Выбрать главу

Emily prześladowała obsesja Dadgara, tajemniczego człowieka, który był dość potężny, aby wtrącić jej męża do więzienia i trzymać go tam. Chciała stanąć oko w oko z Dadgarem i zapytać go osobiście, dlaczego jej to zrobił. Nawet poprosiła Tima, aby spróbował jej załatwić paszport dyplomatyczny, żeby mogła pojechać do Iranu i po prostu zastukać do drzwi Dadgara. Tim stwierdził, że to bardzo głupi pomysł, i musiała przyznać mu rację. Rozpacz jednak podsuwała jej różne myśli – byle coś zrobić, cokolwiek, aby Bill powrócił.

Teraz czekała na codzienny telefon z Dallas. Zazwyczaj dzwonili Ross, T. J. Marquez albo Jim Nyfeler. Później odbierze dzieci ze szkoły i pomoże im w odrabianiu lekcji. Na koniec, pozostanie przed nią jeszcze samotna noc.

Dopiero niedawno powiedziała rodzicom Billa, że ich syn jest w więzieniu. Bill prosił ją w liście, który przez telefon odczytał jej Keane Taylor, aby nic im nie mówić, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne. Jego ojciec miał w przeszłości udar mózgu i wstrząs spowodowany tą wiadomością mógłby być dla niego groźny w skutkach. Ale po trzech tygodniach, kiedy udawanie stało się niemożliwe, powiedziała prawdę. Ojciec Billa rozgniewał się na nią za to, że tak długo nic nie mówiła. Czasem trudno jest podjąć właściwą decyzję.

Zadzwonił telefon. Schwyciła słuchawkę.

– Halo?

– Emily? Tu Jim Nyfeler.

– Cześć, Jim, co nowego?

– Tyle tylko, że przeniesiono ich do innego więzienia. Dlaczego wiadomości były zawsze złe?

– Nie ma się o co martwić – powiedział Jim. – Właściwie to dobrze: stare więzienie znajduje się w południowej części miasta, gdzie toczą się walki. To nowe jest na północy i zbudowano je solidniej – będą tam bezpieczniejsi.

Emily straciła panowanie nad sobą.

– Ależ Jim! – wrzasnęła. – Przez trzy tygodnie przekonujesz mnie, że są całkowicie bezpieczni w więzieniu, a teraz mówisz mi, że przenieśli ich do nowego więzienia i dopiero tam będą bezpieczni!

– Emily…

– Przestań mnie okłamywać!

– Emily…

– Powiedz po prostu, jak jest, i bądź ze mną szczery, dobrze?

– Emily, moim zdaniem nie znajdowali się dotąd w niebezpieczeństwie. Irańczycy po prostu podejmują rozsądne środki ostrożności. Czy nie mam racji?

Emily poczuła wstyd, że tak się na niego wściekła.

– Przepraszam, Jim.

– Nic się nie stało.

Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Emily odłożyła słuchawkę i wróciła do swej robótki. „Zaczynam się rozklejać – pomyślała. – Chodzę jak w transie, zawożę dzieciaki do szkoły, rozmawiam z Dallas, kładę się wieczorem do łóżka, a rano znowu wstaję… „.

Kilkudniowe odwiedziny u Vickie nie były najgorszym pomysłem, ale to nie odmiana miejsca była jej naprawdę potrzebna. Ona potrzebowała Billa.

Trudno było nie tracić nadziei. Zaczynała już myśleć, jakby się jej życie ułożyło bez Billa. Miała ciotkę, która pracowała w domu towarowym Woody’ego w Waszyngtonie; może pomogłaby jej zdobyć tam pracę? Albo mogła porozmawiać z ojcem o możliwości pracy w charakterze sekretarki. Zastanawiała się, czy potrafiłaby się jeszcze w kimś zakochać, gdyby Bill zginął w Teheranie. Pomyślała, że nie.

Przypominała sobie pierwsze dni po ślubie. Bill uczył się wtedy w college’u i wciąż brakowało im pieniędzy. Zdecydowali się jednak na małżeństwo, nie mogąc już znieść ciągłych rozstań. Później, kiedy kariera Billa rozwijała się, zaczęło się im lepiej powodzić i stopniowo kupowali lepsze samochody, większe domy, droższe ubrania… więcej rzeczy. „Jakże bezwartościowe były teraz te rzeczy” – pomyślała. Jak mało ważne było, czy jest bogata czy biedna. Chciała mieć tylko Billa i tylko jego zawsze potrzebowała. Zawsze będzie jej wystarczał, zawsze da jej szczęście.

O ile w ogóle wróci.

* * *

– Mamusiu – zapytała Karen Chiapparone – dlaczego tatuś nie dzwoni? Zawsze dzwonił, kiedy wyjeżdżał.

– Telefonował dzisiaj – skłamała Ruthie. – Wszystko u niego w porządku.

– Dlaczego dzwonił, kiedy byłam w szkole? Tak chciałam z nim porozmawiać.

– Kochanie, trudno jest dostać połączenie z Teheranem. Linie są tak przeciążone, że po prostu dzwoni wtedy, kiedy może.

– Aha.

Karen odeszła, aby popatrzeć na telewizję, a Ruthie usiadła w fotelu. Na zewnątrz zapadała ciemność. Coraz trudniej było jej okłamywać wszystkich w sprawie Paula.

Dlatego właśnie wyjechała z Chicago do Dallas. Nie można było mieszkać z własnymi rodzicami i utrzymywać przed nimi tajemnicy. Mama od razu by zapytała: „Dlaczego Ross i ci inni ludzie z EDS ciągle dzwonią?”

„Po prostu pytają, czy nic nam nie trzeba” – odparłaby Ruthie z wymuszonym uśmiechem.

„Jak to ładnie, że Ross dzwoni”.

Tutaj, w Dallas, mogła przynajmniej otwarcie rozmawiać z ludźmi z EDS. Ponadto teraz, kiedy placówka w Iranie z pewnością zostanie zamknięta, Paul pracowałby w szefostwie EDS, przynajmniej na razie, tak że zamieszkaliby w Dallas.

A Karen i Ann Marie musiały chodzić do szkoły.

Wszystkie zamieszkały na razie u Jima i Cathy Nyfelerów. Cathy szczególnie im współczuła, ponieważ jej mąż był na pierwszej liście czterech mężczyzn, których paszportów zażądał Dadgar. Gdyby był wówczas w Iranie, z pewnością siedziałby teraz w więzieniu razem z Paulem i Billem.

Mieszkajcie u nas, powiedziała Cathy. Potrwa to nie dłużej niż tydzień, a potem Paul wróci. To było na początku stycznia. Od tamtej pory Ruthie wiele razy proponowała, że wynajmie sobie mieszkanie, ale Cathy nie chciała o tym słyszeć. Teraz Cathy była u fryzjera, dzieci w sąsiednim pokoju oglądały telewizje, a Jim nie wrócił jeszcze z pracy, Ruthie była więc sama ze swymi myślami.

Z pomocą Cathy znajdowała sobie coraz to nowe zajęcia i starała się zachować równowagę psychiczną. Zapisała Karen do szkoły, a dla Ann Marie znalazła przedszkole. Wychodziła na lunch z Cathy, a także z innymi żonami pracowników EDS – Mary Boulware, Liz Coburn, Mary Sculley, Marvą Davis i Toni Dvoranchik. Pisała wesołe, optymistyczne listy do Paula i słuchała jego wesołych i optymistycznych odpowiedzi czytanych jej przez telefon z Teheranu. Chodziła do sklepów i na przyjęcia.

Wiele czasu zajmowało jej poszukiwanie domu. Nie znała Dallas zbyt dobrze, ale przypomniała sobie, jak Paul mówił, że Autostrada Centralna to koszmar, szukała więc ofert z miejsc oddalonych od autostrady. Znalazła jeden budynek, który się jej spodobał, i postanowiła go kupić, aby Paul mógł wrócić do prawdziwego domu. Ale powstały komplikacje prawne – dokumenty wymagały podpisu głównego lokatora, którego tu nie było. Tom Walter próbował się z tym uporać.

Ruthie starała się zachowywać pozory, ale w duchu zamartwiała się na śmierć. Rzadko sypiała w nocy dłużej niż godzinę. Ciągle budziła się i leżała myśląc, czy jeszcze zobaczy Paula. Zastanawiała się nad tym, co by zrobiła, gdyby on nie wrócił. Chyba powróciłaby do Chicago i została jakiś czas z rodzicami, z pewnością jednak nie na stałe. Z pewnością mogłaby dostać jakąś pracę… Jednak nie te praktyczne strony samodzielności tak ją dręczyły, lecz myśl, że już nigdy może nie ujrzeć Paula. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego. Co mogłaby robić, o co się troszczyć, czego chcieć, co mogło ją uszczęśliwić? Pojęła, że była całkowicie od niego zależna. Nie umiała już żyć bez Paula.

Usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu. To na pewno Jim, już po pracy. Może będzie miał jakieś wiadomości.