Buchanan starannie dobierał słowa. Wiedział, że znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie.
– A co takiego mogłaby dać ci Faith, czego nie mógłbyś dostać ode mnie?
– W mojej pracy zawsze lepiej mieć dwóch niż jednego.
– Czy twoja matematyka obejmuje także tego agenta FBI, którego zabiłeś?
Thornhill wyjął fajkę i przez chwilę się nią bawił.
– Wiesz, Danny, przyjmij dobrą radę i zajmuj się tylko twoją częścią układanki.
– Uważam każdą jej część za swoją. Czytałem gazety. Powiedziałeś, że Faith zgłosiła się do FBI, a jakiś agent FBI został zabity, pracując nad nieujawnioną sprawą. W tym samym czasie zniknęła Faith. Masz rację, wynająłem Lee Adamsa, żeby się dowiedzieć, o co chodzi. Od tego czasu nie mam od niego wiadomości. Jego też kazałeś zabić?
– Jestem urzędnikiem publicznym, nie każę zabijać ludzi.
– FBI jakoś doszło do Faith, a ty nie mogłeś na to pozwolić, bo jeśli dowiedzieliby się prawdy, to cały twój plan idzie w diabły. A co, naprawdę myślałeś, że wierzę w to, że pozwolisz mi odejść i jeszcze poklepiesz na odchodnym po plecach, w podzięce za dobrą robotę? Gdybym był aż tak cholernym idiotą, nie przetrwałbym w moim fachu.
– Przetrwanie to interesujący koncept. – Thornhill odłożył fajkę. – Uważasz, że przetrwałeś, a teraz przychodzisz do mnie z tą serią bezzasadnych oskarżeń…
Buchanan pochylił się i patrzył wprost na Thornhilla.
– O przetrwaniu to ja więcej zdążyłem zapomnieć, niż ty kiedykolwiek wiedziałeś. Nie mam armii uzbrojonych ludzi, którzy robią, co im każę, podczas gdy ja siedzę sobie bezpiecznie za murami Langley i analizuję pole walki jak partię szachów. Gdy tylko wlazłeś w moje życie, sporządziłem plan alarmowy, który cię absolutnie zniszczy, jeśli cokolwiek mi się stanie. Nigdy nie pomyślałeś, że ktoś może być choć w połowie tak bystry jak ty? Czy też sukcesy uderzyły ci do głowy? – Thornhill tylko patrzył na niego, więc Buchanan ciągnął: – Uważam się w tej chwili za twojego szczególnego partnera, bez względu na to, jak ohydna jest ta myśl. I chcę wiedzieć, czy zabiłeś tego agenta FBI, ponieważ muszę wiedzieć, co zrobić, żeby wyrwać się z tego koszmaru. Chcę też wiedzieć, czy zabiłeś Faith i Adamsa. A jeśli mi tego nie powiesz, to kiedy wyjdę z samochodu, zatrzymam się w FBI. A jeśli uważasz się za tak niezwyciężonego, żeby spróbować mnie zabić, gdy zjawią się Federalni, to naprzód. Pamiętaj, że jeśli umrę, ty idziesz za mną. – Buchanan odchylił się i pozwolił sobie na uśmiech. – Znasz przecież opowiastkę o żabie i skorpionie? Skorpion chce przeprawić się przez rzekę i mówi żabie, że jej nie zabije, jeśli go przewiezie.
Żaba wie, że jeśli skorpion ją ukłuje, to oboje pójdą na dno, więc się zgadza. W połowie drogi przez rzekę, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, skorpion wbija swój jadowity kolec w żabę. Żaba umiera, krzycząc: „Dlaczego to zrobiłeś?” A skorpion odpowiada po prostu: „Taką już mam naturę”. – Buchanan sparodiował machanie ręką. – Cześć, panie Żaba.
Następną milę obaj mężczyźni patrzyli na siebie, w końcu Thornhill przerwał ciszę.
– Lockhart musiała zostać wyeliminowana. Agent FBI był z nią, więc także musiał umrzeć.
– Ale Faith ci uciekła?
– Z pomocą twojego detektywa. Gdyby nie twoja głupota, nie byłoby całego tego kryzysu.
– Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłbyś planować zabicie kogokolwiek. Nie masz więc najmniejszego pojęcia, gdzie jest teraz Faith?
– To tylko kwestia czasu. Mam wciąż wiele możliwości, a jeśli ma się przynętę, to jest i nadzieja.
– To znaczy co?
– To znaczy, że skończyłem rozmowę z tobą. Następne piętnaście minut minęło w całkowitej ciszy. Samochód wjechał na podziemny parking pod budynkiem Buchanana. Na dolnym poziomie czekał szary samochód z włączonym silnikiem. Thornhill przed wyjściem ścisnął ramię Buchanana.
– Twierdzisz, że masz możliwości, by mnie zniszczyć, jeśli cokolwiek ci się przydarzy. Dobrze, teraz powiem ci, co myślę. Jeśli twoja koleżanka i jej nowy „przyjaciel” zniszczą to wszystko, nad czym pracowałem, wszyscy zostaniecie zlikwidowani. Natychmiast. – Cofnął rękę. – Czyli rozumiemy się, panie Skorpion – dodał drwiąco.
Po minucie szary wóz wyjeżdżał z parkingu, a Thornhill już dzwonił.
– Buchanan nie może być spuszczony z oka nawet na chwilę. – Wyłączył telefon i myślał, jak potraktować nową sytuację.
ROZDZIAŁ 42
– To już ostatnie miejsce – powiedział Connie, kiedy podjechali do sklepu z motocyklami. Wysiedli, a Brooke rozejrzała się wokół.
– Jego młodszy brat?
– Scott Adams. – Connie sprawdził listę. – Kieruje tym interesem.
– Miejmy nadzieję, że będzie bardziej pomocny niż inni.
Sprawdzili wszystkich krewnych Adamsa w okolicy. Nikt nie widział go ani nie miał od niego wiadomości w ciągu ostatniego tygodnia, tak w każdym razie mówili. Scott Adams mógł być ich ostatnią szansą. Kiedy weszli, dowiedzieli się jednak, że wyjechał z miasta na ślub przyjaciela i wróci za kilka dni. Connie podał wizytówkę młodemu mężczyźnie za ladą.
– Powiedz mu, proszę, żeby do mnie zadzwonił, kiedy wróci.
Sprzedawca Rick, ten sam, który bez powodzenia usiłował flirtować z Faith, spojrzał na wizytówkę.
– To ma coś wspólnego z jego bratem?
– Znasz Lee Adamsa? – zapytała Brooke. Oboje z Conniem uważnie patrzyli na Ricka.
– Nie mogę powiedzieć, żebym go znał. On nie zna mojego imienia ani nic. Ale kilka razy tu był. Ostatnio, faktycznie, parę dni temu.
Agenci oglądali Ricka od stóp do głów, oceniając jego wiarygodność.
– Był sam? – zapytała Brooke.
– Nie, miał jakąś laskę.
Wyjęła zdjęcie Lockhart i podała Rickowi.
– Ale z krótkimi włosami, czarnymi, a nie kasztanowymi – powiedziała.
– Taa, to ona – potakiwał Rick, patrząc na fotografię. – Lee też miał inne włosy, krótkie i blond. Poza tym miał wąsy i brodę. Jestem naprawdę dobry w zauważaniu różnych takich rzeczy.
Reynolds i Connie spojrzeli na siebie. Oboje starali się ukryć podniecenie.
– Masz pomysł, dokąd mogli jechać? – zapytał Connie.
– Może. Ale na pewno wiem, dlaczego tu przyszli.
– Naprawdę? Niby dlaczego?
– Potrzebowali pojazdu, wzięli motor. Jeden z tych wielkich gold wingów.
– Gold wingów? – powtórzyła Reynolds.
– Taa. – Rick przerzucił stos kolorowych broszur i wyjął jedną, żeby zobaczyła. – O, taka, Honda Gold Wing SE. Na długą drogę nie ma nic lepszego od tego maleństwa. Możecie mi wierzyć.
– Mówisz, że Adams jedną wziął. Masz kolor, numer rejestracyjny?
– Mogę znaleźć numer, a kolor jest taki sam jak w broszurze. To był model próbny, Scott pozwolił mu ją wziąć.
– Mówiłeś, że może masz pomysł, dokąd pojechali – przypomniała Reynolds.
– Czego chcecie od Lee?
– Pogadać. Z nim oraz z damą, która jest z nim – powiedziała przyjaźnie.
– Zrobili coś złego?
– Nie będziemy wiedzieli, dopóki z nimi nie pogadamy – odpowiedział Connie. Podszedł odrobinę bliżej. – Dochodzenie FBI jest w toku. Jesteś ich przyjacielem czy kimś takim?