– Obecność ładunków wyprodukowanych w Europie może być związana z międzynarodowym aspektem tych spraw, o których mówiła nam Lockhart – powiedziała Reynolds, jakby do siebie. – A więc Adams i strzelec wpadli na siebie i Adams był lepszy. – Patrzyła zamyślona na partnera. – Wiemy coś o związkach Adamsa z Lockhart?
– Do tej pory nic nie mamy, ale dopiero zaczęliśmy sprawdzać.
– Connie, posłuchaj innej teorii: Adams, wyszedł z lasu, zabił Kena i do lasu wrócił. Tam na coś wszedł i się skaleczył. To wyjaśniałoby obecność krwi. Wiem, że nie wyjaśnia to pocisku karabinowego, ale nie możemy tej możliwości zignorować. Z tego co wiemy, miał też karabin, poza tym mógł to być strzał z broni myśliwskiej. Założę się, że w tym lesie też polują.
– Przestań, Brooke. Facet nie może się strzelać sam ze sobą. Pamiętaj, że mamy dwie oddzielne kupki różnych łusek. Żaden z myśliwych, których znam, nie ładowałby strzału za strzałem w coś nieznanego. Pozabijaliby wszystkich swoich kumpli albo i siebie samych. Z tego właśnie powodu większość stanów wymaga wtyczek w magazynkach, ograniczających liczbę strzałów. Na dodatek, te łuski nie leżały tam od dawna.
– Dobra, dobra, ale nie mam ochoty ufać w tej sprawie Adamsowi.
– A myślisz, że ja mam? Nie ufam własnej matce, świeć Panie nad jej duszą. Ale nie mogę ignorować faktów. Lockhart odjechała samochodem Kena? A Adams zostawia buty przed małą wycieczką przez las? Przestań, sama w to nie wierzysz.
– Posłuchaj, Connie, po prostu wskazuję inne możliwości. Nie twierdzę, że jestem przekonana do którejś z nich. Wciąż mnie zastanawia, co przestraszyło Kena? Nie był to nasz strzelec, skoro był ukryty w lesie.
– To prawda. – Connie potarł szczękę.
– Cholera, drzwi! – Reynolds nagle wyłamała palce. – Jak mogłam być taka ślepa? Kiedy tam przyjechaliśmy, tylne drzwi były szeroko otwarte, pamiętam to dokładnie. Otwierają się na zewnątrz, więc i Ken to zobaczył. Co mógł wtedy zrobić? Wyjął pistolet.
– Mógł też zobaczyć buty. Było ciemno, ale tylny taras nie jest aż taki duży. – Connie znowu łyknął colę i potarł skroń. – Dalej, advil, rób swoje cuda. No dobrze, będziemy wiedzieli na pewno, czy Adams tam był, kiedy laboratorium odtworzy tę taśmę.
– Jeśli ją odtworzą. Po pierwsze jednak, dlaczego Adams miałby być w środku?
– Może ktoś go wynajął, żeby śledził Lockhart.
– Buchanan?
– Prawdopodobnie pierwszy na mojej liście.
– Jeśli jednak Buchanan wynająłby strzelca, żeby załatwił Lockhart, to po co mu jeszcze Adams jako świadek?
Connie uniósł ramiona, po czym je opuścił, jak niedźwiedź ocierający się o pień drzewa.
– To z pewnością nie ma większego sensu.
– W takim razie skomplikuję tę sprawę jeszcze bardziej. Lockhart kupiła dwa bilety do Norfolk, ale na lot do San Francisco tylko jeden, na swoje prawdziwe nazwisko.
– A na taśmach z lotniska mamy Adamsa, który biegnie za naszymi ludźmi.
– Myślisz, że Lockhart próbowała go zostawić?
– Kasjerka powiedziała, że Adamsa nie było przy kasie aż do chwili, gdy Lockhart kupiła bilety. Z kolei na taśmie widać, jak Adams odprowadza ją od bramki lotu do San Francisco.
– Może więc to swego rodzaju niedobrowolny związek – powiedziała Reynolds. Patrząc na Conniego, pomyślała: Być może podobny do naszego? – Wiesz, co chcę zrobić? – Connie uniósł brwi. – Chciałabym oddać buty panu Adamsowi. Mamy jego adres?
– North Arlington. Najwyżej dwadzieścia minut stąd.
– Więc chodźmy. – Reynolds wstała.
ROZDZIAŁ 24
Connie parkował samochód przy krawężniku, a Reynolds patrzyła na stary budynek z piaskowca.
– Adamsowi musi się nieźle powodzić, to nie jest tania dzielnica.
– Może powinienem sprzedać dom i kupić gdzieś tutaj mieszkanie – orzekł Connie, obejrzawszy okolicę. – Spacery po ulicy, ławeczka w parku, radość życia.
– Pojawiają się myśli o emeryturze?
– Widok ciała Kena w worku nie nastraja mnie do robienia stale tego, co robię.
Podeszli do drzwi frontowych i oboje zauważyli kamerę wideo. Connie nacisnął dzwonek.
– Kto tam? – domagał się odpowiedzi energiczny głos.
– FBI – wyjaśniła Reynolds. – Agenci Reynolds i Constantinople.
Drzwi wciąż były zamknięte.
– Pokażcie odznaki. – Głos należał do starszej kobiety. – Zbliżcie je do kamery.
Agenci spojrzeli po sobie.
– Wiesz co, Connie, grajmy grzecznie i róbmy, co nam każe.
Reynolds uśmiechnęła się. Oboje przystawili swoje dokumenty do kamery. Trzymali je w ten sam sposób: złota odznaka przypięta do tylnej strony karty identyfikacyjnej, tak że najpierw widać było tarczę, a dopiero potem kartę ze zdjęciem. Miało to wzbudzać szacunek, i tak też było. Po minucie usłyszeli, jak staroświeckie podwójne drzwi otwierają się od środka i przez szybę dostrzegli twarz kobiety.
– Pokażcie je jeszcze raz – poprosiła. – Nie mam już tak dobrych oczu jak kiedyś.
– Psze pani – zaczął Connie, ale Reynolds szturchnęła go łokciem.
Znowu podnieśli karty. Kobieta obejrzała je uważnie, po czym otwarła drzwi.
– Przepraszam – powiedziała – ale po tym wszystkim, co tu się działo dziś rano, mam ochotę się spakować i wynieść stąd. A to jest od dwudziestu lat mój dom.
– Co takiego się tu działo? – ostro zapytała Reynolds.
– Kogo chcielibyście odwiedzić?
– Lee Adamsa – odpowiedziała agentka.
– Tak też myślałam. Nie ma go w domu.
– Czy wie pani, gdzie może być, pani…?
– Carter, Angie Carter. Nie, nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie może być. Wyszedł dziś rano i od tego czasu go nie widziałam.
– Cóż więc stało się dziś rano? – zapytał Connie. – To było dziś rano, prawda?
– Całkiem wcześnie – przytaknęła Carter. – Właśnie piłam kawę, kiedy zadzwonił Lee i powiedział, żebym pilnowała Maksa, ponieważ on wyjeżdża. – Agenci spojrzeli na nią z zaciekawieniem. – Maks to owczarek niemiecki Lee. – Usta jej zadrżały. – Biedny zwierzak.
– Co się stało z psem? – spytała Reynolds.
– Uderzyli go. Wszystko będzie w porządku, ale go skrzywdzili.
– Kto go skrzywdził? – Connie podszedł bliżej starszej pani.
– Pani Carter, może moglibyśmy do pani wejść i usiąść na chwilę? – zaproponowała Reynolds.
Mieszkanie wypełniały stare, wygodne meble, wąskie półki zasłane były starymi robótkami na drutach. W powietrzu czuć było zapach przypalonej kapusty i cebuli. Kiedy usiedli, odezwała się Reynolds:
– Może najlepiej będzie, jeśli zacznie pani od samego początku, a my będziemy zadawać pytania.
Carter opowiedziała, jak zgodziła się wziąć psa.
– Często to robię, bo Lee często jest poza domem. Wiecie, to prywatny detektyw.
– Wiemy. Więc nie mówił, dokąd idzie? Zupełnie nic? – drążył Connie.
– Nigdy nie mówi. Prywatny detektyw musi być dyskretny, a Lee bardzo na to zwraca uwagę.