożnych ludzi w okolicy, których tato miał namawiać do interesów. Coś w nim było, wszyscy go lubili do czasu, gdy tracili pieniądze. Zawsze traciliśmy też to niewiele, co mieliśmy. Tato był pod tym względem drobiazgowy: swoje pieniądze też tracił. W gruncie rzeczy był bardzo uczciwy.
– Ciągle za nim tęsknisz?
– Tak. – W jej głosie pobrzmiewała nuta dumy. – To on nazwał mnie Faith, bo powiedział, że skoro Faith jest z nim, to jak może mu się nie udać? – Zamknęła oczy i łzy spływały jej po policzkach. Lee wziął ze stołu serwetkę i wsunął jej do ręki. Wytarła oczy. – Przepraszam – powiedziała. – Właściwie nikomu wcześniej o tym nie mówiłam.
– Wszystko w porządku, Faith, jestem dobrym słuchaczem.
– Odnalazłam ojca w Dannym – podjęła po chwili. – W nim było coś podobnego. Magnetyzm Irlandczyka. Potrafi każdego namówić na spotkanie. Zna każdą sztuczkę, każdą sprawę. Przed nikim nie ustępuje. Wiele mnie nauczył, i to nie tylko działań lobbystycznych, ale po prostu życia. Też nie miał łatwego dzieciństwa, mieliśmy wiele wspólnego.
– Czyli – uśmiechnął się Lee – przeszłaś od drobnych szwindli z tatą do lobby w Waszyngtonie?
– I można powiedzieć, że w zasadzie rodzaj mojej pracy się nie zmienił. – Rozbawiło ją to stwierdzenie.
– I można też powiedzieć, że jabłko nie pada daleko od jabłoni.
– Skoro zebrało nam się na wyznania – ugryzła bułkę – co z twoją rodziną?
– Ja jestem szósty. – Lee siadł wygodniej.
– Boże! Ośmioro dzieciaków! Twoja matka musiała być święta.
– Zafundowaliśmy rodzicom tyle zmartwień, że starczyłoby na dziesięciu.
– Czyli wciąż są z wami.
– Tak, dobrze się trzymają. Jesteśmy ze sobą blisko, chociaż kiedy dorastaliśmy, bywało różnie. Dobra grupa wsparcia, kiedy coś się komplikuje. Wystarczy wykonać telefon. To znaczy, zwykłe tak jest, ale tym razem to nie zadziała.
– To miłe, naprawdę miłe. – Faith patrzyła gdzieś w dal.
Lee uważnie na nią spojrzał, jakby czytał w jej myślach.
– Faith, rodziny też mają swoje problemy. Rozwody, poważne choroby, depresje, ciężkie czasy, to wszystko mieliśmy. Czasami chciałem być jedynakiem.
– Nieprawda – powiedziała z przekonaniem. – Mogłeś myśleć, że chciałbyś, ale wierz mi, nie chciałeś.
– Dobrze.
– Co dobrze? – Wyglądała na zdezorientowaną.
– Dobrze, wierzę ci.
– Wiesz, jak na ogarniętego manią prześladowczą prywatnego detektywa szybko się zaprzyjaźniasz – powiedziała powoli. – Z tego co wiesz, mogę być seryjnym mordercą.
– Gdybyś była naprawdę zła, to Federalni trzymaliby cię w więzieniu.
Odstawiła kawę i pochyliła się ku niemu z powagą na twarzy.
– Doceniam tę uwagę. Skoro jednak mówimy tak otwarcie, to w całym życiu nie skrzywdziłam nawet mrówki i nie uważam się za przestępcę. Pomimo to wydaje mi się, że gdyby FBI chciało wpakować mnie do więzienia, to mogłoby to zrobić. To tak, dla jasności – powtórzyła. – Czy nadal chcesz wsiąść ze mną do samolotu?