Выбрать главу

Lee jednak właściwie ocenił czas i udało mu się podnieść zdrową rękę, pociągnąć i przerzucić mężczyznę nad sobą w ostre zarośla, co było niemal równie nieprzyjemne jak nóż wbijany w ciało. Lee rozejrzał się za pistoletem, który stracił, gdy ten facet rzucił się na niego. Nie miał żadnych skrupułów, by zastrzelić tego mężczyznę i narobić rabanu. W tej chwili z zadowoleniem powitałby jakąkolwiek pomoc ze strony lokalnej policji.

Jego przeciwnik jednak pozbierał się zaskakująco szybko, wyskoczył z zarośli i zderzył się z Lee, zanim ten zdążył podnieść pistolet. Obaj wylądowali na krawędzi schodów. Lee dostrzegł nóż i udało mu się chwycić nadgarstek przeciwnika, zanim ostrze dosięgło ciała. Facet był silny. Lee czuł mięśnie jego przedramienia i stalowe mięśnie trójgłowe, gdy starał się wytrącić mu z ręki nóż. Jednak Lee też nie był słabeuszem, nie po to latami przerzucał tony stali.

Facet, z którym walczył, był doświadczonym zabijaką, bo wolną ręką udało mu się zadać dwa czy trzy skuteczne ciosy na żołądek Lee. Po pierwszym z nich Lee napiął mięśnie brzucha i kolejne ciosy odniosły już niewielki skutek. Niemal dwadzieścia lat ćwiczył te mięśnie przez skrętoskłony i uderzenia piłką lekarską. Po takich doświadczeniach ludzka pięść nie stanowi poważnego problemu, niezależnie od tego, jak mocno uderza.

Lee puścił ramię mężczyzny i zadał mu silny cios hakiem w przeponę. Poczuł, że przeciwnik traci oddech, ale uścisk na rękojeści noża wciąż był silny. Wtedy trzykrotnie trafił ubranego na czarno mężczyznę w nerki. To jeden z najboleśniejszych ciosów, jakie można zadać, nie pozbawiając przeciwnika świadomości. Nóż wypadł z ręki napastnika i z brzękiem potoczył się po schodach.

Obaj mężczyźni wstali; ciężko dysząc, wciąż się obejmowali. Nagłe, umiejętne kopnięcie podcięło nogi Lee. Padł na ziemię, ale poderwał się natychmiast, widząc, że przeciwnik sięga po pistolet. Poczucie, że ułamki sekund dzielą go od śmierci, dało mu elastyczność, jakiej nigdy by z siebie nie wykrzesał w innych warunkach. Uderzył nisko i mocno, jak podręcznikowy obrońca futbolu amerykańskiego, i obaj przetoczyli się nad szczytem schodów i poturlali w dół, boleśnie uderzając o każdy stopień, po czym wylądowali na piasku – plątanina rąk, nóg i tułowi. Potoczyli się dalej. Przypływ sięgał niemal schodów i po chwili obaj mieli usta pełne słonej wody.

Lee zobaczył, że pistolet zniknął podczas upadku, więc oderwał się od przeciwnika i stanął w wodzie po kolana. Jego przeciwnik także wstał, choć nie tak szybko. Lee był ciągle czujny: facet znał karate, Lee poczuł to po kopnięciu, które powaliło go na górze, poznał to także po jego postawie obronnej, która zamieniła mężczyznę w małą kulkę bez krawędzi, trudną do trafienia. Mózg Lee pracował teraz na najwyższych obrotach. Zauważył, że ma nad przeciwnikiem przewagę jakichś dziesięciu centymetrów i dwudziestu kilogramów, ale jeśli da się trafić kopnięciem w głowę, to padnie. A to spowoduje, że zginie on, zginą Faith i Buchanan. Z drugiej strony, jeśli nie załatwi tego człowieka w ciągu minuty, to Faith i Buchanan i tak zginą.

Mężczyzna starał się kopnąć Lee; jednak konieczność pokonania oporu wody dała Lee odrobinę czasu: musi się zbliżyć, chwycić, co mu wpadnie w ręce, i nie dać temu Chuckowi Norrisowi miejsca na czary jego wschodniej sztuki walki. Lee był bokserem i miał absolutną przewagę w walce w zwarciu, gdzie nie na wiele zdawały się fruwające na wszystkie strony nogi. Skulił się i przyjął na ciało cios nogą, który miał połamać mu żebra. Chwycił kończynę krwawiącą ręką i przycisnął do boku z siłą imadła. Wolną ręką wymierzył druzgocący cios w kolano, który spowodował, że wygięło się pod kątem, na jaki nie zostało zaprojektowane. Mężczyzna zawył. Lee uderzył prosto w twarz przeciwnika, czując, jak nos tamtego rozpłaszcza się pod wpływem ciosu. Wreszcie, w niemal choreograficznie wyreżyserowanym ruchu, Lee cofnął nogę, skulił się i wybuchnął lewym hakiem o mocy kuli armatniej, który niósł całe sto dziesięć kilogramów jego wagi plus czynnik zwielokrotniający, który pojawia się podczas walki w wyniku czystej wściekłości. Kiedy pięść trafiła w kości twarzy, wiedział, że wygrał. Tak twardej szczęki nie ma nikt na świecie, oprócz może zawodowych bokserów wagi ciężkiej.

Mężczyzna padł jak rażony piorunem. Lee natychmiast nadepnął mu na żołądek i trzymał mu głowę pod wodą. Nie miał dość czasu, by naprawdę go utopić, więc z całą siłą nacisnął łokciem na kark mężczyzny. Powstały w wyniku tej czynności chrzęst nie pozostawiał wątpliwości, nawet pomimo plusku wody wokół nich. Jakby Bóg chciał, żeby Lee doskonale wiedział, co zrobił, i nigdy tego nie zapomniał.

Ciało w wodzie nagle zrobiło się bezwładne. Lee podniósł się znad zwłok. Brał udział w wielu wałkach w ringu i poza nim, ale do tej pory nigdy nikogo nie zabił. Spojrzał na ciało i wiedział, że nie ma się czym chwalić. Czuł jedynie wdzięczność, że to nie on tam leży.

Nagle zrobiło mu się niedobrze i poczuł z pełną wyrazistością ból zranionego ramienia. Spojrzał na schody wiodące do domów. Zostały mu tylko dwa potwory do pokonania, potem będzie mógł odpocząć. Było oczywiste, że to nie są Federalni. Agenci FBI nie starają się zabijać ludzi zmyślnymi nożami i kopnięciami karate. Agenci FBI wyjmują blachy i broń, po czym wołają, żeby natychmiast się zatrzymać. Rozsądny człowiek robi tak, jak każą.

Nie, to byli inni faceci. Robokilerzy z CIA. Pobiegł po schodach, znalazł pistolet i popędził jak strzała w kierunku domu, mając nadzieję, że nie jest za późno.

ROZDZIAŁ 52

Faith przebrała się w dżinsy i bluzę od dresu i siedziała na łóżku, gapiąc się na swoje bose stopy. Dźwięk motocykla ■ jakby rozpłynął się w olbrzymiej pustce. Kiedy rozglądała się po pokoju, miała wrażenie, jakby nigdy nie było tu żadnego Lee Adamsa, jakby to wszystko było nieprawdziwe. Poświęciła tak wiele czasu i energii, by zgubić tego mężczyznę, a teraz, kiedy go nie było, wydawało jej się, jakby wszelkie jej uczucia zniknęły w pustce, która po nim pozostała.

Pomyślała najpierw, że zakłócające ciszę domu dźwięki pochodzą z sypialni Buchanana. Potem pomyślała, że może to Lee wrócił, bo zdawało jej się, że to odgłos tylnych drzwi. Wstała z łóżka, ale nagle przyszło jej do głowy, że nie może to być Lee, bo nie słyszała motocykla. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, serce zaczęło jej łomotać.

Zamknęła drzwi? Nie pamiętała, ale przypomniała sobie, że nie włączyła alarmu. Może to Danny? Wiedziała, że to nie on.

Zbliżyła się do korytarza i wyjrzała, nasłuchując. Wiedziała, że nie wymyśliła sobie tego dźwięku. Ktoś był w tej chwili w domu. Spojrzała na korytarz. W sypialni Lee jest jeszcze jeden panel kontrolny alarmu. Czy uda jej się tam dostać, włączyć system i wykrywacz ruchu? Padła na kolana i skradała się przez korytarz.

Connie i Reynolds weszli bocznymi drzwiami i szli korytarzem parteru. Connie celował przed siebie pistoletem, Reynolds szła za nim. Bez pistoletu czuła się naga i nieprzydatna. Otwierali każde drzwi na parterze. Wszędzie było pusto.

– Muszą być na górze – wyszeptała Brooke w ucho Conniego.

– Mam nadzieję, że ktoś tam jest – szepnął ze złowrogą nutą w głosie.

Oboje zamarli, gdy usłyszeli wewnątrz domu jakiś dźwięk. Connie wskazał palcem na górę, Reynolds kiwnęła głową. Podeszli do schodów; dywan zagłuszał odgłosy ich kroków. Doszli na półpiętro i zatrzymali się, uważnie nasłuchując. Cisza. Znów ruszyli.

Wszędzie było pusto. Poruszali się wzdłuż ściany, a ich głowy kołysały się, jakby były zsynchronizowane.