Выбрать главу

W końcu przetarła oczy i spojrzała na podłogę. Leżał na niej portfel Daniela. Musiał mu wypaść z kieszeni w czasie kłótni. Oboje byli tak wzburzeni, że niczego nie zauważyli.

Megan poczuła, że znowu może działać. Chwyciła zgubę i wybiegła na ulicę. Niestety, zobaczyła tylko tylne światła oddalającego się samochodu. Na szczęście, niemal jak na zawołanie, przed domem pojawiła się taksówka Berta. Kierowca wysiadł z niej i ziewnął szeroko.

– Na dzisiaj koniec – oznajmił. – Mam już dość. Dziewczyna spojrzała na niego błagalnie.

– Bert! Potrzebuję twojej pomocy.

– O co chodzi? – spytał starszy mężczyzna. – Mam wsiadać do samochodu?

– Mój przyjaciel zgubił portfel – powiedziała. Bert bez słowa zajął miejsce za kierownicą.

– Jeszcze go widać – ciągnęła Megan. – O, teraz skręcił. Jedziemy za nim.

Udało im się podjechać trochę bliżej, tak że widzieli już wyraźnie tył samochodu Daniela. Wkrótce jednak ruch się nasilił i utknęli w korku.

– Cholerny mecz – westchnął Bert. – Dobrze przynajmniej, że nie tracimy twego przyjaciela z oczu.

Po chodniku obok przejechał samochód z kibicami. Trójka młodych ludzi wymachiwała barwnymi szalikami, a chłopak na przednim siedzeniu zagrał fałszywie na trąbce.

– Chuliganeria – rzucił Bert.

– Czy nie moglibyśmy…? – Megan nie dokończyła, ponieważ po chwili za kabrioletem pojawił się wóz policyjny. – Zaraz. Przecież mam jego adres. Możemy się nie spieszyć.

Podała Bertowi adres Daniela, ale starszy mężczyzna pokręcił tylko głową. Właśnie zmieniły się światła i samochody znowu ruszyły.

– Jesteś pewna, że nie wybrał się gdzie indziej? – spytał Bert. – Skręcił w lewo, a powinien jechać prosto.

– Nic podobnego – odparła dziewczyna. – Gdzie mógłby się wybierać o tej porze?

Bert chrząknął, jakby się czymś zadławił.

– Może, hm… ma kogoś.

– Wykluczone – stwierdziła z mocą. – Jedziemy za nim.

Po przejechaniu kolejnego kilometra zrozumiała, że Daniel rzeczywiście nie jedzie do domu. Wspominał kiedyś o rodzinie, ale ona również mieszkała w innej części Londynu. Poczuła mrowienie na plecach. Nie była pewna, czy ma prawo wtrącać się do spraw Daniela.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Keller ma własne życie. Do tej pory sądziła, że jej sprawa wypełniała mu cały czas.

– Dodaj gazu – prosiła Berta. – Zaraz nam ucieknie.

Samochody kibiców rozproszyły się już. Droga przed nimi była prawie pusta.

– Nie ucieknie, zaufaj mi – uspokoił ją Bert. – Nie chcę podjeżdżać zbyt blisko, żeby nie zauważył, że go śledzimy.

Siedzimy? A więc do tego doszło? Megan nie czuła się z tym zbyt dobrze, ale chciała wiedzieć, dokąd jedzie Daniel. Przez następne chwile walczyły w niej dwa sprzeczne uczucia. Kto wie, jak by się to skończyło, ale po paru minutach znowu się zatrzymali. Tym razem nie na światłach, a przed podjazdem do wysokiego budynku.

– Poczekać na ciebie, czy sama sobie poradzisz? – spytał Bert.

Dopiero teraz zauważyła samochód Daniela zaparkowany przy schodach. Wewnątrz nie było nikogo.

– Poradzę sobie. – Zaczęła grzebać w torebce. – Ile ci jestem winna?

– Daj spokój. – Bert podjechał do głównego wejścia budynku. – Wyskakuj. Nie mogę tu długo stać.

Podziękowała staremu taksówkarzowi i wysiadła. Bez namysłu weszła do środka gmachu. Dopiero po chwili zrozumiała, że jest to jakaś instytucja, a nie dom prywatny. Wciągnęła w nozdrza charakterystyczny zapach.

– Przepraszam, gdzie jestem? – spytała kobietę siedzącą za długim, białym biurkiem.

To pytanie musiało zabrzmieć idiotycznie, ale kobieta nie wykazała zdziwienia.

– W szpitalu Netherham. Czym mogę pani służyć?

– W szpitalu? – powtórzyła.

– Oczywiście. Przed drzwiami jest tabliczka. O co pani chodzi?

Cały ten dialog musiał brzmieć dość dziwnie. Nikt przecież nie trafia przypadkiem do szpitala.

– Jechałam za panem Kellerem – wyjaśniła Megan. – Zgubił portfel i chciałam mu go oddać.

Kobieta zza biurka kiwnęła ze zrozumieniem głową.

– Poszedł do syna – powiedziała. – Jest w sali na końcu korytarza.

Z kolei Megan poczuła, że nic nie rozumie. Na moment zupełnie ją zamurowało.

– M… myślałam, że… że Neil nie żyje. Recepcjonistka westchnęła.

– Co za różnica? Od trzech lat jest w stanie śpiączki i nie udało się go obudzić. To żywa roślina.

– Od trzech lat? – powtórzyła Megan.

– Tak, chociaż teraz pewnie pan Keller zabierze stąd syna – powiedziała recepcjonistka, a następnie zakryła dłonią usta.

– Dlaczego? – spytała Megan. Kobieta pokręciła głową.

– To ten mój niewyparzony język – westchnęła ponownie. – Nie powinnam tyle mówić. Jeszcze wyrzucą mnie z pracy.

– Ale tak między nami – drążyła Megan. – Nikt się o tym nie dowie.

Recepcjonistka rozejrzała się na boki.

– To prywatny szpital – powiedziała. – Wie pani, ile wynoszą tutaj opłaty? – Wzniosła oczy do sufitu, jakby śledząc niewidzialną górę pieniędzy potrzebną na leczenie. – Pan Keller już wcześniej zalegał z płatnościami, a teraz, kiedy mają go wyrzucić z policji… – kobieta zawiesiła głos. – To straszne nieszczęście. Pan Keller siedzi czasem całą noc przy łóżku chłopca.

Megan odsunęła się trochę od biurka, bojąc się, że zostanie rozpoznana.

– Gdzie jest ten pokój? – spytała.

– Na końcu korytarza – powtórzyła recepcjonistka. – Numer piętnaście. Nie jestem jednak pewna, czy powinnam tam panią wpuścić.

– Nic się nie stanie – zapewniła ją Megan. – Jestem przyjaciółką pana Kellera.

Skierowała się szybko w stronę wskazanego miejsca, w obawie, że recepcjonistka rozmyśli się albo nabierze podejrzeń. Uchyliła drzwi. Początkowo nikogo nie dojrzała, ponieważ w pokoju paliła się tylko jedna lampka. Wkrótce jednak dostrzegła łóżko, w którym leżała niewielka postać. Daniel siedział pochylony tuż obok syna.

Łzy same napłynęły jej do oczu. Chciała się wycofać, ale nie mogła opuścić Daniela. Był przecież tak samotny i wyglądał na kompletnie załamanego. Otworzyła szerzej drzwi i właśnie w tym momencie Daniel się odwrócił.

Przestraszyła się, że wezwie personel i każe ją wyrzucić. Patrzył na nią, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Megan uznała, że nie ma wyjścia, i ruszyła w jego kierunku.

– Zostawiłeś portfel – zaczęła, chcąc uprzedzić wszelkie pytania. – Oto i on.

Wyciągnęła przed siebie niewielki skórzany przedmiot, a Daniel przyjął go bez słowa.

– Dziękuję.

– Naprawdę nie przypuszczałam, że tu trafię – ciągnęła. – Pewnie nie chciałeś, żebym wiedziała…

Skrzywił się lekko, jakby chcąc dać do zrozumienia, że jest mu to obojętne.

– Dlaczego miałbym nie chcieć?

– Nigdy nie mówiłeś, że Neil żyje. Myślałam, że zginął w wypadku razem z matką. Poza tym boję się, że po tym wszystkim, co ci dzisiaj nagadałam, na pewno mnie znienawidzisz.

Daniel pokręcił głową, ale zrobił to bez wyraźnego przekonania.

– Oczywiście, że nie. Po prostu byliśmy zmęczeni. – Westchnął. – A co do Neila… zawsze trudno mi o tym mówić.

Traktował ją przyjaźnie, ale Megan czuła, że chce zachować dystans. Pragnęła, żeby to się zmieniło. Właśnie teraz, po tym, co odkryła. Zebrała całą odwagę i spojrzała na chłopca, który spoczywał na łóżku. Wyglądał może nieco blado, ale poza tym zupełnie normalnie.