Выбрать главу

– Nie chcesz chyba powiedzieć…? – zaczęła.

– Właśnie, że chcę. Postaram się ci pomóc.

– Więc jednak wierzysz w moją niewinność?!

Nie odpowiedział od razu. Usiadł ciężko i poprosił o herbatę. Dopiero po paru łykach zaczął mówić.

– Nie chciałem w to wierzyć – powiedział zmęczonym głosem. – To by znaczyło, że popełniłem poważny błąd. Jednak jestem pewien, że nie zrobiłabyś niczego, co spowodowałoby rozłąkę z Tommym. Wczoraj to zrozumiałem.

Spojrzała mu przenikliwie w oczy.

– Masz rację. Choćby z tego powodu nigdy bym nikogo nie zabiła.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Dom Briana Andersona był nieco oddalony od drogi. Prowadził do niego podjazd w kształcie półksiężyca, a rosnące wokół drzewa chroniły go przed oczami ciekawskich. Daniel zobaczył go dopiero, gdy znalazł się w pobliżu wejścia.

Ani wielkie portale, ani sztukateria nie zrobiły na nim szczególnego wrażenia. Ten dom należał do kogoś, kto potrafił dbać o pozory. Wielka bryła stanowiła portret duszy gospodarza.

Tak mu się przynajmniej wydawało.

Daniel zadzwonił do drzwi. Przez chwilę wsłuchiwał się w dźwięk gongu, a następnie czekał, by pojawił się ktoś, kto wpuści go do środka. Po chwili w drzwiach stanęła kobieta w staroświeckim stroju pokojówki.

– Chciałbym się spotkać z panem Andersonem – powiedział.

Kobieta przybrała pozę pełną dostojeństwa i powagi.

– Kogo mam zaanonsować? – spytała.

– Keller. Inspektor Daniel Keller – przedstawił się. Służąca natychmiast zapomniała o swojej pozie. W jej oczach pojawił się wyraz niepewności.

– Sama nie wiem – powiedziała, przestępując z nogi na nogę. – Proszę zaczekać.

Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Daniel zaczął się rozglądać dokoła, Okazało się jednak, że nie czekał długo. Służąca wróciła po chwili i otworzyła drzwi na oścież.

– Proszę. Powiedział, że pana przyjmie.

– Dziękuję – odparł ironicznie. – To bardzo miło z jego strony.

Kobieta potraktowała te słowa zupełnie poważnie.

– O tak. Nie z każdym chce rozmawiać.

Zaprowadziła go do wykładanego dębową boazerią gabinetu. Brian Anderson siedział za biurkiem i wpatrywał się w ekran komputera. To pozwoliło Danielowi rozejrzeć się po pokoju. Wszystko w nim było luksusowe i banalne. Na biurku stało zdjęcie młodej kobiety w ramce ze skóry. Wyglądała mniej więcej tak naturalnie jak lalka Barbie, ale Andersonowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Potwierdzało to opinię, jaką Daniel wyrobił sobie na jego temat.

Anderson w końcu oderwał wzrok od komputera i odsunął się wraz z krzesłem od biurka.

– Inspektor Keller? Moje gratulacje. To znaczy, że nadal pracuje pan w policji?

– Powiedzmy, że z małą przerwą.

Na cienkich wargach Andersona pojawił się uśmiech. Widocznie doskonale rozumiał jego sytuację.

– Może napije się pan czegoś, skoro nie jest pan na służbie – zaproponował.

Daniel pomyślał, że prędzej umrze, nim przyjmie coś z rąk tego człowieka, ale po chwili opamiętał się. Miał przecież być dla niego miły.

– Poproszę o wodę mineralną – powiedział. – Jestem samochodem.

– I jak wszyscy dobrzy policjanci woli pan nie pić alkoholu.

– Jak wszyscy rozsądni ludzie – poprawił go Daniel. – Przejdę jednak do rzeczy. Przyjechałem tu w sprawie pańskiej żony.

– Mojej byłej żony – wtrącił Brian.

– Właśnie. Chyba przyjął pan z ulgą to, że jest niewinna.

– Ba! – Anderson podał mu szklaneczkę z wodą mineralną. – Tylko czy naprawdę jest niewinna?

Daniel wziął szklaneczkę i wypił pierwszy łyk wody. Usiłował ukryć, jak bardzo nie lubi swego rozmówcy. Nie było to chyba jednak koniecznie, ponieważ, jak wszyscy ludzie tego pokroju, Anderson uważał, że po prostu nie można nie darzyć go sympatią.

– Uznano, że brakuje dowodów, by ją ponownie skazać. Wobec prawa oznacza to niewinność.

– Ba! – powtórzył Anderson. – Wobec prawa…

– Czy to znaczy, że uważa pan, iż zabiła Graingera? – spytał.

Anderson machnął ręką.

– Bardziej interesuje mnie to, co pan myśli – powiedział. – Przed trzema laty nie miał pan wątpliwości. Do tego stopnia, że… – szukał odpowiedniego słowa – „zgubił” pan tamto zeznanie.

Daniel zacisnął dłoń wokół szklaneczki. Na szczęście była rżnięta w grubym krysztale i wytrzymała ten atak wściekłości.

– Czy sugeruje pan, że zrobiłem to specjalnie? Anderson ściągnął wargi.

– Wszystko mi jedno.

Daniel patrzył na niego w osłupieniu. Jednocześnie przypomniał sobie słowa przysięgi małżeńskiej. Czy to możliwe, żeby ten człowiek przyrzekał kiedyś Megan miłość i to, że jej nie opuści aż do śmierci? Daniel znał wiele rozwiedzionych małżeństw. Niektóre rozstawały się w gniewie. Ale wystarczyło, żeby któreś z byłych małżonków znalazło się w potrzebie, a zawsze mogło liczyć na pomoc drugiej strony.

Anderson najwyraźniej miał dość przedłużającej się ciszy. – O co panu chodzi? – spytał wyraźnie rozdrażniony.

– Chciałem przypomnieć, że pana żona, pańska była żona – poprawił się Daniel – ma prawo widywać się ze swoim synem.

Anderson wbił w niego chłodne spojrzenie.

– Więc już pana przekabaciła, inspektorze – powiedział, cedząc słowa. – Niech pan uważa. Nie na darmo nazywają ją Tygrysicą.

– To nie ma nic do rzeczy – żachnął się Daniel. Anderson odwrócił głowę i zaczął wpatrywać się w fotografię na biurku.

– Staram się chronić przed nią mego syna – powiedział. – Uważam to za swój obowiązek. Mam powody, by przypuszczać, że Tommy zupełnie zapomniał o matce. Nie chcę tego zmieniać. Poza tym zamierzam się wkrótce ożenić. Moja przyszła żona będzie wspaniała matką, jeśli…

W tym momencie zadzwonił telefon. Anderson podniósł słuchawkę. W ciszy, która nastąpiła, Daniel usłyszał jakiś żeński głos.

– Cześć, Seleno, kotku – powiedział ciepło Brian. Daniel spojrzał na lalkę ze zdjęcia. Czy to możliwe, że mogła w nim budzić tyle emocji? Anderson zupełnie się zmienił w czasie rozmowy z przyszłą żoną. Jednak to, co wzięło w nim górę, nie było miłością, ale chęcią posiadania. Zachowywał się jak bogacz, któremu obiecano kolejną górę złota.

– Czy może pan poczekać na zewnątrz? – spytał, przypomniawszy sobie o istnieniu Kellera.

Daniel wyszedł do przestronnego holu. Jednym uchem łowił dźwięki rozmowy. Nie zanosiło się na to, żeby skończyła się szybko. Dlatego przeszedł na tyły domu, starając się, z czysto zawodowego nawyku, zapamiętać rozkład pomieszczeń. Zatrzymał się w pokoju z wielkimi oknami, które powodowały, że wydawał się być bardziej słoneczny i radosny.

Na ścianie wisiał obraz przedstawiający szczeniaka skaczącego za piłką. Niewprawna kreska i sposób potraktowania przestrzeni wskazywały, że namalowało go jakieś dziecko. Po chwili Daniel zdał sobie sprawę, że nie jest sam w pokoju.

Odwrócił się w stronę drzwi wychodzących na taras. Stał w nich mniej więcej dziewięcioletni chłopiec. Daniel poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach. Chłopiec nie był w zasadzie podobny do Megan, ale miał bardzo zbliżony sposób bycia. Przypominał ją zwłaszcza teraz, gdy intensywnie wpatrywał się w inspektora.

– Dzień dobry – powiedział w końcu. – To mój obraz.

– Naprawdę? Znakomity. Czy ktoś ci już mówił, że masz talent?

Chłopiec zawstydził się i spuścił głowę.

– Lubię malować Jaco. To mój pies – dodał po chwili, przypomniawszy sobie, że nieznajomy nie wie, kim jest Jaco. – A ja jestem Tommy.