— Nawet po powrocie Szarona?
El Hassan potrząsnął głową.
— Nie.
To wzburzyłoby natychmiast naród palestyński i wywołałoby zamieszki, których rozmiarów nikt nie jest w stanie oszacować.
Jednak myślę, że skoro pan mnie o to pyta, ma pan ważny powód…
— Tak — powiedział Malko.
Zdecydował się zaufać temu staremu towarzyszowi Arafata, którego niełatwo było przestraszyć, odpornemu dzięki swojej zamożności na przekupstwo, przyzwyczajonemu do podróży i spotkań z ludźmi, ceniącemu Amerykanów i Europejczyków.
Byłoby dobrze, gdyby Malko Linge mógł zacząć swoje śledztwo.
Jednym tchem opowiedział więc el Hassanowi o dwóch wydarzeniach, które zaalarmowały szefa rezydentury CIA i o podejrzeniach bankiera z Ramalli…
Doradca Jasera Arafata wysłuchał go z zainteresowaniem, a potem rzekł:
— Pańska opowieść jest niepokojąca, lecz brakuje w niej zasadniczego elementu: Izraelczycy nie mogą wziąć na siebie odpowiedzialności za zlikwidowanie Jasera Arafata, nawet, jeśli Ariel Szaron, który wciąż demonizuje naszego przywódcę, miałby wielką ochotę go zabić.
Ze względów politycznych byłoby to nie do przyjęcia, także dla Amerykanów.
Zatem jest jeszcze coś, o czym pan nie wie, albo jest to po prostu balon próbny.
— A co pan sądzi o Abu Kazerze?
Następny uśmiech.
— Bardzo dużo dobrego.
W wyjątkowo zadowalający sposób prowadził negocjacje z Izraelczykami.
To jeden z naszych najstarszych towarzyszy, odegrał wybitną rolę w palestyńskiej historii.
— Czy jest w Gazie?
— Nie. Nie w tej chwili.
Zbudował sobie na razie bardzo piękny dom, lecz mieszka w Ramalli.
Myślę, że jest bardzo zmęczony.
Ostatnio nie bierze udziału w naszych posiedzeniach.
Kiedy Abu Alah został powtórnie wybrany na przewodniczącego Rady palestyńskiej, nie przyjechał.
Chociaż, jak sądzę, Izraelczycy nie mogliby mu, ze względów politycznych, odmówić prawa przejazdu.
Nie mam jednak żadnego potwierdzenia kontaktów Abu Kazera z nimi.
Oczywiście, warto było by wyjaśnić tę sprawę.
Osobiście nigdy nie uwierzę, że mógłby zdradzić swojego starego towarzysza.
— To może być bardziej skomplikowane — stwierdził Malko.
Widział, że mimo wszystko jego informacje poruszyły Hani el Hassana.
Wykorzystał więc okazję:
— Dlatego właśnie chciałbym się spotkać z generałem el Husseinim.
Może mógłby mi wyjaśnić, co łączy te niepokojące fakty.
El Hasaan odłożył wykałaczkę, zastanawiał się przez chwilę i powiedział:
— Rzeczywiście, jest dobrym doradcą.
Mam do niego pełne zaufanie.
Był w Tunisie i nie ufa za bardzo Izraelczykom, którzy zabili jego szefów — najpierw Abu Ijada, a potem Abu Dżihada, którego był zastępcą.
Prowadził także negocjacje w smutnej sprawie Adnana Jassine.
Załatwię panu spotkanie z generałem.
Zobaczy się pan z nim bardzo szybko.
Spojrzał na zegarek i wstał, dając znać, że spotkanie się skończyło.
— Czy powie pan o tym ewentualnym zagrożeniu Jaserowi Arafatowi?
— Nie lubię mówić, kiedy nie wiem dokładnie, co mogę po wiedzieć.
— odparł Hani el Hassan.
A Jaser Arafatjest fatalistą.
Poza tym myślę, że gdyby Izraelczycy zamierzali go zabić, by łoby to wyjątkowo trudne.
Nie mogą już, jak w Bejrucie, zbombardować jego kwatery głównej.
Poza tym jest bardzo dobrze strzeżony.
Niestety, nie może mi pan dać żadnej dokładnej wskazówki.
Jeśli będzie pan wiedział więcej, bardzo chętnie znowu spotkam się z panem.
Doradca Arafata podał mu swoją wizytówkę, a Malko musiał przyznać mu rację: jak długo nie znał prawdziwej przyczyny zabójstwa majora Rażuba, nie miał niczego konkretnego.
Najciekawszą wskazówką było zachowanie młodego agenta Szin Bet.
Lecz on także nie mógł zdradzić, czego się obawiał…Malko odszukał Fajsala, który rozmawiał z mężczyznami z ochrony osobistej raisa.
Po wyjściu na ulicę zobaczył, że samochód z człowiekiem w zielonej marynarce zniknął.
Malko powiedział sobie, że posunął się do przodu w swoich poszukiwaniach.
Ale jeśli generał el Husseini nie powie mu nic więcej, będzie musiał opuścić Gazę z pustymi rękami.
Chociaż jego mercedes miał świetne zawieszenie, Jamal Na ssiw trząsł się jak ulęgałka na wyboistych, wąskich uliczkach dzielnicy Renal.
— Zwolnij trochę, Mohamed — powiedział rozdrażniony.
Przeklinał blokadę Gazy.
W normalnych czasach spotykał się ze swoją kochanką w Tel Awiwie, w dyskretnej atmosferze wielkiego hotelu.
Teraz, by skraść kilka minut szczęścia, musiał wynajmować willę od przyjaciela, zaufać swojemu kierowcy, który był także jednym z jego kuzynów i narazić się na ryzyko, że zostanie wykryty przez ludzi, którzy chcą mu zaszkodzić, ponieważ mogliby wyśledzić jego wyjazdy tam i z powrotem bez eskorty.
Pocisk RPG 7 szybko osiąga cel, a jego opancerzone auto, skonstruowane w cywilizowanym kraju, nie było stworzone do tego, by chronić przed pociskami przeciwpancernymi…
Jamal Nassiw zachowywał zwykle szczególne środki ostrożności, używając dwóch jednakowych samochodów; jeden z nich był pusty.
W przypadku ostrego strzału zwiększało to szansę na przeżycie o 50%.
Jednak w tej biednej, plebejskiej dzielnicy nie sposób nie zauważyć nawet jednego mercedesa, a co dopiero dwóch…
Jamal Nassiw potrafił właściwie ocenić sytuację.
W Gazie jego gorliwość eksterminatora przysporzyła mu wielu wrogów.
Jeszcze więcej było takich, którzy mu zazdrościli, przede wszystkim w obozie „Tunezyjczyków”, historycznych przywódców OWP, którzy wrócili do Gazy dopiero w 1995 roku.
Do tego jeszcze jego związek z Leilą el Mugrabi, młodą, piękną, zmysłową i zakochaną, także przyprawiał niektórych o ból głowy, chociaż otaczał go jak największą dyskrecją.
Jednak miasto Gaza było wioską.
Nawierzchnia poprawiła się trochę, więc mógł wreszcie za jąć się dokumentami, które zabrał ze sobą.
Były to akta spraw prowadzonych przez majora Rażuba przed jego gwałtowną śmiercią.
Papiery, które zaczynały mieć własną historię.
Natychmiast po zamordowaniu Marwana Rażuba, jego przełożony automatycznie zajrzał do tych dokumentów, szukając jakiś wskazówek, lecz nie znalazł niczego specjalnego.
Oddał by na pewno dokumenty jednemu ze swoich zastępców, gdyby nazajutrz po śmierci majora nie zdarzył się niezwykły incydent.
W krótkiej rozmowie telefonicznej z Tel Awiwem, kazano mu się udać do motelu al Wahah na północnym końcu Strefy Gazy, gdzie miał się z kimś zobaczyć.
Motel al Wahah, który należał do brata Jamala Nassiwa, był miejscem spotkań agentów Szin Bet z ludźmi z palestyńskiej służby bezpieczeństwa.
Mimo że stosunki pomiędzy Izraelem i Palestyńczykami się ochłodziły, wzajemne kontakty nigdy całkowicie nie wygasły.
Gdy szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa otrzymał wiadomość o spotkaniu, był przekonany, że Izraelczycy chcą mu wyjaśnić przyczyny gwałtownej śmierci jego współpracownika.
W czasie tego spotkania odnowił starą znajomość ze Szlomo Zamirem, jednym z najlepszych agentów Szin Bet, z którym wspólnie prowadzili walkę z Hamasem.
Izraelczyk mówił krótko: poprosił Jamala Nassiwa o osobistą przysługę, to znaczy, o chwilowe zawieszenie dochodzeń w sprawach prowadzonych przed śmiercią przez majora Rażuba.
Widząc zdumienie swojego rozmówcy, izraelski agent wyjaśnił niechętnie, że Szin Bet jest na tropie siatki Hamasu, która organizuje zamachy bombowe, a działania operacyjne Palestyńczyków mogą w pożałowania godny sposób zakłócić śledztwo.