– Co potem?
– Jedźcie do jakiegoś motelu na przedmieściu. Zameldujcie się pod fałszywymi nazwiskami i zadzwońcie do mnie na komórkę. Wrócę do was, kiedy sprawdzę, że wszystko jest w porządku z Renee. Już to omówiłem z Buchananem, zgadza się.
– A potem? – naciskała Faith.
– Róbmy jeden krok naraz. Mówiłem ci, że nie ma żadnych gwarancji, że się uda.
– Właściwie mówiłam o nas.
– Och… – wykrztusił Lee, który nagle musiał się zająć paskiem torby. Zabrzmiało to idiotycznie.
– Rozumiem.
– Co rozumiesz?
– Barn, barn., dziękuję, madame.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Jeszcze mnie nie poznałaś?
– Właściwie to myślałam, że cię poznałam. Ale o czymś chyba zapomniałam: ty jesteś z grupy samotników, seks jedynie dla przyjemności. Prawda?
– Po co to wszystko? Jakbyśmy nie mieli dosyć zmartwień. Porozmawiajmy o tym później, nie mam zamiaru nie wracać.
Lee nie chciał jej zbyć, ale, do cholery, dlaczego nie rozumie, że w tej chwili nie mają czasu na takie rozmowy? Faith siadła na łóżku.
– Tak jak powiedziałeś, żadnych gwarancji.
– Wrócę, Faith. – Położył jej rękę na ramieniu. – Nie posunąłbym się tak daleko, żeby cię teraz zostawić.
– Dobrze. – Tylko tyle mogła powiedzieć. Wstała i szybko go uścisnęła. – Proszę, uważaj na siebie.
Wypuściła go tylnymi drzwiami. Lee długo się jej przyglądał, kiedy odwróciła się i wracała. Zapamiętywał wszystko, od bosych stóp do krótkich ciemnych włosów. Przez krótką, nieprzyjemną chwilę zastanawiał się, czy nie widzi jej po raz ostatni.
Wsiadł na hondę i szybko uruchomił motocykl…
Kiedy Lee wyjechał na ulicę, Brooke Reynolds popędziła do crown vica i otwarła drzwi. Bez tchu zajrzała do środka.
– Cholera, wiedziałam, że to się zdarzy właśnie wtedy, kiedy podejdę przyjrzeć się domowi. Musiał wyjść tylnymi drzwiami. Nie włączył nawet świateł na parkingu. Nie widziałam go do chwili, gdy włączył motocykl. Co robimy? Dom czy motocykl?
– Adams już jest poza zasięgiem. – Connie patrzył na ulicę. – A jego motocykl jest dużo bardziej zrywny niż ten czołg.
– Pozostaje więc dom i Lockhart.
– Zakładamy, że ona tam ciągle jest. – Connie nagle się zmartwił. – W gruncie rzeczy nie wiemy nawet, czy kiedykolwiek tam była.
– Cholera, wiedziałam, że to powiesz. Żeby tylko tam była. Jeśli się okaże, że właśnie pozwoliliśmy uciec Adamsowi, a Lockhart nie ma w domu, to ja popłynę do Anglii. A ty zaraz za mną. Dalej, Connie, musimy wejść do tego domu.
– Cholera, nie lubię czegoś takiego – mruczał Connie, wychodząc z samochodu z pistoletem w ręce i rozglądając się nerwowo. – Może to kocioł. Możemy wleźć prosto w nieszczęście. A nie mamy wsparcia.
– Nie mamy wyboru.
– Dobra, ale do cholery, stój za mną.
Ruszyli w kierunku domu.
ROZDZIAŁ 50
Przez plażę biegło trzech mężczyzn w czarnych bluzach dresowych i tenisówkach. Chociaż zbliżał się świt, w ciemnych strojach na tle oceanu byli w zasadzie niewidoczni. Fale zaś zagłuszały wszelkie dźwięki.
Przybyli tutaj jakąś godzinę temu i właśnie otrzymali niepokojące wiadomości. Lee Adams wyjechał, a Faith Lockhart z nim nie było. Musi być wciąż w domu. W każdym razie mieli taką nadzieję. Powiedziano im także, że może tam być Buchanan. Tych dwoje było ważniejszych od Adamsa, on mógł poczekać na swoją kolej. W końcu i tak go dostaną. Nie przerwą pościgu, aż go dostaną.
Każdy członek zespołu miał pistolet automatyczny i nóż, skonstruowany w taki sposób, by jednym uderzeniem przecinał tętnicę szyjną. Ludzie ci byli doskonale wyszkoleni właśnie w zakresie zadawania tego rodzaju śmiertelnych ciosów. Rozkazy, które otrzymali, były jasne. Każdy, kto będzie w domu, musi zginąć. Jeśli wykonają wszystko doskonale, to będzie to czyściutka operacja. Mogą wrócić do Waszyngtonu przed południem.
To byli dumni ludzie, profesjonaliści, od dawna w służbie Roberta Thornhilla. Dzięki swej inteligencji, zdolnościom, sile fizycznej i cierpliwości w ciągu ostatnich dwudziestu lat przetrwali, jako zespół, kilka niebezpiecznych sytuacji. Ratowali życie ludziom, sprawiali, że pewne części globu były bezpieczniejsze, pomagali w tym, by Stany Zjednoczone pozostały jedynym supermocarstwem. To oznaczało dla wielu lepszy, sprawiedliwszy świat. Tak jak Robert Thornhill zaciągnęli się do Agencji, by służyć, by chronić społeczeństwo. Nie było dla nich wyższego celu.
Wszyscy trzej byli też członkami grupy, której Lee i Faith umknęli w mieszkaniu Adamsa. Ten epizod trochę ich zmartwił, bo zachwiał ich reputacją ludzi doskonałych. Mieli nadzieję odkupić winę i nie chcieli utracić obecnej szansy.
Jeden z nich został w pobliżu szczytu schodów na straży, a pozostali dwaj podbiegli na tył domu. Plan był prosty, jasny i nieobciążony mnóstwem szczegółów. Uderzą na dom szybko i zdecydowanie, zaczną od parteru i będą się poruszać w górę. Kiedy się na kogoś natkną, nie będą zadawać pytań ani prosić o podanie nazwiska. Ich pistolety z tłumikami strzelą raz w każdą z ofiar, po czym oni będą się poruszać dalej, aż wszelkie życie w domu zamrze. Tak, z całą pewnością może się uda, że przed lunchem będą z powrotem w Waszyngtonie.
ROZDZIAŁ 51
Lee zwolnił i zatrzymał się na środku drogi, lekko dotykając stopami asfaltu. Obejrzał się ponad ramieniem, na długą, ciemną i pustą ulicę. Wkrótce pojawi się światło poranka, dostrzegał już mięknące krawędzie na niebie, jak zarysy zdjęcia polaroidowego.
Czemu nie poczekał? Mógł przecież zostać, aż przyjedzie samochód, który ma zawieźć Faith i Buchanana na lotnisko. Co najwyżej opóźni to jego podróż do Charlottesville o kilka godzin, a za to z pewnością poprawi stan jego nerwów. Czemu, do cholery, uciekał tak szybko? Renee była w tej chwili chroniona. A Faith?
Ręka w rękawicy nacisnęła manetkę hondy. Poza tym będzie mógł z nią porozmawiać, żeby wiedziała, jak wiele dla niego znaczy.
Zawrócił i ruszył z powrotem. Kiedy wjechał na ulicę, zwolnił. U jej wylotu stał wielki sedan, którego związek z agencjami rządowymi był oczywisty. To prawda, Lee nie przejeżdżał koło niego, gdy ruszał w kierunku głównej drogi, ale jak jego doświadczone oczy mogły nie zauważyć takiego wozu? Boże, czyżby naprawdę się starzał?
Pojechał bliżej, zakładając, że jeśli to Federalni, to z łatwością im się wymknie. Gdy zauważył, że samochód jest pusty, w panice zawrócił hondę, podjechał pod trzeci dom od domu Faith i zeskoczył z motocykla. Zrzucił kask, wyjął pistolet i pobiegł na tylne podwórko i dalej, na ścieżkę łączącą wspólne tereny wszystkich domów, zbiegające ku schodom na plażę na podobieństwo tętnic biegnących do serca. Jego własne serce biło z gorączkową szybkością.
Przeskoczył ścieżkę, schylił się za jakimiś chwastami i zajrzał na zaplecze domu Faith. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Dwaj ubrani na czarno mężczyźni przeskakiwali właśnie przez płot Faith. Czy to Federalni, czy raczej ludzie, którzy chcieli zabić Faith na lotnisku? Boże, żeby to nie byli oni, pomyślał. Mężczyźni zdążyli już zniknąć za murem, za kilka sekund będą w domu. Czy Faith włączyła alarm? Pewnie nie…
Przeskoczył płot i rzucił się w kierunku domu. Kiedy przekraczał ścieżkę, poczuł raczej, niż zobaczył, że coś leci w jego kierunku z lewej strony, gdzie ciemności nie były już tak gęste. To prawdopodobnie uratowało mu życie. Padł, i nóż zamiast w szyję wbił mu się w ramię. Zaczął krwawić, ale sztywny materiał kombinezonu przyjął większość siły uderzenia. Napastnik nie zwlekał i rzucił się na niego.