Выбрать главу

Zwracał się do niej jak do podwładnej, ale było jej wszystko jedno. Cieszyła się, że odzyskał, przynajmniej częściowo, panowanie nad sobą.

Po dziesięciu minutach nieznośnej ciszy, przerywanej tylko pomrukami pijaka, dotarli do posterunku policji. Daniel wjechał na niewielki dziedziniec i zatrzymał samochód. Ledwie powstrzymał się przed wykopaniem pijaka z wozu.

Weszli do środka. Za biurkiem siedział wąsaty sierżant i przeglądał jakieś pismo.

– To Carter Denroy – powiedział bez zbędnych wstępów Daniel. – Jechał po pijanemu i omal nie spowodował wypadku.

Sierżant spojrzał na nich, ą następnie odłożył pismo.

– Dobrze. Zaraz sprawdzę, ile wypił. Daniel skinął głową.

– To nie pierwszy raz. Trzy lata temu, tak samo pijany, potrącił panią Keller i jej syna. Miał jednak dobrego prawnika, który przekonał sąd, że zdarzyło się to przypadkiem i że Denroy jest nieomal abstynentem. – Głos Daniela był pełen goryczy. – Widzi pan, jak łatwo bezkarnie kogoś zabić w tym mieście.

– Za… ara… aa – próbował protestować Denroy.

– Milcz – rzucił sierżant i zaczął uważnie przyglądać się Danielowi. – No tak, inspektor Keller – powiedział w końcu. – Pamiętam pana. Nazywam się Gladstone. Pracowaliśmy kiedyś w tym samym miejscu.

Z kolei Daniel przyjrzał się uważnie sierżantowi. Ochłonął nieco i zachowywał się znacznie spokojniej.

– Te wąsy to chyba nowy nabytek, sierżancie? Gladstone, wyraźnie zadowolony, przeciągnął palcami po bujnym zaroście nad górną wargą.

– Tak. I żona – dodał, wskazując obrączkę.

Megan nie słuchała rozmowy. Nareszcie dowiedziała się, w jakich okolicznościach zginęli najbliżsi Daniela, i gorąco mu współczuła. Przypomniała sobie rozmowę ze sprzątaczką. Trzy lata temu, tuż przed świętami… Właśnie wtedy Denroy zabił jego żonę i syna. A ona weszła do pokoju dziecka. Naruszyła świętość. Ale dlaczego Daniel nie zmienił wystroju tego pomieszczenia? To nienormalne. Nie można w ten sposób traktować przeszłości. Co było, nie wróci i trzeba się z tym jakoś pogodzić.

Trzy lata temu, pomyślała raz jeszcze. Trzy lata. Dopiero po chwili zrozumiała, że następne pytanie młodego sierżanta skierowane jest właśnie do niej.

– Słucham? Tak, byłam świadkiem – odparła. – To było straszne. Nazwisko? Anderson. Megan Elizabeth Anderson.

Kiedy wyszli z posterunku, Daniel spojrzał na zegarek.

– O Boże! Jak późno! Ciekawe, co pomyśli sobie pani Cooper.

– Nie chcę dzisiaj wracać do domu – powiedziała Megan.

– Co?

– Musimy porozmawiać.

Twarz Daniela pobladła. Tak samo wyglądał parę lat temu, kiedy prowadził jej sprawę.

– Nie, nie dzisiaj. Proszę.

– To ważne, Danielu.

Nie spytał, o co jej chodzi, ale ruszył w kierunku swojego domu.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kiedy znaleźli się wewnątrz, Daniel spojrzał na Megan uważnie. – O co chodzi? – spytał. – Co ci wpadło do głowy?

– Chciałabym, żebyś pozwolił mi na coś i nie pytał, dlaczego – powiedziała.

– Hm, dobrze. – Dziewczyna wyczuła w głosie Daniela wahanie. – Ale powiedz przynajmniej, o co chodzi.

– Chciałabym cię przesłuchać. Tak jak ty mnie. Daniel podniósł się z miejsca, chcąc skończyć tę rozmowę. – Co ci przyszło do głowy? – mruknął.

– Bardzo proszę – szepnęła. – Muszę wiedzieć o tobie pewne rzeczy. W związku z Denroyem – dodała.

Mężczyzna opadł na fotel.

– Nie ma takiej potrzeby – stwierdził.

– Ależ jest! Nie rozumiesz tego? Kto pozwolił ci grzebać w moim życiu, ukrywając starannie swoje sekrety?

Spojrzał na nią jak na bezczelną uczennicę. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się, żeby podejrzana zachowywała się w ten sposób.

– Musiałem to zrobić z powodu śledztwa – odparł. – Interesowały mnie wszystkie materiały, które mogły pomóc wyjaśnić sprawę Graingera.

Megan spojrzała na niego z uwagą.

– Czy jesteś pewny, że Denroy nie ma tutaj nic do rzeczy? – spytała cicho.

Chyba po raz pierwszy, od kiedy go znała, zobaczyła, że się czerwieni. Daniel był zmieszany i bardzo chciał to ukryć, przez co zmieszał się jeszcze bardziej.

– Czy to pomoże nam w złapaniu Jacksona Graingera? – odpowiedział pytaniem.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi. Proszę, porozmawiaj ze mną.

Westchnął głęboko i opadł na oparcie fotela. Znowu wyglądał staro. Miał zresztą prawo być zmęczony. Jechali przecież całe popołudnie, a potem przydarzyła im się ta historia z Denroyem.

– Pytaj – rzucił po półminutowej ciszy. Dziewczyna przełknęła ślinę.

– Chciałabym, żebyś mi opowiedział o swojej żonie. Daniel pustym wzrokiem patrzył przed siebie. Mówił mechanicznie, jakby go rzeczywiście przesłuchiwano.

– Byliśmy małżeństwem przez siedem lat. Dobrym małżeństwem. Mieliśmy syna, który nazywał się Neil.

. – Jaka była?

– Wyrozumiała. – Westchnął. – Przede wszystkim wyrozumiała. Pobraliśmy się za młodu. Nie ukrywam, że byłem wtedy chuliganem. Kiedy ją poznałem, od razu powiedziała, że muszę się zmienić. Nie protestowała, kiedy wybrałem pracę w policji, chociaż wiedziała, co ją czeka. Dzięki niej zostałem porządnym człowiekiem. Wydoroślałem i stałem się zdolny do miłości.

– Musiała być niezwykłą osobą.

– Była moim zbawieniem – powiedział po prostu. Megan patrzyła ze zdziwieniem na rozjaśnioną twarz siedzącego przed nią mężczyzny. Czy to możliwe, żeby jeszcze przed chwilą była tak szara i zmęczona? Poczuła nie znane jej do tej pory ukłucie zazdrości. Czy ktoś kiedyś mówił o niej w ten sposób? Czy miłość do niej uczyniła kogoś lepszym? Jeżeli tak, to z pewnością nie Briana.

– Byliście szczęśliwi – szepnęła. Nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie faktu.

– Bardzo. Zwłaszcza po tym, jak urodził się Neil. Dopiero wtedy odkryłem, że potrafię się zmienić i że jest to zmiana na lepsze. – Daniel ciągnął swoją opowieść, zapominając o obecności Megan. – Oczywiście nie było to łatwe, ale rozumiałem coraz lepiej potrzeby żony i syna.

– A potem? – spytała.

Cały blask zniknął nagle z twarzy Daniele. Znowu miała przed sobą złamanego życiem, zmęczonego człowieka.

– Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Sally wybrała się z synem do swoich rodziców. Mieszkają w południowej części Londynu. Mówiłem, żeby wzięła samochód, ale wolała metro ze względu na duży ruch przedświąteczny. Kiedy nie pojawiła się do dziesiątej, zadzwoniłem do teściów. Powiedzieli, że już wyszła. Zacząłem się niepokoić. W końcu koło jedenastej odezwał się do mnie jeden z kolegów, którego wezwano do wypadku. Rozpoznał moją żonę.

Megan poczuła, że ścierpła jej skóra, a język zupełnie odmawia posłuszeństwa.

– Denroy był sprawcą wypadku?

– Tak. Według świadków po prostu wjechał na chodnik. Sally własnym ciałem osłaniała Neila. Podobno wyglądało to tak, jakby Denroy specjalnie ją ścigał. Jakby to było częścią jakiejś potwornej zabawy. Oczywiście był pijany i odmawiał zeznań.

– Widziałeś go wtedy? Daniel skinął głową.

– Ale to nie on był najgorszy – powiedział. – Jechała z nim kobieta, która tak pokierowała całą sprawą, żeby Denroy nie musiał zeznawać. Od razu zażądała prawnika. Gdyby nie to, przyskrzyniłbym tego drania.

– Opowiedz mi o tej kobiecie. Daniel wzruszył ramionami.

– Nie znałem jej. Była zimna i pewna siebie, to na pewno.

– Jak wyglądała?

– Ładna. Ze starannym makijażem, paznokciami pomalowanymi na czerwono, ubrana w czerwoną suknię ze złotymi dodatkami.