Następnego ranka pojawił się nowy list od pana Newtona. Prawnik informował Megan, że negocjacje w sprawie odszkodowania wyglądają bardzo obiecująco i w związku z tym może jej zaoferować nieco większe wsparcie. Do listu dołączony był czek na tysiąc funtów.
– Oczywiście będziesz sobie teraz mogła pozwolić na wynajęcie jakiegoś lokum – powiedział Daniel głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
– Jasne, że tak – Megan wpadła mu w słowo. – Przykro mi, że narzucałam ci się tak długo. Teraz doskonale sobie poradzę…
Twarz Kellera przybrała wyraz wściekłości.
– Doskonale wiesz, że sobie nie poradzisz – przerwał jej. – Jest jeszcze sprawa Graingera.
Megan spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– No dobrze, to dlaczego chcesz mnie wyrzucić? Daniel postukał się wymownie w czoło.
– Wyrzucić cię?! – powtórzył. – Przecież od początku mówiłaś, że chcesz się stąd wyprowadzić. Zresztą – dodał, widząc jej zdezorientowaną minę – tak będzie lepiej. Przepraszam, trochę mnie poniosło. Ale widzisz, nikt nie powinien nas widzieć razem… Poza tym, jeśli się przeniesiesz, nie zdarzy się nic takiego… nic takiego jak wczoraj.
Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę.
– Rozumiem – bąknęła.
Chciał krzyknąć, że nic nie rozumie, ale wiedział, że mądrzej będzie zbyć to milczeniem. Nie spał pół nocy, ponieważ znowu obudziło się w nim pragnienie, by chociaż dotknąć Megan. Czuł, że trudno mu będzie się z nią rozstać. Dlatego chciał, żeby wyprowadziła się, zanim całkiem oszaleje. Jeszcze chwila, a nie będzie mógł bez niej żyć.
Znaleźli dla Megan niewielkie mieszkanko w kamienicy oddalonej o parę kilometrów od domu Daniela. Jej właścicielka, pani Cooper, albo nie poznała dziewczyny, albo też uznała, że nie powinna się wtrącać w nie swoje sprawy. W domu była jeszcze trójka lokatorów: jakieś małżeństwo oraz stary taksówkarz, Bert, który pojawiał się o różnych porach. Miał on trzy córki, z których każda chciała go wziąć do siebie. Bert miał jednak naturę samotnika i wolał swoje mieszkanie oraz pracę, którą zaczynał i kończył o dowolnej porze. Być może z racji podobnych usposobień od razu polubili się z Megan.
Dziewczyna po raz pierwszy od wyjścia z więzienia czuła, że udało jej się „zagubić w tłumie”. Spokój, który panował w domu, udzielał się również jej. Jedyny problem, z którym nie mogła sobie poradzić, pomijając sprawę Tommy'ego, która wisiała nad nią niczym miecz Damoklesa, to Daniel.
Czasami widziała jego twarz we śnie, a czasami na jawie. Pojawiała się zawsze wtedy, gdy myślała o przyszłości. Megan nie wiedziała, co to znaczy. Nie wiedziała wielu rzeczy. Na przykład tego, czy pozostaną wrogami. Daniel obudził w niej pożądanie. Czy to wystarczy, żeby jakoś się ze sobą pogodzić?
Po paru dniach pobytu u pani Cooper uznała, że powinna do niego zadzwonić. Po krótkiej walce wewnętrznej sięgnęła po słuchawkę, ale po wybraniu numeru usłyszała głos automatycznej sekretarki. Dopiero za trzecim razem zdecydowała się nagrać wiadomość dla Daniela.
Z niecierpliwością czekała na odpowiedź, ale nic takiego nie nastąpiło. Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją pałką w głowę. Daniel nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Pewnie wyjechał, żeby nie musieć się z nią kontaktować.
Znowu odżyła sprawa Tommy'ego. Daniel obiecał, że się tym zajmie, ale w tej sytuacji powinna chyba zacząć działać sama. Nie wiedziała jednak, co zrobić. Musiała czekać na sygnał od Daniela.
– Daj spokój, dziewczyno – powiedział Bert, sięgając po masło. – Na pewno zadzwoni.
Jedli właśnie z Bertem śniadanie i oczywiście zagapiła się i zapomniała o maśle.
– Słucham?
Sięgnęła po dżem do tostów.
– Jestem już stary piernik – powiedział Bert. – Wydałem trzy córki za mąż i każda wyglądała tak samo, kiedy czekała na telefon od narzeczonego. Zwykle dzwonili. Jak nie ci, to inni.
– Źle to zrozumiałeś, Bert – powiedziała, czerwieniąc się. – To zupełnie inna sprawa.
– Jasne. Moje córki też mówiły, że chodzi o coś zupełnie innego.
Bert zaśmiał się rubasznie. Jednak Megan tylko pokręciła głową.
– To naprawdę coś zupełnie innego. Ten mężczyzna jest kimś w rodzaju doradcy – wyjaśniła.
Stary taksówkarz wzruszył ramionami.
– Niech będzie, skoro tak twierdzisz – powiedział. Nie wyglądał jednak na przekonanego.
Słowa Berta stanowiły dla niej szok. Nigdy wcześniej nie musiała czekać na telefon od mężczyzny. Wręcz przeciwnie, często chciała żeby kolejny amant przestał już wydzwaniać. Nawet Brian kontaktował się z nią regularnie. Czy to możliwe, żeby zachowywała się jak zakochana nastolatka?
Wkrótce jednak porzuciła te rozważania. W desperacji pojechała do szkoły Tommy'ego i zaczęła wystawać pod parkanem. Syn pojawił się dopiero trzeciego dnia, ale zauważył ją niemal natychmiast. Po chwili zaczęła się gra. Tommy starał się tak kopać piłkę, żeby móc się do niej zbliżyć. Nie uszło to jednak uwagi nauczyciela, który skarcił chłopca i kazał mu stanąć na bramce. Do końca meczu Tommy puścił pięć goli, wciąż wpatrując się rozpaczliwie w matkę. Megan zaczęła gryźć paznokcie. Żałowała tego, że tu przyszła. Było to straszne przeżycie zarówno dla niej, jak i dla chłopca.
Po powrocie do domu natknęła się w drzwiach na Berta, który właśnie wychodził.
– A mówiłem, że się pojawi – powiedział, mrugnąwszy do niej znacząco.
Nie chciała niczego tłumaczyć. Zresztą nie miała na to czasu. Wbiegła do swego mieszkania i rzuciła się Danielowi na szyję. Pewnie by się pocałowali, ale za drzwiami rozległ się głos gospodyni.
– Wstawiłam czajnik na gaz – powiedziała. – Możecie zrobić sobie herbaty.
Po chwili w półotwartych drzwiach pojawiła się głowa pani Cooper. Megan i Daniel odskoczyli od siebie, a nieco zmieszana gospodyni wycofała się niemal natychmiast.
– Gdzie byłaś? – spytał Daniel. – Czekam tu na ciebie już od paru godzin.
– Chciałam zobaczyć Tommy'ego – wyjaśniła.
– . Mogłem się tego domyślić. – Pokiwał głową. – I co, udało ci się? – spytał.
– Tak, ale widziałam go z daleka – odparła. – Stał na bramce. Nie chciałam siedzieć w domu. Myślałam, że mnie opuściłeś.
Daniel potarł policzek.
– Aha, rozumiem. Stąd to przyjęcie.
– Jesteś moją ostatnią szansą, Danielu – powiedziała z rozbrajającą szczerością. – Bez ciebie nie mam żadnej nadziei. Zrozum – tłumaczyła dalej – nie mogłam się do ciebie dodzwonić. To wyglądało tak, jakbyś wyjechał.
– Miałaś rację. Musiałem wyjechać – przyznał. – Tyle tylko, że w twojej sprawie.
Zacisnęła pięści. Mina Daniela wskazywała na to, że ma dla niej dobre wieści. Chciała je usłyszeć jak najprędzej.
– I co?! – wyrzuciła z siebie.
Usłyszeli pukanie do drzwi. To Daniel powiedział „proszę”, ponieważ w tej chwili żadne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Do pokoju weszła pani Cooper, niosąc przed sobą tacę z herbatą i cukrem. Musiała wcześniej rozmawiać z Bertem, ponieważ cała promieniała.
– Pomyślałam, że sama przygotuję herbatę – powiedziała. – Dajcie mi znać, dzieci, jakbyście jeszcze czegoś potrzebowali.
Daniel zapewnił ją, że to zrobią, pani Cooper raz jeszcze zerknęła na nich, uśmiechnęła się i wyszła. Jak każda starsza kobieta, miała w sobie coś ze swatki. Jednak Megan nie chciała o tym myśleć w tej chwili.
– I co? – powtórzyła spokojniej swoje pytanie.